XLIII

805 78 9
                                    

Drużyna Bucky’ego, w skład której wchodzili Bruce, Clint, Loki i bliźniaki Maximoff, od razu wybrała Barnesa na "lidera". W drugiej grupie o dowództwo wybuchły spory zażegnane dopiero moment przez wyjściem na arenę zmagań. Finalnie liderem został Rhodes bo jako jedyny po prostu czekał, aż reszta przestanie się kłócić i wszyscy stwierdzili, że będzie najodpowiedniejszy do tej roli.
Arena była niesamowita i wszyscy ci, którzy byli kiedykolwiek na wojnie poczuli ukłucie niepokoju gdy się po niej rozglądali. Loki dyskretnie ścisnął dłoń Tony'ego i posłał mu pokrzepiający uśmiech.
- No dobra, pamiętajcie o flarach, jak dla kogoś będzie za dużo to przerywamy! - krzyknął Wilson.
- Minuta na rozejście się po arenie, potem zaczynamy! - dodał Bucky.
- Gramy do ostatniego żywego? - zapytał Pietro.
- Jeżeli zdążycie się wymordować w półtorej godziny... - Barnes uśmiechnął się. - Powodzenia.
Złapał spojrzenie Steve'a i uśmiechnął się do niego. Potem poprawił broń na ramieniu i ruszył na stojącą z boku wieżyczkę. W końcu był snajperem i zamierzał z tego skorzystać.
Na początku był chaos. Kulki z farbą latały pomiędzy nimi w masowej ilości jakby każdy chciał wyczuć siłę i zasięg broni. Tylko Bucky skryty w swojej wieżyczce ostrożnie i przemyślanie celował do członków przeciwnej drużyny nie marnując ani jednego pocisku. Szczególnie upodobał sobie strzelanie do Steve'a za co ten nagradzał go wyciągniętym w jego stronę środkowym palcem.
Grali już dobre czterdzieści minut gdy Bucky ze swojego obserwatorium dostrzegł Sama, który zdawał się uciekać z pola głównej walki by skryć się za jednym ze sztucznych, piaszczystych pagórków. Barnesowi zdawało się to dziwne, i nieco niepokojące, więc opuścił swoją pozycję i ruszył w jego stronę, okazjonalnie wysyłając kilka pocisków w stronę drużyny przeciwnej i trafiając niemal we wszystkich przypadkach. W końcu dotarł do Sama; mężczyzna siedział tyłem do walczących z zamkniętymi oczami i oddychał ciężko.
- Mam strzelać? - zapytał cicho Bucky. Wilson spojrzał na niego wystraszony, a gdy zorientował się, kto do niego mówi, wzruszył ramionami starając się wyglądać obojętnie.
- Rób co chcesz, i tak już jestem cały w twojej farbie - rzucił.
- Nie o to mi chodziło. Pytałem o flarę.
- Co? Nie, po co? Wszystko w porządku - odpowiedział szybko Sam. Bucky westchnął i usadowił się obok niego, korzystając z pagórka jak z podpórki na broń. Wymierzył i strzelił do zbliżającego się Steve'a prosto w pierś. Rogers pokazał mu środkowy palec.
- Też cię kocham, Stevie! - krzyknął mu Bucky i zaśmiał się pod nosem. Potem już poważniej zerknął na Sama.
- Wilson, masz pięć sekund żeby mi powiedzieć, o co chodzi, albo wystrzelę flarę i będziesz musiał się tłumaczyć reszcie - rzucił.
- Po prostu... Żadna z misji, w jakiej brałem udział jako Falcon nie przypominała Afganistanu tak bardzo jak to - powiedział w końcu Sam. Bucky pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Poradzisz sobie z tym? Bo szczerze mówiąc nie wyglądasz.
- Zaraz mi przejdzie - odparł Wilson. - Zawsze przechodzi.
- To nie jest pierwszy raz?
- Czasami się zdarza. Udaję, że nie, bo przecież przestałbym być wiarygodny pomagając innym w takiej sytuacji, ale sam... Sam mam problemy.
- To, że je masz, nie znaczy, że nie możesz pomagać innym z problemami. To znaczy, że przynajmniej wiesz, co robisz, bo też tam byłeś.
Sam wywrócił oczami.
- Od kiedy ty jesteś taki głęboko myślący? - zapytał.
- A od kiedy ty... A nie, ty zawsze byłeś wredny - rzucił Bucky, strzelając tym razem do Tony'ego. Wilson parsknął śmiechem.
- Dzięki, Barnes - powiedział w końcu.
- Już z tobą w porządku?
- Chyba tak.
- To "chyba" nie brzmi zbyt pewnie.
- Dobra, dobra, nie czepiaj się już, jest okej. Możesz już sobie iść.
- Dziesięć sekund. Potem znowu jesteśmy w przeciwnych drużynach, w porządku?
Sam kiwnął głową i uśmiechnął się do niego lekko. Barnes oparł broń na ramieniu i ruszył w stronę głównej areny zmagań. Nie zdążył ujść dziesięciu kroków gdy poczuł kilka pocisków uderzających go w plecy. Nie musiał się odwracać żeby wiedzieć, kto strzelał.
Gra zaczęła się od nowa.
***
- Nie lubię tego robić, ale muszę. Barnes, miałeś naprawdę dobry pomysł z tym paintballem - stwierdził Tony gdy już wyszli. Skończyło się ogłoszeniem remisu pomiędzy ich drużynami, bo na mundurach była czysta feeria barw.
- Zgadzam się ze Starkiem a wiecie, że raczej tego nie robię - dodała Natasha. Bucky uśmiechnął się.
- Chociaż raz coś mi wyszło w życiu - rzucił. Steve pocałował go w policzek.
- Hej, patrzcie, klub karaoke! - krzyknął nagle Tony.
- Tony, nie... - zagroził Loki, ale mężczyzna już wyrwał dłoń z jego uścisku i ruszył przed siebie.
- Idziemy tam. I nie przyjmuję odmowy! Pójdę nam załatwić imprezę zamkniętą - i jak powiedział, tak zrobił.
- Myślmy pozytywnie. Może tam już jest impreza zamknięta? - rzucił z nadzieją w głosie Steve.
- Nawet jeśli, to Anthony jest skłonny im wszystkim zapłacić, żeby impreza się skończyła i żeby mógł postawić na swoim - odpowiedział Loki.
- Chodźcie, załatwiłem nam klub do rana! - krzyknął Stark pozbawiając ich wszystkich nadziei.
- Tak się cieszymy, że bierzesz nasze zdanie pod uwagę - stwierdził Clint.
- Oj dajcie spokój, będzie fajnie. Kto nie chciałby się napić po dobrej walce?
- Na pewno nie Peter - odpowiedział Steve. - Pragnę ci przypomnieć, że to jest jeszcze dziecko.
- Mam szesnaście lat! - zbuntował się Parker.
- Co wciąż nie sprawia, że jesteś wystarczająco posunięty w latach, by pić alkohol. Kapitan mrożonka ma tutaj rację - odpowiedział Tony. - Ale jeśli chcesz iść z nami to colę też tam mają.
- W porządku - Natasha skapitulowała. - Przy odrobinie szczęścia Stark szybko stracił kontakt z rzeczywistością i będziemy mogli wrócić do domu - dodała już ciszej.
- Słyszałem to! I nie liczyłbym na to - odpowiedział jej Tony. - To co, idziemy?
Przeszedł wśród nich pomruk potwierdzenia i w końcu ruszyli w stronę baru. Może jednak nie będzie tak źle?
----
Dzisiaj troszkę krócej, ale za to następny rozdział raczej będzie jednym z dłuższych :D
Mam nadzieję, że Wam się podobało :D
Do następnego!

Wings of loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz