XXII

1K 91 13
                                    

#Maraton 6
---
- Naprawdę musisz jechać? - zapytał cicho Bucky. Steve przytulił go lekko.

- Też wolałbym zostać - mruknął. - Ale niestety świat wzywa, a jako bohater muszę ruszyć do akcji.

Ciszę, która zapadła po ich słowach przerwało pukanie do drzwi.

- Spodziewasz się kogoś? - zapytał Bucky. Steve przytaknął, a potem wypuścił go z ramion i ruszył, by wpuścić przybysza. Barnes ruszył za nim i zamarł, gdy w progu mieszania zobaczył Lokiego.

- Hej, Bucky - rzucił czarnowłosy.

- Co ty tu robisz? - Bucky zmarszczył brwi.

- Mam cię pilnować, żebyś nie siedział sam, kiedy kapitana nie ma w domu - odpowiedział Laufeyson.

- Steve? Wiedziałeś o tym?

- Wiedziałem, zgodziłem się na to. Naprawdę nie chcę, żebyś został sam - odpowiedział blondyn.

- Reszta brała pod uwagę przysłanie tutaj Wandy, ale cóż, Steve był przeciwko.

- Dlaczego? - zdziwił się Bucky.

- Zazdrość - na wargach Lokiego błąkał się uśmiech. - Spójrz prawdzie w oczy, dziewczyna jest ładna, kapitan się przestraszył.

- Zamknij się - mruknął Steve. Potem chwycił Bucky'ego za nadgarstek i pociągnął go do sypialni. Tam przyciągnął go do długiego pocałunku.

- Będę tęsknił. Możesz dzwonić, kiedy tylko będziesz chciał, jeśli akurat nie będę walczył, to odbiorę. Loki ma rejestrator położenia, więc jeśli coś się będzie działo, będziemy wiedzieć - wyrzucił z siebie, gdy przerwali pocałunek.

- Uważaj na siebie, Stevie. Nie chcę żyć w świecie, w którym ciebie nie będzie - odpowiedział cicho Bucky wtulając się po raz kolejny w tors blondyna.

- Nic mi nie będzie, Bucky. Wrócę cały i zdrowy, zanim zdążysz się zorientować - Steve pocałował go w czoło, a potem odsunął się. - Muszę iść, Tony pewnie już czeka na dole.

Barnes kiwnął głową i razem opuścili pokój. Odprowadził blondyna do samych drzwi, a potem pomachał mu powoli.

- Do zobaczenia, Stevie - powiedział jeszcze.

- Do zobaczenia, Bucky.

***

Bucky przygotował Lokiemu posłanie na kanapie w salonie, a potem przystanął przy wejściu do sypialni i obrzucił salon niepewnym spojrzeniem.

- Potrzebujesz jeszcze czegoś? - zapytał.

- Nie, wszystko mam. Idziesz się już położyć?

Barnes kiwnął głową, wyraźnie unikając wzroku Lokiego.

- Dobranoc - mruknął jeszcze, zanim zniknął w sypialni.

- Śpij dobrze - odpowiedział Laufeyson. Czarnowłosy zauważył, że Bucky nie zamknął za sobą drzwi, a nawet otworzył je szerzej. Nie zastanawiał się nad tym już dłużej, ale położył się i próbował zasnąć.

***

"Życzenie. Zardzewiały. Siedemnaście. Jutrzenka. Piec. Dziewięć. Dobroczynny. Powrót do domu. Jeden. Wagon ciężarowy."

Z każdym kolejnym słowem Bucky coraz mocniej rzucał się w więzach, które trzymały go na miejscu. Kiedy Rosjanin wypowiedział ostatnie, Barnes spojrzał na niego pustym wzrokiem.

- Żołnierzu?

- Nie!

Bucky obudził się z krzykiem. W głowie cały czas słyszał opis kolejnych celów, które przybliżano mu przez lata, przeplatane z głosem Zimowego gdzieś z tyłu głowy. Wyplątał się z kołdry i narzucił sobie na ramiona koszulę Steve'a, wdychając jego zapach. Potem na drżących nogach wyszedł z pokoju. Starał się być jak najciszej, by nie obudzić Lokiego. Laufeyson, pomimo hałasu, który zrobił po przebudzeniu Bucky, zdawał się nadal spać spokojnie. Barnes wszedł do kuchni i wstawił wodę w czajniku. Otworzył szafkę i zaczął szukać w niej swojego ulubionego kubka.

- Już nie śpisz? - usłyszał nagle, przez co niemal wypuścił naczynie z rąk.

- Loki, do diabła, nie strasz mnie tak - warknął obracając się do niego. - Wracaj do łóżka.

- Po pierwsze śpię na kanapie, nie na łóżku, a po drugie...nie.

- Loki...

- Jestem tu, żeby cię pilnować. I tak nie spałem, więc wiem, że znowu miałeś koszmar.

Bucky westchnął cicho.

- Chcesz herbaty?

Czarnowłosy kiwnął głową i usiadł przy kuchennym stole.

- Co ci się śniło?

- Nieważne.

- James, w ten sposób sobie nie pomożesz.

- Ty mi też nie pomożesz, więc po co mam przechodzić przez to jeszcze raz, żeby zaspokoić twoją ciekawość?!

- Skąd wiesz, że nie jestem w stanie ci pomóc?

Bucky wreszcie na niego spojrzał, z zaskoczeniem wypisanym na twarzy.

- Możesz?

- Nie wiem. Ale jeśli powiesz mi, o czym był twój koszmar, może będę mógł.

Bucky pokręcił głową i oparł się o ścianę.

- Ten sen... Mam wrażenie, jakby to było prawdziwe. Jakby programowali mnie przez sen. Śni mi się, że jestem przywiązany do fotela, a ktoś recytuje te słowa. Potem się budzę i mam taki cholerny mętlik w głowie! To nie był pierwszy raz, ale zawsze to się zdarza, kiedy Steve wyjeżdża. Myślałem, że to kwestia tego, że zostaję sam, ale teraz...

- Może masz rację. Może naprawdę ktoś namieszał ci w głowie i próbują obudzić Zimowego kiedy ty śpisz.

- Myślisz, że to możliwe?

- Wystarczy, że mają kogoś o umiejętnościach podobnych do Wandy. Ktoś taki minie cię w tłumie i może zrobić wszystko, a ty nawet się nie zorientujesz. Gdybym miał swoją magię, mógłbym to sprawdzić, ale Odyn mi ją odebrał, zanim mnie tu wysłał.

- Nie, żeby to było dziwne - stwierdził Bucky, a Loki uśmiechnął się lekko.

- Mam pomysł - powiedział nagle. Wstał i spojrzał w górę tak przenikliwie, jakby chciał spojrzeć przez sufit, a nawet jeszcze dalej.

- Odynie! Wiem, że mnie obserwujesz, i że mnie słyszysz, nie zostawiłbyś mnie bez nadzoru! Muszę z tobą pomówić, poślij mi posłańca, który będzie mógł przekazać ci wiadomość! - krzyknął. Bucky spojrzał na niego zaskoczony.

- Myślisz, że to pomoże?

- Kiedyś na pewno kogoś tu przyśle. Pewnie jutro...

Loki urwał, gdy oboje usłyszeli głośny trzask i rumor dochodzący z korytarza. Bucky wyciągnął z szuflady pistolet i skontrolował kompletność magazynka.

- Naprawdę trzymasz broń w kuchni? - czarnowłosy parsknął śmiechem.

- Trzymam tam dużo więcej niż jeden pistolet, i chętnie cię z nimi zapoznam, jeśli się nie zamkniesz - syknął Barnes. Powoli ruszył w stronę drzwi wejściowych, ale nim tam dotarł, do salonu wtoczył się wysoki, siwy mężczyzna z opaską na oku.

- Kim jesteś?! Co tu robisz i czemu bezceremonialnie pakujesz mi się do domu?! Gadaj! - Bucky zbliżył się do niego z pistoletem wyciągniętym w jego stronę. Loki chwycił go za nadgarstek, próbując wytrącić mu broń z ręki.

- Bucky... James, przestań!

- Bo co? - warknął Barnes.

- Bo to Odyn. Władca Asgardu, wszechojciec i tak dalej we własnej osobie.

- Oh - Bucky opuścił pistolet i zamrugał zaskoczony. - Widzisz, pomyliłeś się. Nie przysłał posłańca.

------

Początkowo miałam opisać misję, na którą pojechała reszta, ale jakoś mi to nie szło, więc zostałam na Brooklynie :D

Wings of loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz