#Maraton 6
---
- Naprawdę musisz jechać? - zapytał cicho Bucky. Steve przytulił go lekko.- Też wolałbym zostać - mruknął. - Ale niestety świat wzywa, a jako bohater muszę ruszyć do akcji.
Ciszę, która zapadła po ich słowach przerwało pukanie do drzwi.
- Spodziewasz się kogoś? - zapytał Bucky. Steve przytaknął, a potem wypuścił go z ramion i ruszył, by wpuścić przybysza. Barnes ruszył za nim i zamarł, gdy w progu mieszania zobaczył Lokiego.
- Hej, Bucky - rzucił czarnowłosy.
- Co ty tu robisz? - Bucky zmarszczył brwi.
- Mam cię pilnować, żebyś nie siedział sam, kiedy kapitana nie ma w domu - odpowiedział Laufeyson.
- Steve? Wiedziałeś o tym?
- Wiedziałem, zgodziłem się na to. Naprawdę nie chcę, żebyś został sam - odpowiedział blondyn.
- Reszta brała pod uwagę przysłanie tutaj Wandy, ale cóż, Steve był przeciwko.
- Dlaczego? - zdziwił się Bucky.
- Zazdrość - na wargach Lokiego błąkał się uśmiech. - Spójrz prawdzie w oczy, dziewczyna jest ładna, kapitan się przestraszył.
- Zamknij się - mruknął Steve. Potem chwycił Bucky'ego za nadgarstek i pociągnął go do sypialni. Tam przyciągnął go do długiego pocałunku.
- Będę tęsknił. Możesz dzwonić, kiedy tylko będziesz chciał, jeśli akurat nie będę walczył, to odbiorę. Loki ma rejestrator położenia, więc jeśli coś się będzie działo, będziemy wiedzieć - wyrzucił z siebie, gdy przerwali pocałunek.
- Uważaj na siebie, Stevie. Nie chcę żyć w świecie, w którym ciebie nie będzie - odpowiedział cicho Bucky wtulając się po raz kolejny w tors blondyna.
- Nic mi nie będzie, Bucky. Wrócę cały i zdrowy, zanim zdążysz się zorientować - Steve pocałował go w czoło, a potem odsunął się. - Muszę iść, Tony pewnie już czeka na dole.
Barnes kiwnął głową i razem opuścili pokój. Odprowadził blondyna do samych drzwi, a potem pomachał mu powoli.
- Do zobaczenia, Stevie - powiedział jeszcze.
- Do zobaczenia, Bucky.
***
Bucky przygotował Lokiemu posłanie na kanapie w salonie, a potem przystanął przy wejściu do sypialni i obrzucił salon niepewnym spojrzeniem.
- Potrzebujesz jeszcze czegoś? - zapytał.
- Nie, wszystko mam. Idziesz się już położyć?
Barnes kiwnął głową, wyraźnie unikając wzroku Lokiego.
- Dobranoc - mruknął jeszcze, zanim zniknął w sypialni.
- Śpij dobrze - odpowiedział Laufeyson. Czarnowłosy zauważył, że Bucky nie zamknął za sobą drzwi, a nawet otworzył je szerzej. Nie zastanawiał się nad tym już dłużej, ale położył się i próbował zasnąć.
***
"Życzenie. Zardzewiały. Siedemnaście. Jutrzenka. Piec. Dziewięć. Dobroczynny. Powrót do domu. Jeden. Wagon ciężarowy."
Z każdym kolejnym słowem Bucky coraz mocniej rzucał się w więzach, które trzymały go na miejscu. Kiedy Rosjanin wypowiedział ostatnie, Barnes spojrzał na niego pustym wzrokiem.
- Żołnierzu?
- Nie!
Bucky obudził się z krzykiem. W głowie cały czas słyszał opis kolejnych celów, które przybliżano mu przez lata, przeplatane z głosem Zimowego gdzieś z tyłu głowy. Wyplątał się z kołdry i narzucił sobie na ramiona koszulę Steve'a, wdychając jego zapach. Potem na drżących nogach wyszedł z pokoju. Starał się być jak najciszej, by nie obudzić Lokiego. Laufeyson, pomimo hałasu, który zrobił po przebudzeniu Bucky, zdawał się nadal spać spokojnie. Barnes wszedł do kuchni i wstawił wodę w czajniku. Otworzył szafkę i zaczął szukać w niej swojego ulubionego kubka.
- Już nie śpisz? - usłyszał nagle, przez co niemal wypuścił naczynie z rąk.
- Loki, do diabła, nie strasz mnie tak - warknął obracając się do niego. - Wracaj do łóżka.
- Po pierwsze śpię na kanapie, nie na łóżku, a po drugie...nie.
- Loki...
- Jestem tu, żeby cię pilnować. I tak nie spałem, więc wiem, że znowu miałeś koszmar.
Bucky westchnął cicho.
- Chcesz herbaty?
Czarnowłosy kiwnął głową i usiadł przy kuchennym stole.
- Co ci się śniło?
- Nieważne.
- James, w ten sposób sobie nie pomożesz.
- Ty mi też nie pomożesz, więc po co mam przechodzić przez to jeszcze raz, żeby zaspokoić twoją ciekawość?!
- Skąd wiesz, że nie jestem w stanie ci pomóc?
Bucky wreszcie na niego spojrzał, z zaskoczeniem wypisanym na twarzy.
- Możesz?
- Nie wiem. Ale jeśli powiesz mi, o czym był twój koszmar, może będę mógł.
Bucky pokręcił głową i oparł się o ścianę.
- Ten sen... Mam wrażenie, jakby to było prawdziwe. Jakby programowali mnie przez sen. Śni mi się, że jestem przywiązany do fotela, a ktoś recytuje te słowa. Potem się budzę i mam taki cholerny mętlik w głowie! To nie był pierwszy raz, ale zawsze to się zdarza, kiedy Steve wyjeżdża. Myślałem, że to kwestia tego, że zostaję sam, ale teraz...
- Może masz rację. Może naprawdę ktoś namieszał ci w głowie i próbują obudzić Zimowego kiedy ty śpisz.
- Myślisz, że to możliwe?
- Wystarczy, że mają kogoś o umiejętnościach podobnych do Wandy. Ktoś taki minie cię w tłumie i może zrobić wszystko, a ty nawet się nie zorientujesz. Gdybym miał swoją magię, mógłbym to sprawdzić, ale Odyn mi ją odebrał, zanim mnie tu wysłał.
- Nie, żeby to było dziwne - stwierdził Bucky, a Loki uśmiechnął się lekko.
- Mam pomysł - powiedział nagle. Wstał i spojrzał w górę tak przenikliwie, jakby chciał spojrzeć przez sufit, a nawet jeszcze dalej.
- Odynie! Wiem, że mnie obserwujesz, i że mnie słyszysz, nie zostawiłbyś mnie bez nadzoru! Muszę z tobą pomówić, poślij mi posłańca, który będzie mógł przekazać ci wiadomość! - krzyknął. Bucky spojrzał na niego zaskoczony.
- Myślisz, że to pomoże?
- Kiedyś na pewno kogoś tu przyśle. Pewnie jutro...
Loki urwał, gdy oboje usłyszeli głośny trzask i rumor dochodzący z korytarza. Bucky wyciągnął z szuflady pistolet i skontrolował kompletność magazynka.
- Naprawdę trzymasz broń w kuchni? - czarnowłosy parsknął śmiechem.
- Trzymam tam dużo więcej niż jeden pistolet, i chętnie cię z nimi zapoznam, jeśli się nie zamkniesz - syknął Barnes. Powoli ruszył w stronę drzwi wejściowych, ale nim tam dotarł, do salonu wtoczył się wysoki, siwy mężczyzna z opaską na oku.
- Kim jesteś?! Co tu robisz i czemu bezceremonialnie pakujesz mi się do domu?! Gadaj! - Bucky zbliżył się do niego z pistoletem wyciągniętym w jego stronę. Loki chwycił go za nadgarstek, próbując wytrącić mu broń z ręki.
- Bucky... James, przestań!
- Bo co? - warknął Barnes.
- Bo to Odyn. Władca Asgardu, wszechojciec i tak dalej we własnej osobie.
- Oh - Bucky opuścił pistolet i zamrugał zaskoczony. - Widzisz, pomyliłeś się. Nie przysłał posłańca.
------
Początkowo miałam opisać misję, na którą pojechała reszta, ale jakoś mi to nie szło, więc zostałam na Brooklynie :D
CZYTASZ
Wings of love
FanfictionNowy rozdział w każdą sobotę! I proszę mi Nie Grozić z powodu wydarzeń w tym opowiadaniu. Jeszcze jedna taka sytuacja i cofnę publikację bo nawet nie chce mi się tym denerwować. "Steve Rogers nigdy nie uwierzył, że Bucky odszedł na zawsze" I faktycz...