Rozdział 2

28 7 15
                                    


Nicole prowadzi mnie do swojego pokoju, którego ściany mają kolor bieli. W  pokoju panuje względny porządek.

- Siadaj - wskazjuje na łóżko, którego pierzyna jest rozwalona i leżą na nim jakieś książki i ciuchy, a sama wchodzi do łazienki, która łączy się z jej pokojem.

Wraca po kilkunastu sekundach, trzymając w dłoni wodę, gazy i plastry, na  których są jednorożce. Chryste Panie. Chyba żartuje?

-Za nic w świecie nie będę nosił tych plastrów - oznajmiam. -Wybij sobie ten pomysł z głowy.

Nicole marszczy brwii po czym wzdycha cicho, odkłada rzczy obok mnie i wraca do łazienki.

-Cóż innych nie mam, więc musisz się pogodzić z tymi - oznajmia wracając.

-Za cholerę nie będę nosił plastrów w jednorożce - oznajmiam stanowczym głosem.

-Niall, przestań zachowywać się jak dziecko. Innych nie mam. - Siada obok mnie. -Odwrócić się. Gdybym miała inne to bym ci dała.

Skopuję buty z nóg i po turecku siadam w jej kierunku. Ona robi to samo.

-Na prawdę byś mi dała? - pytam.

-Tak, dałabym ci - odowiada niczego nieświadoma.

-Poważnie? - dopytuję uśmiechając się szeroko.

Kiedy niczego nieświadoma przenosi na mnie wzrok i widzi mój uśmiech marszczy brwi.

-Jezu, ale z ciebie zboczeniec - mówi szybko, kręcąc głową.

I tak widać jej zarumienione policzki.

-Myślisz tylko o jednym - dodaje, wyciągając gazy z opakowania.

-Nie prawda, myślę o wielu rzeczach, nie tylko o tym - odpowiadam, pochylając się w jej kierunku, tak aby mogła swobodnie opatrzec moją ranę.

-Ale na pewno tego nie pokazujesz.

Nawilża gazę wodą utlenioną po czym przykłada ją do skaleczonego miejsca.

-Zamknij oczy - oznajmia, a po chwili po moim łuku brwiowym zaczyna coś spływać.

-Chyba masz wprawę w opatrywaniu ran - oznajmiam, nadal mając zamknięte oczy, podczas kiedy ona ogarnia za mnie moją twarz.

-Nie, takie rzeczy powinien umieć każdy - mówi. - To nic trudnego, tak naprawdę. Łatwo się idzie tego nauczyć - dodaje po chwili ciszy.

-Serio nie masz innych plastrów? - pytam jeszcze raz z nadzieją, że być może znajdą się jakieś inne i nie będę musiał chodzić w fioletowym, z różowym jednorożcem.

-Uważasz mnie za aż tak wredną? - pyta.

-Nie, ale liczyłem że może jakieś będą.

-Są tylko te, nie marudź jak małe dziecko.

-Dobrze, przepraszam.

Nicole w ciszy kontynuuje opatrywanie mojej twarzy. Od czasu do czasu przygladam się jej twarzy. Jest skupiona, więc nawet tego nie zauważa.

Kiedy odpakowuje plaster z jednorożcem, moja twarz zapewne wyraża obrzydzenie, ponieważ szatynka uśmiecha się kącikiem ust.

-To nie jest śmieszne - oznajmiam.

-Wiem, przepraszam - odpowiada, lecz jej uśmiech i tak nie znika.

-Właśnie widzę.

-Naprawdę - dodaje, przyklejając plaster w miejscu zranienia. - Wziąłeś ze sobą lód? - pyta rozglądając się po łóżku.

Five. BannedWhere stories live. Discover now