Impuls

950 66 1
                                    

   Niewysoki mężczyzna wolnym krokiem szedł przez park, trzymając ręce w kieszeniach swojego czarnego płaszcza. Co jakiś czas kopał mały kamyk, który znajdował się na jego drodze. W pewnym momencie usiadł na ławce niedaleko placu zabaw. Oparł się wygodnie i westchnął zmęczony.  

Ostatnie miesiące niebyły dla niego najlepsze. Miał dużo pracy związanej z Piekłem, niesfornymi demonami, jego matką... i na tym lista się nie kończyła. Jednak, ze wszystkich dołujących go spraw, najgorsze było uczucie samotności. Czuł się samotny mimo, że otaczali go ludzie, demony... Czuł, że nie ma do kogo się zwrócić żeby tak po prostu wyjść do baru i napić się jego ulubionej szkockiej.

Wysoka brunetka szła spacerkiem przed siebie. Pod nosem nuciła jedną z jej ulubionych, polskich piosenek. Wiatr rozwiewał jej kasztanowe włosy we wszystkie strony, szczególnie na twarz. Mimo to, cierpliwie wyjmowała je ze swojej buzi i oczu.

Przechodziła koło placu zabaw, kiedy zauważyła jakiegoś mężczyznę. Przestała nucić; stanęła w miejscu. Poczuła impuls w głowie. Jej introwertyczne serce mówiło jej żeby szła dalej, ale coś, coś znacznie silniejszego, kazało jej podejść. Nieśmiało usiadła na ławce obok mężczyzny. Ten nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem; patrzył tempo przed siebie. Nadia badawczo mu się przyjrzała. Miał dziwną pustkę i ból w oczach. Nabrała powietrza. Doskonale znała to spojrzenie, sama często takowe miała.

-To minie-powiedziała, zwracając się do mężczyzny.

Crowley otrząsnął się i spojrzał na źródło głosu. Koło niego siedziała dziewczyna z pięknie złotymi oczami, które wpatrywały się w niego. W pierwszej chwili poczuł irytację, że tak na niego patrzy. Szybko to minęło. W jej oczach zobaczył pewien błysk, który uspokoił go.

-O czym mówisz?-zapytał.

-O tym, co czujesz-wyjaśniła.

-Możesz jaśniej?-naburmuszył się.

-Czujesz się samotny, mimo że otaczają cię ludzie, huh?-Crowley w pierwszej chwili nie odpowiedział.

-Skąd to wiesz?-zapytał podejrzliwie.

-Z własnego doświadczenia-westchnęła i rozluźniła się.-Stąd też wiem, że to minie.

-Kiedy?

-Tego nie wiem-wzruszyła ramionami.-Kiedyś. Jednego dnia poznasz kogoś, kto wypełni tę pustkę w twoim sercu. Może to będzie jutro, może za tydzień, może za dwa lata, kto wie. Kiedyś na pewno.

-Żyję już dość długo i nikogo takiego nie poznałem-wyznał.

-Nie trać nadziei Panie...

-Crowley-przedstawił się.

-Panie Crowley. Jestem Nadia-powiedziała, wyciągając do niego rękę.

Mężczyzna ujął jej dłoń w swoją i delikatnie ją uścisnął. Kobieta uśmiechnęła się. Demon poczuł coś dziwnego. Spojrzał w jej oczy i poczuł się jeszcze dziwnej.

-Często podchodzisz do nieznajomych i tak, ot, z nimi rozmawiasz?

-Nie-przyznała.-To był impuls-Crowley mruknął.

-Impuls-powtórzył.

-Powiedz Panie Crowley, co ci ciąży na serduchu?

-Po co?

-Bo poczujesz się lepiej. Wyglądasz na takiego co nie ma z kim pogadać-dodała.

-Tak też się czuję-przyznał.-Otaczają mnie sami fałszywi, toksyczni, niewychowani...

-Rozumiem-przerwała mu.-Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, ja mogę cię wysłuchać.

-Tak po prostu?-zdziwił się.

-Kilka lat temu oddałabym wszystko żeby ktoś tak po prostu mnie wysłuchał, więc tak. Najzwyczajniej w świecie, chcę Cię wysłuchać.

Nie wiedział dlaczego, ale zaczął mówić. Nieufnie na początku, ale widząc spojrzenie brunetki, rozkręcił się.

Miała rację. Kiedy skończył mówić o swoich problemach poczuł się lepiej, lżej. Nadia ze spuszczonym wzrokiem wpatrywała się w trawę, analizując słowa nieznajomego.

-Twój znajomy miał rację-powiedziała w końcu.-Rodzina nie kończy się, ani nie zaczyna, na krwi. Z tego co mówisz, twoja matka jest wredną...

-Wiedźmą-powiedział za nią.

-Właśnie. Zależy jej nie na tobie, a na korzyściach jakie ma z posiadania syna-szefa w ważnej firmie. Fachowo nazywa się takich ludzi toksycznymi-wyjaśniła, gestykulując.

-Co mam w takimi ludźmi zrobić?

-Unikać-odpowiedziała krótko.

-To tyle? Mam odciąć się od wszystkich?

-Może nie od razu-pokręciła głową.-Czasami musimy mieć kontakt z takimi ludźmi, na przykład w pracy. Jednak staraj się ich ograniczać. Staraj otaczać się ludźmi, którzy sprawiają, że czujesz się choć odrobinę lepiej.

-A jeśli nie znam takich ludzi? Albo jeśli znam, ale oni nie chcą spędzać ze mną czasu?

Tak się to jakoś potoczyło, że Nadia skończyła w barze popijając szkocką z Crowleyem. Minęło kilka godzin, a oni dalej spędzali czas w swoim towarzystwie.

Crowley musiał przyznać, że ta istota była naprawdę sympatyczna i mówi to on, Król Piekła! Demon rozmawiając z nią albo ją słuchając zapominał kim jest i ile ma spraw na głowie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Crowley musiał przyznać, że ta istota była naprawdę sympatyczna i mówi to on, Król Piekła! Demon rozmawiając z nią albo ją słuchając zapominał kim jest i ile ma spraw na głowie.

Nadia czasami czuła się jak Sherlock Holmes. Nic nie umykało jej uwadze. Potrafiła czytać z ludzi jak z otwartej księgi, co często przydawało jej się w pracy psychologa. Tym razem też tak było. Od Crowleya bił jakiś mrok, ale każdy go trochę w sobie ma. Mężczyzna był powściągliwy i doskonale wiedziała, że nie mówił jej wszystkiego.

Wieczorem wróciła do Bunkra. W bibliotece przebywali obaj bracia Winchester. Dean nerwowo chodził w tą i wewte, ściskając w dłoni telefon, a Sam siedział przy swoim laptopie. Kiedy usłyszeli kroki od razu spojrzeli w jej stronę.

-Nadia!-zawołał Dean, od razu podchodząc do niej.-Dlaczego nie odbierałaś?

-Nie słyszałam żebyś dzwonił-zdziwiła się. Wyjęła z kieszeni telefon, który był wyłączony.-Dziwne. Daję głowę, że był naładowany, kiedy jechaliście na polowanie.

Starszy Winchester zmartwiony dalej jej się przyglądał.

-Spokojnie, Dean-powiedziała i uśmiechnęła się.-Poszłam się przejść i tak mi jakoś czas zleciał-wyjaśniła.

Łowca pokiwał głową. Może faktycznie przesadzał.

Let me be your shelterWhere stories live. Discover now