„No hej!
Rozumiem, powinienem być, ale mnie nie ma. No trudno. Trochę źle to wszystko rozegrałem, ale da się przeżyć (badum tsss). Znaczy, nie w moim wypadku. Oops.
Mogę zauważyć, iż potrzebujesz mojego wsparcia (zobacz jak mądrze złożyłem zdanie, bo wiesz, napisałem »iż« i w ogóle to tak mądrze brzmi). Powiedziałbym, że masz mi się wygadać, ale dla bezpieczeństwa i nienarażania Cię na opinię o Twoim zdrowiu psychicznym, nie powiem tego. Gdyby podczas Twojego monologu do mieszkania wparowałaby Ci na przykład Maia, powstałoby proste równanie:
Ty sama w mieszkaniu + Twój monolog + niespodziewane przyjście np. Mai = »co cię opętało?«
»Co cię opętało?« = Twoja matka prędzej czy później (czytaj po około godzinie) się dowie
Pani Wilson z wieściami od Twojej przyjaciółki = »dziewczyno, ty się lecz«
»dziewczyno, ty się lecz« = znowu sesja z psychologiem
A Ty pozostajesz z fałszywymi oskarżeniami, gdyż nie masz szansy się wytłumaczyć, bo jak zawsze nikt Cię nie słucha. I pomyśleć, że poprosiłem tylko o to, żebyś się wygadała. Właśnie! Wersja z Twoimi ewentualnymi wyjaśnieniami byłaby o wiele gorsza. »No bo mój nieżywy chłopak, to znaczy już nie mój chłopak, bo go nie ma, mi kazał!« przyniosłoby negatywny skutek.
Dobrze, wystarczy już matematyki i filozofii. Pora zająć się głównym tematem tegoż listu!
Tak właściwie, to nie mam pojęcia, czego teraz ode mnie oczekujesz. Serio. Nie umiem zrobić tak, że będzie »whoosh whoosh wszystko już cudownie«. Jeszcze. Jeśli się nauczę, napiszę to
pod »ps«, ale chyba nie.
Okej, jedziemy z tematem, bo znowu zacznę o czymś innym pisać i nic nie będzie z tego listu, czy czym to jest.
Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym być teraz przy Tobie. Dalej być kimś, komu ufasz bezgranicznie. Strasznie źle czuję się pisząc to i cholernie mi przykro, że zostałaś teraz sama. Nie próbuj zaprzeczać, wiele razy przekonałem się, jak jest naprawdę. Wiele razy mówiłaś, że wydaje Ci się, że nie obchodzisz Twojej matki. I wiesz co? Tak właśnie było. Łatwo można było zauważyć, że ulubioną córką Anastasii Wilson była Vanessa. Vanessa to, Vanessa tamto, a Laura co? Nic, bo nieważne co by zrobiła to i tak Van zrobiłaby to o wiele lepiej. »Och, nie dostałaś się na Uniwersytet Princeton? Jaka szkoda! Gdyby Vanessa chciała tam studiować, na pewno by się dostała! I gdzie teraz pójdziesz? Och, Berklee? Berklee College of Music? Nie załamuj mnie jeszcze bardziej. Nie nadajesz się tam, nie masz talentu«. Szczerze? Nigdy nie lubiłem Twojej matki, ale jak pewnego dnia zacytowałaś mi wyżej wymienione słowa, zacząłem nie lubić jej jeszcze bardziej. Wiesz co? Ja się cieszę, że poszłaś do Berklee, bo miałem to szczęście poznać Cię tam. I jesteś bardziej utalentowana niż 80% studentek w Berklee.
YOU ARE READING
Open When || Charlie Puth
FanfictionCharlie przegrał walkę z białaczką, mimo że bardzo starał się ją wygrać dla swojej dziewczyny Laury. Aby nie zostawiać jej w cieniu tajemnic, dał jej paczuszkę pełną listów, w których wyjaśnia wszystko i próbuje poprawić humor. „Wyglądają na silne...
