Po raz kolejny tego wieczora – nie wiadomo który konkretnie – Lou wybuchła gromko śmiechem.

Sugerujesz, że w sumie każdy Paryżanin mógłby być mordercą?

Oczywiście! Myślisz, że nasza baletmistrzyni nie ma nikogo na sumieniu? – Dołączyła do śmiechu Florence, zawijając palce na skórzanych ramiączkach malutkiego, tkanego plecaka.

Wracając do twoich Polaków – Podjęła znów interesujący ją wątek złotooka Lou. – Skoro dalej im nie powiedziałaś o balecie, jak masz zamiar codziennie chodzić na zajęcia?

Florence wzruszyła lekko ramionami.

Nic im nie powiem. Jeśli się domyślą i spytają, to po prostu potwierdzę. Wpuszczam ich do domu, mogą wiedzieć i o tańcu.

Jesteś za bardzo logiczna, żeby aktualnie nie być robotem, kobieto – Zachichotała dziewczyna, zerkając na przyjaciółkę. – Co to w ogóle za sprawa z chłopakiem z orkiestry? Ostatnio często razem chadzacie na obiady, no i tych waszych spojrzeń nie da się nie zauważyć.

Daj spokój – odparła, niby przewracając znów oczami, ale pokrywając się jednocześnie na policzkach cieniem rumieńca. – Widzisz romanse, gdzie ich nie ma. Lepiej rozmawiajmy dalej o Polakach. Tata już wyjechał do Australii, więc będę ich odbierać z lotniska tylko z kierowcą – Nie pozwalając koleżance odpowiedzieć na zarzut związany z umiłowaniem romantyzmu zmieniła temat. Ciekawe, jak ich zabiorę z de Gaullea z bagażem tylko jednym autem. I to w środku tygodnia, praktycznie w środku nocy, kiedy rano mamy zajęcia.

Tym razem to Lou nieznacznie poruszyła ramionami z bagatelizującą problem manierą, przyzwyczajona już do zmian tematu za każdym razem, gdy w rozmowie pojawiały się wspominki o jakichkolwiek emocjach – zdawało się, że Flo zapomniała czym są uczucia po tym, jak odeszła jej matka. Lou, tak samo jak Jeannette, nie widziała w tym jej winy. Gorzko śmiejąc się ze stwierdzeń: „Bogaci nie mają problemów." wspominała swoją blond przyjaciółkę. Bogaci mieli problemy równie przyziemne i rodzinne, jak klasy średnie a nawet ludzie biedni. Pamiętała jak sama raz wydała za dużo na płaszcz, przez co pożarła się z rodzicami o pieniądze.

Weź auto ojca i zatrudnij na jeden wieczór drugiego kierowcę – podpowiedziała, świadoma, że oba samochody Bastiena Le Haut pozostały w Paryżu.

Przecież było to oczywiste – łatwiej wynająć auto do poruszania się po obcym kawałku świata już na miejscu, niż na dwa tygodnie sprowadzać jedno ze swoich. Rzecz tak oczywista, z której nieco mniej światowo obeznane warstwy społeczne mogły nie zdawać sobie sprawy, że nie trzeba było pytać: „Czy twój papa zostawił tutaj oba samochody?".

A jeśli chodzi o zajęcia, następnego dnia przyjdź od razu na próby. Nikt cię nie zabije jak raz będziesz odrobinę nieprofesjonalna, w końcu obie ciągle jesteśmy w szkole baletowej, nie w aktualnej pracy.

       Florence zrobiła jak poradziła jej przyjaciółka – siedziała na lotnisku, oczekując na opóźniony nieco przylot, w towarzystwie dwóch mężczyzn. Jeden, w średnim wieku, wyglądał na szofera – ubrany elegancko, nie ingerował w rozmowę podopiecznej i młodego, niewiele od niej starszego, mężczyzny w dużo mniej formalnym stroju. Młodym mężczyzną był syn madame Ygraine, często pomagający w niezobowiązujący sposób matce, gdy ta dbała o tę malutką, rozbitą rodzinę, jaką byli Le Hautowie. Czasem przywiózł brakujące składniki kiedy gotowała im obiad, innym razem pełnił rolę kierowcy auta, którego jedynym przeznaczeniem było przetransportowanie bagażu z punktu „A" do punktu „B".

Walc płatka śnieguWhere stories live. Discover now