4. Hannah

229 11 0
                                    

Renesmee

Poczułam się tak, jakbym w jednej chwili cofnęła się w czasie o trzy miesiące. Znów byłam w Forks, otoczona przez dopalające się stosy, absolutnie niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Prawie nie byłam świadoma tego, że drżę, póki wampir o brązowych włosach powoli nie zaczął się do mnie przybliżać. Wyrwał mi się cichy jęk – coś na pograniczu okrzyku i szlochu – zaraz też skuliłam się, plecami przywierając do ściany budynku za mną.

Wampir zatrzymał się najwyżej półtora metra ode mnie, wyraźnie skonsternowany.

– Tak... – zaczął powoli i zamilkł. W odpowiedzi jedynie znów jęknęłam, co nieśmiertelny skwitował ciężkim westchnieniem. Przez chwilę patrzył na mnie, lustrując wzrokiem moją twarz i zatrzymując się na wystraszonych oczach, po czym nagle dostrzegł coś interesującego w swoich dłoniach i niedbałym ruchem otarł je o czarną pelerynę. – Posłuchaj, nie mam wprawy w pocieszaniu, ale gdybyś spróbowała zrozumieć, że nie zamierzam cię skrzywdzić, całkiem sporo by to ułatwiło – powiedział i znów westchnął, bo nie odezwałam się ani słowem. – Jestem Demetri. To na wypadek, jakbyś chciała wiedzieć komu podziękować.

Nadal milczałam, myślami będąc przy najgorszym dniu w całym moim krótkim życiu, ale na dźwięk imienia wampira drgnęłam niespokojnie. Demetri. To brzmiało znajomo, a kiedy wysiliłam pamięć, przypomniałam sobie jakimi zdolnościami dysponuje wampir – był tropicielem i to nie takim zwykłym, ale jednym z najlepszych. Jego dar pozwalał mu odnaleźć każdą osobę z jaką kiedykolwiek miał styczność. Był również obecny w dniu niedoszłej walki, kiedy Volturi pragnęli zgładzić mnie i moich najbliższych. Nie zapamiętałam wtedy jego twarzy, ale teraz zaczęłam sobie przypominać, że jego zdolności były jednymi z tych, których moja rodzina obawiała się najbardziej, pomijając upiorne umiejętności, którymi dysponowały „piekielne bliźnięta".

Demetri nadal stał przede mną, spoglądając wyczekująco i czując się wyraźnie niezręcznie. Rozsądek podpowiadał mi, że powinnam wstać i przynajmniej podziękować, powiedzieć cokolwiek, ale gardo miałam wyschnięte, a w głowie wciąż mi się kręciło, przez co nie byłam w stanie sformułować ani słowa. Dopiero kiedy wampir wzruszył ramionami i chciał bez słowa się oddalić, zdołałam w końcu się odezwać:

– Poczekaj – poprosiłam, a raczej spróbowałam poprosić. Z gardła wyrwał mi się jakiś nieartykułowany dźwięk, ale Demetri mimo wszystko musiał go zrozumieć, bo obejrzał się przez ramię. – Przepraszam. Ja... Ja... – Zaczęłam się jąkać, bo po prostu nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć.

Znów do mnie podszedł, tym razem zdecydowanie ostrożniej, jakby podejrzewał, że zacznę krzyczeć, jeśli wykona jakikolwiek gwałtowniejszy ruch. Powoli zaczynało do mnie docierać, że najprawdopodobniej jestem w szoku i spróbowałam nad tym zapanować.

– Może na początek stąd chodźmy? – zaproponował, wyciągając rękę. Spojrzałam na nią nieufnie, ale w końcu odważyłam się ją ująć i pozwoliłam, żeby dźwignął mnie na nogi. – Trzeba będzie to posprzątać, zanim ktoś zauważy – dodał, ale mówił chyba bardziej do siebie niż do mnie.

Odsunął się niemal natychmiast i szybkim krokiem ruszył przed siebie, nie sprawdzając nawet czy idę za nim. Przez moment stałam w miejscu, walcząc ze sobą żeby nie obejrzeć się ponownie na płomienie, po czym niemal biegiem spróbowałam się z nim zrównać. Wciąż roztrzęsiona za nic w świecie nie chciałam zostać sama, nawet jeśli w tropicielu było coś, przez co czułam się okropnie niezręcznie w jego towarzystwie. Z opóźnieniem też dotarło do mnie, że być może popełniłam błąd, kiedy pozwoliłam mu się dotknąć, bo tym samym zgodziłam się na to, żeby mnie naznaczył – teraz był w stanie odszukać mnie zawsze i wszędzie, obojętnie w jakim zakątku świata spróbowałabym się ukryć. Nie byłam wtedy jeszcze pewna czy to dobrze, czy źle.

THE SHADOWS OF THE PAST [KSIĘGA I: MASKARADA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz