35. Powstańcie

1.8K 204 31
                                    

Perspektywa Sophie


Z każdą chwilą byłam coraz bardziej przerażona. Jedynie rozmowa z braćmi pomogła mi się nieco uspokoić. Bardzo się cieszyłam, że mnie znaleźli. Kyungsoo powiedział mi co się może stać jeśli pocałunek dojdzie do skutku. Obiecał mi, że on i bracia ocalą mnie jak najszybciej, ale do tego czasu muszę odgrywać role przemienionej.

Znajdowaliśmy się na wzgórzu za zamkiem. Wszędzie rosły drzewa o dziwnym wyglądzie. 

- Gdzie my jesteśmy?- zapytałam.

- Idziemy zrobić to, co od dawna planowaliśmy!- powiedział zadowolony.

- Planowaliśmy?

- Nie pamiętasz, Sophie?- zapytał zdziwiony- Planowaliśmy to odkąd się poznaliśmy...

- Tak, oczywiście, że pamiętam- wtrąciłam.

- Twoje oczy- powiedział i złapał mnie za rękę- Czemu nie są czerwone?

- Przecież są- powiedziałam, spuszczając wzrok.

- Naprawdę? Pozwól mi, że spojrzę w nie jeszcze raz- powiedział i złapał mnie za policzek, aby spojrzeć w moje oczy.

Szybko przyciągnęłam go do siebie, zmuszając go do pochylenia się nade mną. Nasze usta dzieliły centymetry. Mój wzrok utkwił na nich, aby uniknąć kontaktu wzrokowego.

- Nie mamy czegoś ważniejszego do zrobienia?- zapytałam, głaszcząc jego szyję.

- To może zaczekać- powiedział, a mnie ugięły się nogi.

- A,a,a- powiedziałam z uśmiechem, cofając się lekko- Najpierw załatwmy to, co tak długo planowaliśmy- powiedziałam, przejeżdżając delikatnie kciukiem po jego dolnej wardze.

- Dla ciebie wszystko- powiedział i z zamkniętymi oczami uśmiechnął się.

Ruszyliśmy dalej. Czułam, jak moje ciało drży. Miałam już tego wszystkiego dosyć. Co jeśli będę musiała zrobić coś, czego normalny człowiek nie potrafi i moja przykrywka się wyda? Co ja wtedy zrobię?

- Jesteśmy- powiedział.

Znajdowaliśmy się na betonowym placu, gdzie zobaczyłam kolejne pomniki i kolejną rzeźbę anioła z ogromnym skrzydłami.

- Możemy zaczynać. Podaj mi dłoń- powiedział- Stań za mną- zrobiłam tak, jak mi kazał.

Sobowtór jedną ręką trzymał moją dłoń, a drugą rysował w powietrzu okręgi.

- *Obsecro igitur omnia dæmonia, et pythones et ariolos. Exite et princeps eorum- powiedział, a wokół nas zaczął wiać wiatr- POWSTAŃCIE!

Wiatr ucichł. 

- Dlaczego to nie działa?- powiedział i spojrzał na mnie- Przecież robię wszystko jak należy.

- Jesteś pewny?- zapytałam, nie wiedząc co odpowiedzieć.

- Tak... chyba, że to nie jest coś nie tak z tym, co robię... 

- To znaczy?

- Spójrz mi w oczy- powiedział chłodno i podszedł do mnie.

- To nie jest dobra pora...- powiedziałam i podeszłam jeszcze bliżej. 

Nagle zobaczyłam Sehuna, wychodzącego z lasu. Chłopak przystawił palec wskazujący do swoich ust, sygnalizując, abym odciągnęła uwagę cienia. Zobaczyłam, jak w drugiej ręce trzyma sztylet, który świecił się na niebiesko.

- To jest dobra pora- powiedział i złapał mnie za nadgarstki- Spójrz na mnie!

- Nie szarp mną- powiedziałam spokojnie i otworzyłam oczy.

- Wiedziałem...- powiedział, a ja zobaczyłam, jak Sehun cofa przedmiot w dłoni do tyłu, aby go wbić- Nie tak prędko!- krzyknął cień i odwrócił się do Sehuna.

- Zostaw go!- powiedziałam, łapiąc go za dłoń, którą trzymał Sehuna za gardło.

Poczułam jak lecę do tyłu. 

- Sophie!- krzyknął Sehun, a ja upadłam na ziemię.


Perspektywa Sehuna

Widziałem jak sobowtór odepchnął Sophie. Moja złość automatycznie wzrosła. 

- Sophie!- krzyknąłem, gdy ta upadła na ziemię. Nie wiedziałem czy nic jej się nie stało, ale nie mogłem się do niej zbliżyć. 

- Ostatni raz mi przeszkodziłeś- powiedział i wyrwał mi sztylet z dłoni, po czym dźgnął mnie w ramię. Krzyknąłem. Mój klon po chwili wyciągnął ostry przedmiot z mojego ciała, uniósł nad swoje usta, a kropla mojej krwi kapnęła na jego wargę.

Nagle poczułem ogromny ból głowy. Cień puścił mnie i sam położył dłonie na skroniach. Doczołgałem się do sztyletu, który cały był umoczony w mojej krwi, został odepchnięty zaraz po tym, jak dotknął ust sobowtóra. Ziemia zatrzęsła się, a on uniósł się ponad ziemię. Czarny dym krążył wokół jego ciała, gdy nagle dym przybrał kształt ciał ludzkich. Klon znów stanął na ziemi, a za nim zobaczyłem sobowtóry swoich braci.

- W końcu usłyszeliście głos swojego przywódcy!- krzyknął- Jesteś sam Sehun!- zaśmiał się i machnął ręką. Wszystkie cienie moich braci przeniknęły przeze mnie, a ja poczułem się, jakby zabierali mi całą energię- Dosyć!- powiedział i podszedł do mnie, po czym złapał mnie za kołnierz- Wszystko mi zepsułeś. Co ona w tobie widziała? Zwykły nieudacznik. Ja jej zapewniałem wszystko, a ona i tak wybrała ciebie- puścił mnie- Możesz mi podziękować. Ona nie żyje, ty zaraz też stąd znikniesz, więc niedługo będziecie mogli cieszyć się tą swoją pieprzoną miłością- powiedział, a reszta cieni zaśmiała się- Bracia!- krzyknął z uśmiechem- Czy ktoś jest chętny, aby mu pomóc?- wybuchł jeszcze większy śmiech- Haha, widzisz Sehun, Zostałeś sam!- powiedział, a ja ostatnimi siłami wstałem z ziemi, dziwiąc tym sobowtóra. Moja rana zniknęła, a ja z każdym krokiem  stawałem się coraz silniejszy.

- Mylisz się- powiedziałem- Ja nigdy nie zostanę sam.

- Co się dzieję, bracie?- zapytał jeden z cieni.

- Brać go!- krzyknął sobowtór, a cienie zaczęły podążać w moim kierunku. 

Nagle na niebie zaczęły pojawiać się błyskawice, a z każdym jednym błyskiem światła przede mną pojawiał się mój brat.

- Zaczynamy wojnę.




*Demony i wszyscy jej zwolennicy, usłyszcie głos swojego przywódcy.

****
Kolejny rozdział będzie dłuuuugi, więc tak szybko się nie pojawi. Postaram się napisać go jak najszybciej :)

You can call me monster: Return|Sehun EXO fanfiction|✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz