1 rozdział- Pachnąca rosa

574 34 4
                                    

Pakowałam do swojego ulubionego plecaka butelkę pełną wody i matę, a także misko-butelkę na picie dla psa. Zarzuciłam plecak na plecy i ubrałam swoje buty sportowe. Zagwizdałam by przywołać do siebie mojego ukochanego psa. Psycho przybiegła do mnie merdając ogonkiem.  Była bardzo spora, ponieważ była dogiem niemieckim. 

Nie czekając zbyt długo założyłam jej szelki i zapięłam na smyczy. Przed wyjściem z domu wzięłam jeszcze tylko klucze do domu i telefon.  Drzwi zamykały się na zatrzask więc nawet nie chciałam ich zamykać kluczami. 

Nie chcąc tracić czasu pobiegłam truchtem do lasu by rozpocząć ćwiczenie w tak dobrze znanym nam obu miejscu. Było tam cicho i o ile ktoś nie zabłądził to nie widywałam tam ludzi. 

Po dotarciu odpięłam Psycho ze smyczy by mogła sobie pobiegać. Rozłożyłam matę i zaczęłam się rozgrzewać. Od razu poczułam się lepiej i miałam wrażenie, że tworzę idealną symfonię z wiatrem, który niósł śpiew ptaków. Na chwilę dłoń ześlizgnęła mi się z maty i poczułam jeszcze świeżą rosę. 

Zamknęłam oczy i zatopiłam też drugą rękę w trawie.  W głowie zabrzmiała mi moja ukochana piosenka.

- Płyń nuto z nurtem rzeki. - zaśpiewałam cicho.- Przedstawisz Pięciolinie. Przedstawisz braci swych....Parę dębów sędziwych na skraju mej doliny pamięta twoich przodków. Oznajmij im nowy początek, oznajmij wiosnę. Zatopmy już marzannę. Niech zbudzi się znów życie. A gdy się jednak spóźnisz ja będę na ciebie czekać...

Przestałam śpiewać gdy usłyszałam jak coś się zbliża. Otworzyłam oczy i się rozglądnęłam. Psycho zjeżyła się na grzbiecie i zaczęła warczeć. Gdy wyostrzyłam wzrok zobaczyłam jakiegoś dużego psa, który był chyba jakąś pierwotną rasą, ponieważ wyglądał bardzo wilczo.  Miał czarne potargane futro. Zdziwiłam się, ponieważ miał zielone oczy. Przyglądał mi się chwilę po czym odwrócił głowę i pobiegł dalej.

- Widzisz Psycho, chyba jakiś piesek się zgubił. A ty od razu taka nerwowa.- pogłaskałam moją kochaną sunię. 

Wróciłam do jogi i już nie śpiewałam. Po jakiejś godzinie ćwiczeń zawołałam Psycho by nalać jej wody do miski i zacząć tą ciekawszą część naszych spacerów. Znalazłam kijka i rzuciłam go daleko, znaczy tak daleko jak potrafiłam, czyli nie jakoś wybitnie daleko. Tak zaczęła się świetna zabawa. Ja rzucałam jej różne gałęzie, a ona pełna energii biegała po nie i wracała merdając ogonkiem. 

Gdy wróciłyśmy do domu dałam jej jeść i sama też zjadłam pyszną dyniową zupę. Usiadłam na łóżku i sprawdziłam czy ktoś do mnie napisał na facebooku, niestety skrzynka była pusta.  Więc żeby się nie nudzić włączyłam jakieś śmieszne filmiki z kotkami w roili głównej i sprawdzałam jakieś bzdury na same quizy. Cóż poradzę, że mam słabość do takich rzeczy. 

Nie mogłam się już doczekać aż w telewizji będzie lecieć galilleo, więc, żeby wypełnić ten czas zaczęłam piec zdrowe Brownie z bananów. gdy się już piekło zblędowałam daktyle by zrobić karmelową polewę do brownie. 

Starałam się robić małe porcje, bo miałam ogromną słabość do wszystkiego co smaczne. Gdy już skończyłam zaczął się mój ulubiony program. Rozsiadłam się na kanapie i pozwoliłam Psycho usiąść obok mnie, Miała szczęście, że moi rodzice w wakacje często wychodzili z domu i mogła sobie na to pozwolić. Później poczytałam sobie książkę wylegując się na kanapie obok mojego psa. Bardzo lubiłam bijące od niej ciepło, ponieważ czasem nawet latem brały mnie drgawki. 

Reszta dnia minęła mi całkiem spokojnie. 

jak już poszłam spać, co stało się po powrocie rodziców z wycieczki, zaczęłam śnić. W moim śnie była zima i w środku lasu w samej koszuli nocnej rozmawiałam z sową. Wydawała się bardzo mądra i wyuczona manier. Potrafiła zaciekawić swoimi historiami. Opowiadała o skomplikowanym systemie w naturze. Czasem bywa kogoś za dużo czasem za mało, bardzo możliwe, że te wywody zapamiętałam jeszcze z lekcji biologi. Jednak w pewnym momencie zaczęła się bardziej fantastyczne część snu. Sowa powiedziała, że nie można tak sobie zakłócić rytmu lasu, ponieważ las ma swoich strażników. 

Gdy pierwszy sen rozpłynął się w zakamarkach mojej świadomości przyszła pora na sen numer dwa. Widziałam wiele zieleni- krzewy, mchy i trawy. Były one jednak pokryte czarnymi piórami. Gdy spojrzałam w górę zobaczyłam białe sowy z których jakimś cudem wypadały czarne jak smoła pióra. Gdy znów spojrzałam na ziemię zobaczyłam, że po piórach nie ma śladu, ale za to znalazłam tam pięknie wyglądającą w promieniach słońca rosę. To pewnie były wspomnienia z mojego spaceru, ale coś jeszcze zwróciło moją uwagą. Cienie na horyzoncie zaczęły się do mnie zbliżać. Nie jak mgła to wyglądało tak jakby po prostu światło gdzieś znikało. Bałam się. chciałam uciec, ale te cienie zbliżały się z każdej strony. usiadłam więc nie mogąc nic zrobić i zanurzyłam ręce w rosie. Sceneria się zmieniła, ale już reszty nie zapamiętałam. 

Obudziłam się cała spocona. Spojrzałam w prawo i nie zawiodłam się, Psycho położyła swój pyszczek na moim łóżku by sprawdzić co się stało. Pogłaskałam ją i podsunęłam się pod samą ścianę by wpuścić moją psinę na łóżko. Potrzebowałam bliskości. Inaczej znowu mogłabym się obudzić przez koszmar. 

A czy teraz mnie widzisz?(Wstrzymane)Where stories live. Discover now