Rozdział 5 - Carter

73 4 4
                                    

Patrzę na tą kobietę, która jest jedną wielką tajemnicą. Na pierwszy rzut oka jest typem zimnej suki. Jednak, kiedy z nią rozmawiałem na dachu Hancocka... Była kompletnie inna. Troskliwa, z empatią. Martwiła się o Ann i mi pomogła.

Wtedy na tym dachu wiele u niej zauważyłem. Na początku się trochę przestraszyłem, że ona będzie tam razem z nami. Nawet chciałem wyjść, ale jednak ciekawość zwyciężyła. Na początku zachowywała się, jak szczęśliwa dziewczyna u boku chłopaka, który ją kocha. Cały czas się razem śmiali i wygłupiali. Wszystko się jednak zmieniło, kiedy dostała ten list. Wtedy stała się małomówna i tak jakby nieobecna. Kiedy razem z Leną poprosiliśmy ją o pomoc to nam pomogła. Podała nam sposób prosty i logiczny tak, jakby to samo kiedyś ją spotkało. Wtedy zauważyłem, że cały czas bawiła się naszyjnikiem z pierścionkiem zaręczynowym, a na palcu miała obrączkę ślubną. Chciałem ją o to zapytać, ale pokręciła głową tak, jakby czytała mi w myślach. Nie chce rozmawiać o swoich sprawach prywatnych, co może być z dwóch powodów. Może nie chcieć rozmawiać o tym z nowicjuszami, albo może nie chcieć rozmawiać o przeszłości.

I jeszcze ten moment, kiedy powiedziała, że dla ludzi których kocha zrobiłaby wszystko... Powiedziała jeszcze, że wszyscy zasługują na drugą szansę, ale mało kto potrafi z niej skorzystać.

Tris "Sześć" - kobieta o stu twarzach.

-Erudyta! - usłyszałem, na co aż podskoczyłem przestraszony - Jeżeli chcesz polatać w obłokach, to skocz na główkę z samolotu, a teraz do ćwiczeń! - krzyknęła, a ja od razu zacząłem wykonywać jej polecenia.

Rozejrzałem się dookoła, bo przez moje zamyślenie się nie wiedziałem, co mam zrobić. Spojrzałem błagalnym wzrokiem na Lenę, która powoli od początku zaczęła mi pokazywać ruchy. Zacząłem powtarzać po niej ruchy, które były w miarę proste, jednak bardziej skomplikowane niż te, które ćwiczyliśmy w piątek.

Tris cały czas kręci się wokół nas, ale jest bardzo zdystansowana i chłodna. Zupełnie tak, jakby coś ją trapiło, a nas traktowała, jako zwykłe oderwanie się od problemu. Jednak wcale nie jest zamyślona. Co to, to nie. Jest maksymalnie skupiona na naszym treningu i wytyka nam każdy najmniejszy błąd. Najbardziej uczepiła się Josha, ale innym też nie odpuściła.

Po godzinie ćwiczeń nadeszła pora na walki. Dzisiaj będą pierwsze walki naszego nowicjatu, więc nie wiem, na co mam się przygotować. Tym bardziej, że na tablicy pisze, że walczę z Tom'em.

Tom to niski, ale dobrze zbudowany Prawy. Z tego, co wiem dwa lata temu przeniósł się do Chicago z Seattle. Ma blond włosy i lekkie rysy twarzy. Z tego, co widziałem na treningu, to jest dobry. Niestety nie wiem nic, poza to co widzę. Nie znam żadnych technik, ani sztuczek. Mam tylko kilka przećwiczonych ruchów. Wynik walki jest już praktycznie przesądzony.

Jakim ja jestem Erudytą, że nawet nie mogę wymyślić taktyki walki. Teoretycznie powinienem mieć spore szansę poprzez siłę planowania i przewidywania, ale jestem kompletnym debilem. Powinienem myśleć subiektywnie o sobie i o wszystkim, ale jestem za bardzo obiektywny. Od zawsze miałem niskie mniemanie o sobie. Według psychologii Erudycji to ma związek z niedowartościowaniem przez rodziców. Oni od zawsze faworyzowali moją starszą siostrę, która też przeszła do Nieustraszoności. To dzięki niej trafiłem na tyrolkę, która była dla mnie świetna, chociaż pewnie jej nie powtórzę. Nie pozwala mi mój zmysł logicznego myślenia.

Na matę weszła Lena z Juliette. Według teorii prawdopodobieństwa i moich porównaniach siły, umiejętności i postawy powinna wygrać Lena. Po trzech minutach moje przypuszczenia się potwierdziły.

Druga walka była moja. Wszedłem na lekko chwiejnych nogach na matę, a przede mną stał już gotowy Tom. Tris zasygnalizowała rozpoczęcie walki i się zaczęło.

Przetrwać nowicjat - historia Ann i CarteraWhere stories live. Discover now