Rozdział 3

2K 235 39
                                    

W pomieszczeniu panował półmrok, dzięki któremu mógł dostrzec zarys dwóch postaci. Wpatrywał się w nie, nie wiedząc, co dokładnie powinien zrobić. Ruszyć się? Odezwać? A może milczeć i czekać, aż zwrócą na niego uwagę. Posłuszeństwo przeważnie dodaje kilka dodatkowych minut życia, ale czy aby na pewno chciał je posiadać? Chciał odgarnąć włosy od czoła, jednak jego dłonie były skrępowane. Podobnie, jak nogi. Przyklejone do krzesła tak mocno, że powoli tracił w nich czucie. Jednak jego próba poruszenia się nie umknęła uwadze jednej z postaci. Powoli do niego podeszła. Twarz nieznajomej osoby została oświetlona przez małą żarówkę, która wisiała nad jego głową. Wtedy strach całkowicie go sparaliżował. To był jego sobowtór. Idealna kopia, która wpatrywała się w niego z pogardą. W jego dłoni można było dostrzec sig-sauer'a p228. Tego samego, który miał pozbyć się uciążliwego lęku i poczucia winy. Niestety, nie poradził sobie z tym zadaniem.

— Widzę, że odzyskałeś świadomość. Wyśmienicie. Więc teraz porozmawiajmy — powiedział z uśmiechem, kładąc dłonie na swoje biodra. Podobieństwo było nie do opisania. Nawet głos był identyczny, choć czasem wydawał się trochę zbyt niski. Zbyt zachrypnięty, za bardzo przepełniony nienawiścią.

— O czym chcesz ze mną rozmawiać tym razem? — zapytał prawdziwy Park, patrząc w jego oczy. Spojrzeniem również się różnili. Jego był przepełniony strachem, lśniący od łez, skrywający sekrety, które nigdy nie mogą ujrzeć światła dziennego. Natomiast w oczach drugiego Jimina można było dostrzec nienawiść, pogardę. Chęć mordu, zemsty.

— Chcę Ci coś uświadomić. Niestety, będzie to nasza ostatnia rozmowa. Gość domaga się Twojej zguby — wskazał na drobną postać, która się nie ruszyła. Wciąż trwała w bezruchu, niczym cień potwora, czekający, aż ofiara zamknie oczy i odda się w jego szpony.

— Co takiego?

— Chyba wiem, dlaczego tak interesujesz się tym chłopakiem — stwierdził, przejeżdżając lufą pistoletu po nagim ramieniu ofiary. — Ma cudne oczy, nieprawdaż? Kojarzysz je, na pewno nie są Ci obce. Trzeba przyznać, jest spostrzegawczy. Widzi, że coś ukrywasz. Biedny... Nie wie, kim naprawdę jesteś. Z jak wielkim tchórzem ma do czynienia. Jak wielkie grzechy ozdabiają Twoje serce. Szkoda, że tego nie wie.

— Przestań... — powiedział żałośnie, błagając go wzrokiem.

— Nie widzisz tego? Zawsze kończy się tak samo. Chcesz, by te iskierki również zniknęły?

— Nie...

— Więc w co Ty grasz? Nie powinieneś patrzeć mu w oczy. Po co? Chcesz później podziwiać, jak tracą swój blask?

— Przestań, na litość boską! — krzyknął, starając się nie rozpłakać.

— Zrozum — warknął oprawca, łapiąc za włosy Parka i ciągnąc je w swoją stronę. — Jesteś zwykłym potworem, który próbuje żyć, jak człowiek.

— To Ty jesteś złą częścią mnie... To Ty wszystkich krzywdzisz! W Twoich rękach jestem tylko marionetką, nie rozumiesz?!

— Ale to nie ja kierowałem Tobą, gdy ona odeszła.

— Popełniłem błąd, wiem... Ale każdy je popełnia, prawda?

— Szkoda, że nie każdemu można wybaczyć — westchnął sobowtór i korzystając z okazji, że Jimin chciał coś powiedzieć, wsunął lufę między jego wargi, nadal trzymając go za włosy. — Było miło, ale ta chwila musiała nadejść.

Unfinished story ⚛ j.jk+p.jmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz