Twenty Eight

429 57 26
                                    

Tak, pisałam to słuchając tego. Xd

Ponieważ kocham was bardzo, rozdziały będą uwaga, co 3 dni. ENJOY.

2...
___________________________________

Słowa Parka bardzo we mnie uderzyły. Poczułem to zasrane ukłucie w sercu, które w tym wypadku jest tym jednym z najmniej przyjemniejszych, jakich być może doświadczylibyście. Czego wam nie życzę.

Stałem nie wiedząc co jest bardziej przerażające; to, że JinYoung właśnie wyznał mi swoje uczucia, czy to, że wyjeżdża. Nie zrozumcie mnie źle, to wspaniałe, że udało mu się doznać uczucia miłości, ale nie podoba mi się pomysł, że to ja jestem jego obiektem westchnień. Z drugiej strony, jaki ja musze być głupi. Ranić dwie osoby na raz, przez tyle czasu...

Pal licho wyznanie, to potem. Wolę żyć z tą myślą niż żyć bez niego wcale.

- Jak to? - zapytałem.

JinYoung uśmiechnął się po raz kolejny i odwrócił się ode mnie. Spojrzał na mapę świata, która widziała na jego ścianie już któryś rok.

Podszedłem bliżej i zauważyłem mały szczegół, którego nie widziałem wcześniej - to tu?

- Cóż... nie da się ukryć, że całkiem spory kawałek od Seulu, prawda?

Pomimo tylu lat spędzonych razem, pomimo tego, że wydaje mi się jak ja to go znam na wylot, JinYoung to osoba, która imponuje mi... właściwie codziennie. Nawet jeśli nie zdaję sobie z tego sprawy.

- Czemu? - patrzyłem na czerwone kółeczko zakreślone w miejscu Paryża.

- Bo chciałem - rzucił i zaraz się zaśmiał - znaczy no, po części.

Kontynuowałem z tym samym pytaniem w moich oczach, które teraz patrzyły spowrotem na młodszego ode mnie.

- Mark, wiesz, że nie żartuję w takich sprawach. Natomiast ja wiem, że trochę mi to zajęło, ale mówiłem poważnie - jego twarz wydawała mi się coraz mniej znajoma - to trwa od kilku ładnych lat. Ale spokojnie, Aktor Park wiedział co robi i niczego nie żałuję.

Pewnie nie muszę mówić jak bardzo mnie to zabolało. Wiecie, sytuacja nie codzienna. I to ... no co by nie powiedzieć: jedna na miliard.

- Czyli co, najpierw mówisz mi, że mnie kochasz, a potem, że przenosisz się na drugi koniec świata, tak? - czułem kolejną rosnącą gulę w gardle.

- Poniekąd tak. Z drugiej strony, hej! Internet, Skype, Facebook, wakacje - zaczął i gestykulował żywo - jest tyle sposobów aby się zgadać i być w kontakcie.

Być w kontakcie, mój tyłek. Znajomość przez internet to nie to samo!

- Dlaczego? - spuściłem wzrok na dywan pod nami i starałem się powstrzymać drobny 'pot' w moich oczach.

Nie odpowiedział przez kilka następnych chwil, może minut. Po trochu się już niecierpliwiłem. Gdy już miałem odpowiedzieć na jego wyznanie, Young mi przerwał, poprzez czułe objęcie mnie wokół ramion i przyciągnięcia mnie do siebie.

- Nie odpowiadaj mi. Przynajmniej nie teraz, tylko za chwilę, proszę.

- Ok..  kiedy wyjeżdżasz? - zmieniłem temat - Nie widzę abyś się pakował.

- Po jutrze. Tu sprzedajemy to co mamy, bez wyjątku... a na miejscu już mamy wszystko gotowe.

Wziąłem głęboki oddech.

- Dlaczego? - zapytałem po raz kolejny. Wiedziałem, że chciał uniknąć tego pytania, ale musiałem znać dokładną przyczynę.

- Aby pójść do przodu, po twojej odpowiedzi - puścił mnie i uśmiechnął się jak dziecko.

Po kolejnej cichej chwili spytał - Mark? - mruknąłem - jedna, ostatnia rzecz.

- No?

- Możesz mi odpowiedzieć teraz? W tym momencie? Potem możesz po prostu wyjść, aby nie czuć się niezręcznie.

🖋🖋

- Dobrze chłopcy - głos trenera przebił się przez sapanie jego podopiecznych - jesteście gotowi na kolejny meczyk przeciwko Kennedym? To już jutro.

- Znowu ich skopiemy! - krzyknął najniższy z nich.

- Yah, Woozi, nie wychylaj się tak, mikrusie - zażartował sobie ChanYeol i machnął nad głową mniejszego - ciebie nawet na boisku nie widać.

Chłopak tylko spojrzał z pogardą na ubawionego, ale nic nie powiedział. Nauczył się gryźć w język przy innych.

- Jackson już wrócił z 'wakacji' - Kai zagestykulował cudzysłów - więc nasze spotkanie miało by sens.

Inni koledzy walnęli Jacksona przyjaźnie w ramiona, inni poklepali po plecach, a sam Chińczyk tylko wziął butelkę i z małym uśmieszkiem upił łyk wody.

- No już, juz - uspokoił ich trener - skupcie się. To spotkanie nie będzie tylko towarzyskie.

Chłopcy popatrzyli na mężczyznę. Ten zaś podrapał się po karku i z niechęcią przyznał się, że poprzedniego dnia troszkę za bardzo zabalował i założył się, że jego drużyna wygra z Kennedy High, tak jak kilka miesięcy wcześniej

- Eeeeey, trenerze - zabuczeli chórem.

- No co pan, aż tak nas wykorzystać? - zaśmiał się Kris.

- A co my z tego będziemy mieć? - zapytał Woozi, który przy okazji nadepnał na stopę ChanYeola, nie odpuszczając mu poprzedniej uwagi w jego stronę.

- Hmm... - zastanowił się - a co byście chcieli?

- I tak wyższy już nie będziesz - fioletowowłosy szepnął mu na ucho.

Niższy pokazał mu, że ma się zniżyć. Gdy chłopak nachylił się do niego, Woozi złapał go za uszy i zaczął targać, i ciągnąć go za nie.

- Yah Yah Yah Yah - zaskowyczał - Puszczaj, ał ał!

- Jakie ty masz duże uuuuszyyy, ChanYeollie ~

- Woozi, widzę, że świetnie się bawisz, ale zostaw go już - wtrącił się BaekHyun i uwolnił swojego przyjaciela z rąk małego diabła o drobnej posturze.

_______________________________________
Ja... przepraszam czy coś

//kosia

story; marksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz