– Paparazzi złapali mnie przed wizytą u kosmetyczki – Wstała z kucek, z naręczem kartek w rękach. Spojrzała na niego. Patrzył na nią, nie na żadną z kserokopii. – Cała szkoła to już widziała, prawda?

– Prawda, madame wąsata – Uśmiechnął się prześmiewczo.

– A proszę cię bardzo, nabijaj się dalej – westchnęła rozglądając się za śmietnikiem.

– Tak z pozwoleniem to już nie rozrywka – Wsparł się ramieniem o szafki, skrzyżował ręce na piersi, najwidoczniej nie tylko nie zamierzając pomóc ale nawet nie zamierzając sprawiać wrażenia osoby chcącej pomóc.

Przewrócenie szarych oczu. Śmietnik stał koło pionu szafek po drugiej stronie korytarza – wrzuciła do niego zebrane kartki i po krótkiej chwili zastanowienia po prostu podniosła cały kosz, by przystawić go bliżej papierowej powodzi.

– Jak z ciebie taki macho-men, to mnie obroń.

Nie potrzebowała obrony. Podobne dziecinne zagrywki jej nie ruszały. Przynajmniej nie ruszały jej nazbyt.

– Po pierwsze, nie wiem kto to zrobił. Po drugie, co będę z tego miał? – odpowiedział, jakby naprawdę rozważał, czy znów nie przynieść ratunku małej damie w opresji.

– To hydra.

– Co? – Nie mógł nie unieść brwi. Jaka hydra, o czym to biedne francuskie stworzenie bredzi?

– Hydra. Trzy panny. Blondynka, Azjatka i przekłuta brew.

Zaśmiał się krótko, szczerze rozbawiony. Złoto! Ta dziewczyna zapowiadała się na cudowny magnes przyciągający sytuacje z których tak przyjemnie się będzie naśmiewać!

– Siostra Nata i jej miniony. Li i Karolina* bodajże? – Przymrużył oko. Niby uczył się z nimi w klasie, zwracał na nie jednakże wystarczająco mało uwagi, żeby ledwie pamiętać ich imiona. – Hydra... W sumie niezła ksywa dla nich – Wciąż był rozbawiony. – Jeśli chodzi o kategorię: „Mam głowę tak głęboko we własnej dupie, że krztuszę się wczorajszym śniadaniem", to hydra jest zwyciężczynią złotej palmy.

Oficjalnie trzy nadęte panny zostały Hydrą.

– To jak, będziesz mi rycerzem? – Zaśmiała się też, znów kucając, by dalej zbierać kserokopie.

– I co niby mam zrobić? Prawy sierpowy, jeb w łeb? – Odbił się od szafki, żeby podnieść kilka ostatnich kartek walających się przy jego nogach.

– Przy odrobinie szczęścia być może nawet by ci się udało.

Wrzucili resztę kopii przyozdobionego zdjęcia do śmietnika.

– Aż tak ci zależy, żeby mnie wywalili? Poza tym, jestem dżentelmenem, nie biję lasek.

– Jasne, dżentelmenem – prychnęła, rozbawiona, podnosząc jednocześnie kosz. Zabrzmiał dzwonek. – Au revoir, monsieur gentilhomme – dygnęła prześmiewczo, ze śmietnikiem dyndającym w dłoni.

– Spadaj, zarazo – szturchnął ją. Jej ręka, nawet przez bluzę, wydawała się dobrze umięśniona. Dziwne, panna wyglądała raczej na chuderlawą. – Zanim stracę swoje dżentelmeńskie maniery.

Miał ładny uśmiech. Flo odpowiedziała szturchnięciem, zaśmiali się oboje.

Śmietnik za chwilę wrócił na miejsce, chwilkę później Francuzeczka znalazła się na swoim miejscu w sali historii, pośród kpiących spojrzeń oraz pełnych jadowitego rozbawienia szeptów; spokojnie robiła notatki z tego, o czym mówił wiekowy profesor Jelimek.

Walc płatka śnieguWhere stories live. Discover now