r.5 To takie słodkie gdy ktoś nagle przytula Cię bez powodu.

20 2 0
                                    

---W poprzedniej części---

***

----------perspektywa Victorii----------

Obudziłam się z mniejszym bólem głowy i ogólnie czułam się nawet dobrze (nie miałam już palących policzków). Zobaczyłam trójkę śmiejącą się w niebogłosy.Może to mnie tak obudziło.Ta,na pewno to byli oni. Nie zauważyli,że się obudziłam,bo nadal mieli ataki histerii.

Cicho się zaśmiałam,naprawdę,oni tak komicznie wyglądali.Nagle wszyscy się na mnie spojrzeli i osłupieli na mój widok.AHA...

-To może ja się ZAPADNĘ pod ziemię,co?

Cała trójka na te słowa zareagowała tak samo i w tym samym czasie.Rzucili mi się na szyje i zaczęli "dusić". Odwzajemniłam ich uściski i usiadłam na kanapie.Pierwsze pytanie zadała mi Kendall.

-Dziewczyno,jak ja się przez Ciebie zamartwiałam!

-No a teraz opowiadaj czym prędzej,co Ci się stało?

-Też chciałabym to wiedzieć.

Może więcej tego tematu nie poruszajmy?

-Dobrze,ale powiedz jak się czujesz? Wezwać lekarza?

-Na razie nic mnie nie boli,więc myślę,że nie ma takiej potrzeby. Lecz dziękuję za troskę,to miłe z Waszej strony,przecież my się w ogóle nie znamy.

-Oh,to Nasz obowiązek,nie masz za co dziękować. Musimy Cię lepiej poznać,tylko mam nadzieję,że teraz zaczniemy bez zbędnych "niespodzianek".

O nie! Na samo słowo:poznać zrobiło mi się duszno i zimno.Czy ja w ogóle muszę kogokolwiek teraz lepiej poznawać? Mi pasuje samotność.Jest moim stałym oraz niezastąpionym przyjacielem,od kiedy nie mam już realnych przyjaciół.Samotność jest cicha i na swój sposób dla mnie bezpieczna.Nie mam się czego po niej spodziewać,bo zawsze jest taka sama.Nie wymyśla i nie robi głupich niespodzianek.Mogę się w niej zatracać i rozmyślać nad wieloma rzeczami.Nikt nigdy nie będzie zadawał bezsensownych pytań,ani za wiele wymagał.Mogę być sobą.Przywiązuję się bardzo do ludzi,więc lepsza jest dla mnie samotność,bo wtedy gdy ktoś odejdzie nie będę czuła cierpienia.

Czy już mówiłam Wam,że nie lubię przebywać z większymi skupiskami ludzi? Jeśli nie,to teraz to mówię.Nigdy nie lubiłam przebywać w dużych grupach,w tłumach,na koncertach z milionami spoconych,zdeterminowanych,dobrze bawiących się i głośnych ludzi-nie,to nie są moje klimaty.Po za tym w takich zatłoczonych miejscach jest niebezpiecznie.Nie to,że mam jakąś fobię społeczną,ale po prostu wolę małe grona znajomych.

Po pierwsze:atak terrorystyczny.

Po drugie:ktoś może nas okraść.

Po trzecie:możemy zostać zmaltretowani przez tłum.

Po czwarte:może ktoś nas porwać,w czasie koncertu,ale najprawdopodobniej po nim.

Nigdy też nie lubiłam występować -włączała mi się od razu ogromna trema. Nie lubiłam zawierać nowych znajomości,bałam się odtrącenia ze strony innych.

Nie wiem czy reszta zgromadzonych wyczytała moje myśli czy po prostu sami byli pochłonięci swoimi.

Raczej to drugie.Bo po co ktoś,miałby się zamartwiać o mnie.To jest bez sensu.

Siedzieliśmy jeszcze chwilę na kanapie i nie odzywaliśmy się -każdy był w swoim świecie,aż do momentu gdy usłyszałam bardzo przyjazny dla ucha głos Manu.

-No,to jak,zaczynamy?...

Wszyscy poruszyliśmy głowami do Manu na znak,że jesteśmy gotowi.Inni -czyli ja,mniej pewniej,a drudzy -pozostali,już bardziej pewnie. Choć widziałam,że oni nadal byli trochę w innym świecie. Mniejsza z tym.

Aż do szczytu Where stories live. Discover now