Rozdział 11

6.5K 352 28
                                    

*Perspektywa Hanny*

Obudziłam się w nieznanym mi miejscu. Nie mogłam się ruszyć, bo coś krępowało mi ruchy. Po chwili odzyskałam pełną świadomość. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było brudne, ciemne i okropne. Zorientowałam się, że jestem przykuta do jakiegoś metalowego fotela. Chciałam jakoś się uwolnić, ale byłam przykuta kajdanami na elektromagnes... Zero szans.  Ręka bolała mnie niemiłosiernie. Zobaczyłam w ciemnym koncie jakieś wrota. Przeszedł mnie dreszcz. Miałam zamiar krzyczeć, ale na nic by się to zdało. Zrezygnowałam. Drzwi nagle się otworzyły i wszedł nimi mężczyzna. Skądś go znałam, ale może to tylko takie wrażenie.

-Witam, jak miło cię tu widzieć.-powiedział ochrypłym głosem

-Bez wzajemności-oburknęłam i spojrzałam na niego z odrazą

-Od razu słychać, że to jego córka.-zaśmiał się i spojrzał na kolejnego mężczyznę. Jego znałam to był Bucky. Znowu miał te puste oczy.- Miło nam, że do nas dotarłaś. Wiele nam pomożesz, a przynajmniej mam taką nadzieję.

-Cóż, nadzieja umiera ostatnia-syknęłam

-Jaka wyszczekana.-podszedł do mnie i oparł się o krzesło do którego byłam przykuta, stanął tak, że patrzył mi prosto w oczy.-Słuchaj mnie uważnie, jesteś rozwiązaniem mojego problemu i jeśli nam pomożesz to wrócisz do swojego normalnego życia.

-A jeśli nie?-zapytałam

-To i tam nam pomożesz czy będziesz chciała, czy nie.

-Nie sądzę żebym chciała wam pomóc.-odpowiedziałam stanowczo.

-Nie?-zapytał zawiedziony-to szkoda.

W tym momencie Bucky mnie zakneblował. Kilka osób w kitlach lekarskich do mnie podeszło i wbiło mi igłę w żyłę na prawej ręce. Zabolało, ale nie tak bardzo. Nie mogłam się wyrwać. Chociaż się starałam, moje krzyki były prawie nieme.

-Twoja ostatnia szansa.-pokręciłam przecząco głową-to chociaż może jesteś ciekawa, co będziesz musiała zrobić.-powiedział i pokazał mi zdjęcie zdjęcie Avengers.-Oni są moim problemem, a ty rozwiązaniem. Jeżeli oni znikną to będę mógł w końcu zająć się moimi sprawami. A ty wrócisz do swojego kraju nadal myśląc, że Avengers to tylko bajka na dobranoc.

Pokręciłam przecząco głową i wtedy podłączyli mi jakąś kroplówkę z niebieskim płynem. Kiedy wędrował w żyle miałam wrażenie, że rozcina i pali mi wszystko w środku. Zacisnęłam zęby. Wtedy wiedziałam, co to oznacza, czytałam akta. Obiecałam sobie, że nie dam im zrobić ze mnie Zimowego Żołnierza.

Mijały godziny, byłam już wykończana walką z substancją w moim ciele, ale wiedziałam, że nie to będzie najgorsze. Jeszcze jeden etap, najbardziej bolesny. Kiedy prawie traciłam przytomność z bólu, do pomieszczenia weszło trzech ludzi. 

-Chyba już jest gotowa do kolejnego etapu.-powiedział jakiś głos, nie widziałam już wyraźnie przez lek

-Jesteś pewien? To jeszcze dziecko.-kolejny głos

-Ale ważne jest to czyje to dziecko. Pomyśl tylko córka zabije własnego ojca. Jak dla mnie plan idealny, a ja nie pobrudzę sobie rąk.

-Skoro tak uważasz. Przygotujcie wszystko.

Czułam się jakbym była zamknięta w puszce, znane głosy przeplatały się z nowymi. Brzęk metalu i jego dotyk. Zimny i przerażający... Usłyszałam tylko polecenie "Zaczynajmy' i wiedziałam, że muszę być silna, dopiero teraz zacznie się ogromny wysiłek. Poczułam okropny przeszywający ból, cały czas krzyczałam, nuciłam w głowie kołysankę z dzieciństwa. Słyszałam tylko "Więcej!  mocniej!' Nie chciałam dać się tak łatwo. Nagle wszystko ustało. Czułam jak z nosa sączy mi się krew. Uniosłam wzrok. Facet był wściekły i strzelił do jednego z naukowców. Przez dłuższą chwilę nic nie słyszałam. Podszedł do mnie i coś krzyczał, ale nie wydałam z siebie żadnej emocji. Nie rozumiałam jego słów. Po kilku minutach zasnęłam...

Kolejny dzień.

Znowu to samo. Znowu próbowali. Bez skutku. Siedziałam na tym krześle tylko dzięki temu, że byłam o niego przykuta. Nie miałam już siły.

-A może to jest rozwiązanie. Samo to, że Bucky ją porwał.-powiedział ten sam głos, który chciał odwieść ich szefa od pomysłu robienia eksperymentu na "dziecku".

-Nie wiem do czego zmierzasz.-odpowiedział Szef

-Stark na pewno już zdążył się pokłócić ze wszystkimi, wiesz jaki on jest. Może po prostu szantażujmy go tą dziewczyną. Zrobi wszystko, czego będziesz chciał.

-Może masz rację.- po chwili zastanowienia ,zastrzelił go.-A może nie! Zabierzcie go stąd i zróbcie jak mówił.-powiedział do reszty

Zabrali mnie do jakiejś celi. Nie wyglądała już, jak sala tortur, ale tu też nie było przyjemnie. Był tam chociaż zegarek. Zasnęłam praktycznie od razu. Nie mam pojęcia jak długo będę spać. Chciałabym spać już zawsze...



𝒁𝒂𝒈𝒖𝒃𝒊𝒐𝒏𝒂 (Część 1)Where stories live. Discover now