Rozdział 22.

1.3K 172 40
                                    

— A plany na przyszłość?— zapytał w pewnej chwili Scorpius.— Kim chciałbyś być w przyszłości?

Po raz kolejny zmusił mnie do myślenia o rzeczywistości. W każdej chwili gotów byłem wrócić do świata swoich urojeń. Przecież przez cały czas miałem wrażenie, że wciąż jest coś nie tak. Trudno było mi uwierzyć w to, że przeżyłem. Że nie gniję pod ziemią. Że oddycham. W tamtej chwili, gdy siedzieliśmy obok siebie na łóżku, czułem pewien spokój, który oczywiście nie był całkowicie klarowny. Zacząłem bowiem martwić się, że jest zbyt dobrze—między mną, a nim—żeby było to prawdziwe. Zaciągnąłem się papierosem i zamknąłem oczy. Byłem cholernie zmęczony, ale wiedziałem, że nie mógłbym zasnąć nawet, gdyby ktoś uderzył mnie żelaznym drążkiem mnie w głowę.

— Cokolwiek— odpowiedziałem mu na pytanie, nie zastanawiając się. Nigdy nie myślałem nad sensem mojej przyszłości. Przez głowę przeszedł mi obrzydliwy pomysł, że i tak jest bardzo niepewna. —Nie mam żadnego talentu. Ani żadnych specjalnych zainteresowań.

— Niemożliwe—zdziwił się i uśmiechnął do mnie. Widziałem dobrze, że nie był szczery.— Każdy ma jakieś pasje.

— Kiedy byłem dzieckiem, lubiłem zbierać jakieś brudne kamienie, żeby potem myć je i wyrzucać—powiedziałem, wzruszając ramionami. Przez moment obserwowałem unoszące się nad nami strużki dymu i dodałem z uśmieszkiem.— Moja matka zawsze się wkurzała o to, że zostawiałem uwaloną umywalkę. Okropnie to wyglądało.

Zaśmiałem się do siebie na niewyraźne wspomnienie o uciekaniu przed mamą w ogródku, kiedy ta goniła za mną ze ścierką. Niemal natychmiast posmutniałem jednak jeszcze bardziej, niż wcześniej. Tęsknota za niewinnością Ginny Potter ścisnęła mnie za serce. Czułem się jak najgorszy syn na świecie. Jak najgorszy człowiek na świecie.

— A ty?—spytałem, aby zapobiec boleściom poczucia winy.— Co chcesz robić? W końcu kończysz już szkołę.

Zamyślił się na chwilę.

— Nie mam zainteresowań, które odpowiadałyby wymaganiom magicznego rynku pracy. Uważam, że ta sfera trochę nas ogranicza.

— Odważne stwierdzenie—przyznałem i zgasiłem papierosa na brzegu talerza.—To tak, jakbyś zrzekał się wszystkich "przywilejów" czarodzieja.

—Szczerze mówiąc, można robić to, co jest łatwe, albo to, co jest dobre —powiedział.— Ja czasami czuję się strasznie ograniczony. Wiesz, jakby...

— W złotej klatce— dokończyłem.

Uniósł na mnie spojrzenie, a kącik ust podniósł mu się zawadiacko.

— Dokładnie tak— mruknął.—Jesteś inteligenty, więc dlaczego uważasz, że nie masz zainteresowań?

Odwróciłem oczy, aby nie patrzeć dłużej na niego. Jego uśmieszek przekroczył granicę naszej umowy o nietykalności psychicznej, którą zawarłem sam z sobą, podczas jednej z nocnych libacji. Podpisałem ją nawet, kawałkami szkła.

— Nic nie wychodzi mi dobrze—odpowiedziałem, patrząc w podłogę.—To znaczy, ani dobrze, ani źle. Miernie. Zawsze byłem taki...—parsknąłem krótkim, beznamiętnym chichotem.— Nijaki.

Malfoy bez ostrzeżenia położył mi dłoń na kolanie. Bardzo przyjacielsko bardzo. Miałem odwróconą głowę. Wstrzymałem oddech i zacisnąłem powieki.

—Musisz otworzyć się na nowe doświadczenia— poradził mi.— Musisz poznawać więcej.

Odpaliłem następną fajkę.

— Nie mogę — powiedziałem. — Nie zdążę.

—Jak to?

—Trzeba wywietrzyć tutaj, nie sądzisz?—zapytałem i zabrałem się za pozbywanie się smrodu papierosowego dymu.

Półmrok || ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz