2

140 16 0
                                    

Jeśli ktoś wygląda jak kanalia, cuchnie jak kanalia i gada jak kanalia, to prawdopodobnie jest cholerną kanalią.

Lucy

– Imię? – Chłopak prowadzący rejestrację nawet nie podniósł wzroku, a jego palce zawisły nad ekranem iPada. Obudziłam się o siódmej, a o ósmej postanowiłam się zarejestrować. Rzędy stolików przed centrum obsługi studenta przywodziły na myśl więzienie. W pobliżu kręciło się co najmniej dwudziestu studentów ostatnich dwóch lat, którzy wyglądali na szczerze znudzonych.

– Lucy – odparłam.

Westchnął poirytowany.

– W kampusie jest ponad trzydzieści pięć tysięcy studentów, a ty chcesz, żebym wyszukał cię na podstawie imienia, Lucy?

– Przepraszam. Heartfilia, Lucy Heartfilia.

Wpisał dane.

– Cóż, Heartfilia,Lucy Heartfilia, wygląda na to, że zapisałaś się na dziewiętnaście przedmiotów i musisz wybrać przedmiot kierunkowy.

Kim on był? Psychologiem kryminalnym?

– Tak – przyznałam. Odchyliłam się do tyłu i odchrząknęłam. Chłopak nadal nie podniósł wzroku.

– Hmm... – Jego palce zatańczyły na ekranie iPada. – Dobra, wysyłam rozkład zajęć na twój szkolny e-mail. – Odłożył iPada i sięgnął po kartonową teczkę. – Mapa kampusu, numer skrzynki pocztowej, adres studenckiego maila, wszystko, czego potrzebujesz, znajdziesz w tej teczce. Jeśli masz jakieś pytania, porozmawiaj ze swoim OR-em.

Miałam nadzieję, że chodziło mu o opiekuna roku, bo jeśli nie, to nie miałam pojęcia, o czym mówił.

– Dobrze. – Wzięłam teczkę, którą podstawił mi pod nos. – A co z legitymacją studencką?

– Następny! – Podniósł głowę i rzucił mi kolejne poirytowane spojrzenie.

– Przepraszam. – Nie dawałam za wygraną. – Gdzie mogę odebrać legitymację studencką?

Przygarbił się.

– Posłuchaj, Lucy, mam tu w kolejce kilkuset studentów. Powiedziałem, że wszystko, czego potrzebujesz, znajdziesz w tej teczce, więc bądź tak miła i zajrzyj do niej. W razie jakichkolwiek pytań, skontaktuj się z OR-em. My... – mówiąc to, wskazał siebie i mnie – ... już skończyliśmy.

O co, do diabła, mu chodziło?

Nie wiedziałam, czy jestem zakłopotana, czy poirytowana. Zaklęłam pod nosem, przycisnęłam teczkę do piersi i ostentacyjnie odeszłam. Odwróciłam się jeszcze, żeby rzucić mu ostatnie, wściekłe spojrzenie, i wpadłam na drzewo.

A przynajmniej myślałam, że to drzewo.

Tyle że drzewa nie są ciepłe.

I nie mają jedno-, dwu-, trój-, cztero-, sześcio-, dobry Boże, ośmio-? Ośmiopaków? Czy ja naprawdę dotykałam czyjegoś ośmiopaka? I, słodki Jezu, liczyłam. Dotknęłam każdego mięśnia. A moja ręka zatrzymała się na brzuchu obcego faceta.

Cofnęłam ją i zamknęłam oczy.

– Przepraszam, czy ty właśnie liczyłaś mięśnie mojego brzucha? – Wydawał się rozbawiony. Miał głos jak gwiazdor filmowy. Na dźwięk takiego głosu człowiek ma ochotę wskoczyć w ekran. Był głęboki i silny, z delikatnym akcentem, którego nie potrafiłam rozpoznać. Angielskim? Szkockim?

Przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się, co powiedzieć. Nie mogłam się wywinąć. Pokiwałam głową.

– Przepraszam, ja tylko... – Nie powinnam była podnosić głowy. Gdybym mogła cofnąć czas, nie zrobiłabym tego. Nie miałam pojęcia, że to jedno spojrzenie doszczętnie mnie zniszczy. Od tamtej pory minęły tygodnie, a ja wciąż żałuję tamtego spojrzenia z wyłącznie jednego powodu.

Utrata:Natsu x Lucyजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें