- Kuro-san! Gdzie jesteś? - to Sadao zaczęła krzyczeć w głąb mieszkania.

Miauknąłem w odpowiedzi, przez co klapy torby zostały rozsunięte i okryła mnie jasność dochodząca zza otwartych na oścież drzwi. Zobaczyłem uśmiech, który zaczynał mnie już irytować, mimo że pierwszy raz widziałem go zaledwie wczoraj.

- No to idziemy - powiedziała dziewczyna, znowu się uśmiechając. Przeszła przez próg, zamknęła drzwi i ruszyła w stronę swojej szkoły.

Przez całą drogę do budynku edukacyjnego leżałem w torbie, zwinięty w kłębek, lecz wyjrzałem z niej, gdy dotarliśmy na miejsce. Znałem to liceum. Ludzie idący w jego kierunku poubierani byli w pomarańczowe marynarki, a niektórzy jeszcze mieli na szyjach czerwone niby-krawaty albo kokardy z dwoma krzyżującymi się liniami w ciemnym kolorze - znane mi ubranie, które niegdyś często widziałem.

Sadao weszła do szkoły i skierowała się ku swojej klasie. Po drodze moją uwagę zwróciła tabliczka wisząca nad jednymi z drzwi, na której było napisane "3-6". Wyskoczyłem z torby, przez co moja eve się zatrzymała i na mnie popatrzyła.

- O co chodzi? - zapytała. Chyba zauważyła, że patrzę się na drzwi do konkretnej klasy, bo podeszła do nich i je otworzyła na tyle, bym mógł przez nie zajrzeć. Tak też zrobiłem.

Otworzenie się drzwi zwróciło uwagę osób znajdujących się w pomieszczeniu za nimi. Kilka z nich znałem z widzenia, innych nie pamiętałem w ogóle.

Wysoki chłopak z brązowymi włosami, o imieniu Koyuki czy jakoś tak, spojrzał się na mnie i zapytał z niedowierzaniem:

- Kuro...?

Cicho miauknąłem w odpowiedzi, po czym powoli zrobiłem kilka kroków do przodu. Podszedł do mnie i kucnął, ciągle się na mnie patrząc. Tak minęła dość długa chwila, w której więcej osób podeszło w moją stronę. Cofnąłem się trochę, nie spodziewając się od nich takiej reakcji.

- To naprawdę kot Shiroty-kun - stwierdziła jakaś dziewczyna, schylając się w moim kierunku. Nie pamiętałem jej imienia, zresztą jak większości tu zgromadzonych osób. Złapała mnie i podniosła. Spojrzała na moją szyję i zapytała ze zdziwieniem:

- Nie masz już tego dzwoneczka?

- Zamiast niego ma gwizdek - powiedział jakiś blondyn. Chwilę mi zajęło, zanim przypomniałem sobie jego imię. Był to Ryusei, jeden z przyjaciół Mahiru. Wcześniej cały czas nosił opaskę, która trzymała w górze jego grzywkę, a teraz jej nie miał, dlatego miałem problem z jego rozpoznaniem.

Popatrzył się na Sadao, stojącą za na wpół otwartymi drzwiami.

- Teraz ty jesteś jego właścicielką? Myślałem, że wujek Mahiru się nim zajmie - jego głos lekko zadrżał, gdy kończył drugie zdanie.

Dziewczyna szerzej otworzyła drzwi i przeszła ze dwa kroki do przodu.

- Tak, nazywam się Shirizaki Sadao. Miło mi was poznać! - powiedziała, energicznie kłaniając się w pas.

- Mnie również - odpowiedział blondyn, drapiąc się po głowie. Kilka innych osób również coś powiedziało.

W tym momencie zadzwonił dzwonek. Przeszywający dźwięk, nieodpowiedni dla moich wrażliwych uszu. Ktoś wepchnął mnie w ręce Sadao, mówiąc jej, by jeszcze kiedyś do nich przyszła. Ona znowu się ukłoniła, po czym pobiegła do swojej klasy, wkładając mnie po drodze do torby. Zasnąłem, gdy tylko przestało trząść. Lecz jednak przed tym jedna myśl nie dawała mi spokoju: Dlaczego tam w ogóle wszedłem...?

-|-|-|-|-|-|-|-

Patrzyłem na leżącego przede mną Mahiru. Z obrzydliwej rany na jego piersi nieustającym strumieniem sączyła się krew, która wciąż uparcie wypływała, mimo że próbowałem tamować ją moją kurtką.

Znowu zostałem "Kuro" (SerVamp)Where stories live. Discover now