Rebel Watchman ~ Rozdział 2

56 9 0
                                    

Głośny ryk szkolnego dzwonka skutecznie wyrwał z zamyśleń, opierającego się o jedną ze ścian korytarza, Dean'a. Nie wracając na resztę straconej już i tak, lekcji dużo myślał nad zaistniałą sytuacją. Ta była mu bardzo nie na rękę, zważając na jego odwieczną postawę i status, jakim się szczycił. Wiedział, że taka zmiana w jego zachowaniu może doprowadzić do prawdziwej katastrofy i poważnym uszczerbku w jego w pełni zasłużonym mianie...

Przez cały ten czas, nie chciał jednak dopuszczać do siebie tak absurdalnej prawdy. Obserwując nieznajomego, poczuł coś, co na początku wydawało mu się być znajome. Jednak jak się okazało, w tej sytuacji było zupełnie inaczej. Nigdy nie czuł się tak bezbronny i jednocześnie oddany. Choć nie wymienił ani słowa z nowym uczniem, wiedział że ten stał się dla niego kimś niezwykle ważnym.

- To niemożliwe... - szepnął nagle, za co przeklął siebie w głębi ducha.

- Co jest niemożliwe? To, że wyrwiesz się dzisiaj wcześniej z kozy? Masz rację... - tuż obok niego, niespodziewanie pojawił się wiecznie uśmiechnięty Gabriel, który zajadał się kolejnym już, tego dnia lizakiem.

- Te słodycze naprawdę cię kiedyś wykończą, Gabe...- Winchester sprawnie wymigał się od dręczącego go, tematu.

- Zanim wypomnisz mi moje wszystkie dziwne nawyki, zabierz się lepiej za siebie Winchester... Wiesz, że wystarczyło po prostu poprosić, co nie? - to powiedziawszy, nadstawił przed łowcą swój plecak, wypełniony po brzegi różnymi słodyczami.

- Masz rację... Nie uda mi się wyrwać wcześniej z kozy, bynajmniej nie dzisiaj... - rzucił smętnie, od niechcenia chwytając za takiego samego lizaka, jakiego miał Gabriel. - Słuchaj... Wiem, że ciągle cię o to proszę, ale zająłbyś się dzisiaj Sam'em, mogę wrócić później, a nie chcę zostawiać go znów bez opieki. - rzucił nagle, patrząc się przez ramię niższego chłopaka.

- Jasne... niema sprawy, naprawdę polubiłem tego dzieciaka. A co z tobą? - ciągnął jasnowłosy, usilnie starając się zdobyć jak najwięcej szczegółów z planów łowcy na obecny dzień. Widząc jednak, że uwaga ciemnowłosego skupia się na czymś innym, a raczej kimś, uderzył się dłonią centralnie w czoło.

- Dean, ty chyba nie zamierzasz... Z tym kujonem?! - wrzasnął zażenowany, widząc że ten niemal zamienia się w śliniącego psa.

Uwaga Winchester'a znów skupiła się na stojącym przed nim chłopakiem. Chwilę mu zajęło, by mógł zrozumieć o co mu chodziło, jednak gdy już został o tym powiadomiony, stanął jak wryty posyłając mu przy tym niemalże mordercze spojrzenie.

- Nie Gabe... Tym razem nie oto chodzi. - uprzedził go jeszcze, starając się za wszelką cenę jakoś go spławić. Kiedy tylko nadeszła stosowna chwila, wymknął się z zasięgu jego wzroku bez jakiegokolwiek wyjaśnienia.

Pewnym siebie krokiem, dążył przez długi korytarz w kierunku opartego o jedną z szafek, chłopaka. Całą swoją uwagę poświęcił planie zajęć, którego najwidoczniej nie mógł zrozumieć, dlatego nie był w stanie zauważyć nadchodzącego w jego kierunku, łowcy. Dean postanowił skorzystać z jego chwili nieuwagi i zbliżyć się na tyle, by mógł z nim swobodnie porozmawiać.

Ciemne kosmyki włosów, opadały niezgrabnie na czoło nieznajomego, nadając mu nieco tajemniczego wyglądu. Smukły nos i lekko wykreowane brwi, marszczyły się od czasu do czasu w wyrazie dezaprobaty. Chłopak był wyraźnie zażenowany nieznajomością planu, lecz dopiero po dłuższej chwili wychynął nosa zza sterty trzymanych w rękach, papierów.

Zauważając przed sobą, poznanego wcześniej Dean'a sprawił wrażenie jeszcze bardziej zestresowanego i niepewnego siebie. Jednak gdy poznał prawdziwe zamiary ciemnowłosego, dał sobie nieco upustu. Nie próbując jakkolwiek protestować, mimowolnie oddał plan zajęć w ręce chłopaka, oczekując tym jakiejkolwiek pomocy z jego strony.

Na skupionej twarzy łowcy, niespodziewanie pojawił się nikły uśmiech, który nie wyglądał raczej na jakąś łobuzerską przykrywkę.

- Mamy ze sobą zajęcia... Mogę ci jakoś pomóc, jeśli chcesz. - skwitował szybko, obserwując bacznie każdy cal jego nieskazitelnej twarzy. Niebieska otchłań po raz kolejny zderzyła się z hipnotyzującą zielenią, tym razem jednak, w nieco pewniejszy sposób.

- Myślę, że skorzystam... - rzucił po chwili kujonowaty, nie odrywając od niego wzroku nawet na krótką chwilę. - Nazywam się Castiel. - podał mu rękę.

- Dean. Miło cię poznać... - rzucił niedbale, jedną ręką przeczesując sobie włosy.

* * *

Tym razem rozdział pojawia się nieco wcześniej, niż jak zakładałam raz na tydzień, ale ostatnimi czasy szczególnie mam potrzebę pisania i przez to wyszło coś takiego ;D Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba i dzielnie będziecie czekać na następny... Przypominam wszystkim, którzy czytają moje wypociny, o zostawieniu po sobie jakiegoś śladu w postaci komentarza! Nie macie pojęcia jak bardzo to pomaga w pisaniu dalszych części naszego Destielka! Tymczasem ja się już z wami żegnam. Enjoy! ;>

Rebel WatchmanWhere stories live. Discover now