Rozdział 17

108 39 45
                                    

Jedynie księżyc delikatnie oświetlał ciemne, zeschnięte drzewa. Już nie wydawały się one straszne. Wyrażały cierpienie. Wiszące w dole gałęzie przypominały załamane i opuszczone ręce, a złota, płynna żywica niczym łzy gdzieniegdzie wyciekała i spływała po kojarzących się z policzkami konarach.

Alia cierpiała razem z nimi. Po stracie. Ponownej brata, ale też po przypomnieniu Adriana. Pamiętała, jak on ją prosił, biegnąc, przyrzekła sobie, że po niego wróci. Minął rok, a co ona zrobiła w tym kierunku? Czuła się źle z tego powodu, to zradzało obrzydzenie, cierpki dystans do samej siebie. Zastanawiała się, dlaczego to zrobiła? Dlaczego się poddała na starcie, dlaczego zostawiła go na pastwę patrolowców?

Ćwierkanie kani ponownie przewróciło ją do rzeczywistości. Teraz miała nowy problem – porwanie Egona. Chciała za wszelką cenę odzyskać brata, ale w głębi serca obawiała się, że stanie się to samo, co z bliskim przyjacielem. Musiała zacząć działać, póki adrenalina dodawała jej odwagi. Musiała czym prędzej odbić brata, bo dla niego liczyła się każda sekunda.

Logicznie pewnie byłoby to starannie zaplanować, ale czy obmyślania rzeczywiście się sprawdzały? Czy potrafiła przypomnieć sobie choć jedną sytuację, gdzie nie było improwizacji, bo plany się posypały? Lekko poruszyła głową wpierw w prawo, potem lewo, aby odpowiedzieć przecząco na zadane w myślach pytanie. Prawda była taka, że zawsze się coś ominęło, nie dało się przewidzieć wszystkiego; a takie niespodzianki bywały bardzo groźne.

Tak więc Alia zdecydowała się na spontaniczność. Pójdzie tam schowana, a dalej ... się zobaczy. Powoli zaczęła przekładać prawą nogę na drugą stronę gałęzi, by cicho zsunąć się na ziemię. Lądowaniu towarzyszyła gęsta chmura kurzu i pyłu, uwolnionych przez dziewczynę. Zupełnie jak po wejściu do miasta, pomyślała zirytowana.

Nagle przypomniała sobie o innej sprawie. Od wielu lat, z powodu suszy, drzewa liściaste były rzadkością, tak więc skąd tam duże zbiorowisko liści? Wyglądało to, jakby ktoś specjalnie je podłożył.

O nie! Jak można wpaść w kłopoty, nie zaczynając nawet akcji? Zaczęła kląć pod nosem na swoją uwagę. Trzeba być mną. Szybko jednak zaprzestała wewnętrzne użalanie się nad sobą i zaczęła przerzucać listowie w celu znalezienia ewentualnych pułapek. Spodziewała się, że ułożona sterta musiała służyć za maskowanie czegoś.

Patrolowcy! przeszło jej przez myśl. Była na siebie zła. Skoro to przygotowali, wiedzieli, gdzie ona była, a to znaczyło, że musiała czym szybciej uciekać.

Nagle w głowie zaczął klarować jej się pewien pomysł. Skoro patrolowcy zajęli się nią, prawdopodobnie zapomnieli o Egonie, co oznaczało, że to była najlepsza chwila na próbę odbicia go. Na odbicie go poprawiła się szybko w myślach. Nic nie pójdzie źle, myśl pozytywnie, powtórzyła jak mantrę.

Rozpoczęła od zamaskowania swojego zniknięcia. Uważała, że dobrze będzie poświęcić na to chwilę, jako że patrolowcy mogli ją "uważnie" obserwować. Oczywiście wiedziała, że jeśli tak było, zerkali na nią nie częściej, niż co kilkadziesiąt sekund.

Ruchem ręki zawołała Kajkę, która była najwyraźniej zachwycona, że mogła się w końcu na coś przydać. Ptaszka usiadła jej na ręce – Alia mogła zaczynać. Po krotce wyjaśniła jej zadanie. Kania miała taplać się w liściach i, w miarę możliwości, mocno nimi poruszać, tak aby zerkający patrolowcy myśleli, że siedzi tam dziewczyna.

Sama łowczyni natomiast miała w tym czasie pójść do obozu wroga i odbić towarzysza. Odchodząc, szepnęła nowej koleżance, że spotkają się o wschodzie słońca. Nie sprecyzowała miejsca, bo jeszcze go nie znała, wiedziała jednak, że ptaki mają świetny słuch i Kajka bez problemu wychwyci jej ciche wołanie.

– Robię to dla was – szepnęła Alia i zniknęła między drzewami.

~☆~

Szukanie obozu patrolowców w środku lasu nie było trudne. Nie spodziewali się oni nigdy napaści i rozpalali dymiące ogniska, śpiewając non stop bezsensowne piosenki:

Była sobie para mała
Trala lala trala lala
Która mamy nie słuchała
Trala lala bęc

Zrobiła nam źle w dziewiątce
Trala lala lala lala
My jej teraz pokaże...

– Ej to się nie rymuje! – krzyknął brunet siedzący najbliżej ognia.

– Wymyśl coś lepszego! – odpowiedział mu zdenerwowany śpiewający.

 W powietrzu czuć było zalążki kłótni. Do dialogu dołączyło jeszcze kilku patrolowców. Posypały się wzajemne wyzwiska. Alię kompletnie je ignorowała. W innej sytuacji pewnie byłoby ciekawie albo chociaż zabawnie posłuchać ich rozmów, ale tej nocy miała inny cel. Musiała znaleźć brata.

Skanowała obóz kilkukrotnie, ale nigdzie nie dostrzegła więźnia. Zaczęła się zastanawiać, gdzie jeszcze mogli go przetrzymywać. Intrygi nigdy nie były mocną stroną patrolowców, więc musiało to być coś prostego. Ale może coś się zmieniło?Pytanie tylko pozostawało, co?

Niestety nie było jej dane się tego dowiedzieć, bo nagle poczuła czyjąś rękę zaciskającą się wokół jej nadgarstka. Po chwili usłyszała męski głos szepczący jej wprost do ucha:

– Pójdzie pani ze mną.

W Cieniu Słońca KOREKTAWhere stories live. Discover now