Rozdział 16

106 39 36
                                    

Cała się spięła. Była kompletnie przerażona. Najpierw porwanie Egona, teraz ktoś niepostrzeżenie się przy niej przemykał. Bardzo się bała, że podzieli los brata, co oznaczałoby porażkę misji ratunkowej. Nie mogła uwierzyć, że nie zachowała wystarczającej uwagi. Mimo że dawała z siebie wszystko, sytuacja ją przerastała.

Już od jakiegoś czasu czuła się obserwowana, ale błędnie zrzucała winę na swoje zdenerwowanie; teraz ewidentnie widziała poruszającą się gałązkę. Przecież nie mogło jej się to przywidzieć, nawet w równie kryzysowej sytuacji. Pogodziła się z perspektywą bezpośredniego zagrożenia i postarała się wymyślić rozwiązanie. Wcześniej wychodziła z różnych tarapatów. Wierzyła, że tym razem również wybrnie cało. Mimo że wiedziała, że jest skazana na porażkę, w ramach wskazówki próbowała przywołać do siebie choć jeden obraz, sposób, w jaki sobie poradziła, jakieś rozwiązanie, gdy nagle uświadomiła sobie, że nigdy nie myślała, że może być gorzej, a los zawsze ją zaskakiwał i wymyślał coś straszniejszego. Nie chciała dopuścić do siebie tej myśli, choć wiedziała, że to prawda; że to oznaczało że los miał zgotować jej coś jeszcze potworniejszego. Pozostawało tylko pytanie, co i kiedy? Ale to nie był czas aby się nad tym zastanawiać. Strasznie ją to zirytowało. Coraz więcej pytań, żadnej odpowiedzi. Wciąż nie wiedziała, co zrobić, jak uratować siebie i Egona, ale i tak zamartwiała się bliżej nieokreśloną przyszłością. Chciała, a w zasadzie musiała wszystko przerwać i zająć się teraźniejszością, niestety jej umysł wydawał się głuchy na rozpaczliwe prośby i błagania.

Zwykle w takich chwilach potrafiła się zmobilizować, a sprawę rzadko rozwiązywał przypadek. Ten raz był wyjątkiem. Czas na rozważania się skończył.

- Świr, świr - ktoś wyszczebiotał tuż przy jej uchu.

Przerażenie momentalnie zmieniło się we wściekłość. Jak tak można?! Po głosie nie można było rozróżnić płci, ale nie obchodziło jej to. Jej wybuchowy charakter pragnął jedynie wygarnąć tej osobie, co myślała o podkradaniu i straszeniu. Odwracając się, zaczęła mówić poddenerwowanym głosem:

-Ciekawe, jak ty byś się zachowywał w takiej sytuacja; ale co ty tam wie ... - urwała w połowie słowa i momentalnie zamarła z wyrazem ulgi i upokorzenia na ustach, naśmiewając się w duchu z własnej głupoty, gdy tylko zobaczyła „napastnika".

Brunatny ptaszek nic sobie nie robił z jej zmieszania i dalej wyśpiewywał:

-Ćwir, ćwir. Ćwir, ćwir. - Alia zastanawiała się, jak mogła pomylić „ćwir" ze „świr".

-To nawet nie jest podobne. -Delikatnie się zaśmiała, gdy w końcu pozwoliła sobie na rozluźnienie spiętych mięśni. - Człowiek słyszy, to co chce usłyszeć.

-Ćwir, ćwir. - Ptaszyna pokiwała główką.

- No wiesz ty co. Bardzo ci dziękuję, ... - zawahała się - jak Ci na imię? - Przeszło jej przez myśl, że rozmowa z ptakiem jest nienormalna. Z drugiej jednak strony Śnieżce i Kopciuszkowi, o których nielegalnie opowiadał jej starszy brat, pomogły zwierzęta. Czy potencjalna korzyść nie była warta niecodziennej próby? Kontynuowała więc swój dialogo-monolog. - Hmm... Masz prawdopodobnie brunatne upierzenie w paski, ale nieco ciężko jest to stwierdzić przy tym świetle, ale uroczo ćwierkasz i żyjesz na drzewach ... To powinno mi coś mówić. - Zamyśliła się, próbując sobie przypomnieć nudne lekcje biologii. Szło to jej dość mozolnie, mimo że zawsze była pilną uczennicą. Dwa lata w lesie robiły jednak swoje. Po dłuższej chwili ciężkich rozmyślań zawołała w końcu:

- Wiem! - Natychmiast uzmysłowiła sobie, że zrobiła to nieco za głośno, więc wycofując się w inne miejsce, dodała półszeptem. - Jesteś kanią!

W Cieniu Słońca KOREKTAWhere stories live. Discover now