Rozdział 7 - Znowu ona?

9.4K 709 376
                                    

Tej nocy nie mogła zasnąć, kiedy tylko zamykała oczy, w jej głowie pojawiał się obraz pająka.

— Yhhh, cholerny, mały potwór. — mruknęła, wstając z łóżka.

Zegarek, obok którego smacznie spała sobie Tikki, tuląc pluszowe ciasteczko, które jej kiedyś zrobiła, stojący na nocnej szafce tuż przy łóżku wskazywał godzinę dwunastą trzynaście. Westchnęła. Tej nocy może się pożegnać z krainą Morfeusza. Zeszła do kuchni, potykając się o własne nogi; prawie spadła ze schodów, bo nie chciało jej się zaświecić światła. Jakimś cudem, w jednym kawałku, doszła po omacku do celu. Odnalazła włącznik światła, który przełączyła i sekundę później oślepiło ją jaskrawe światło energooszczędnej żarówki. Nalewając wody do czajnika, uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie wieczornej wymiany zdań z bohaterem. Mimo wszystko lubiła spędzać z nim czas, bo nikt nie potrafił doprowadzić jej do takich stanów. Tylko on potrafił ją równie szybko wkurzyć, jak i rozbawić. Będąc z nim, czuła się wyjątkowo. Niechętnie musiała przyznać, że zajmował coraz więcej jej myśli.

Nastawiła czajnik pełen wody na gaz, a sama usiadła na blacie obok kuchenki. Machała nogami i miętosiła skraj swojej piżamy, niecierpliwie czekając, aż woda się zagotuje. Czajnik zagwizdał, dając znać, że znajdująca się w nim ciecz osiągnęła temperaturę wrzenia. Zalała wrzątkiem saszetkę herbaty znajdującej się w kubku.

Szła powoli po schodach prowadzących do jej pokoju, uważając, żeby nie poparzyć się gorącym naparem. Odłożyła kubek na biurku obok monitora, okryła się kocem i usiadła przed komputerem.

Kiedy znudziło jej się przeglądanie portali społecznościowych, zasiadła przy swojej maszynie i zabrała się za szycie tiulowej spódniczki dla siebie. Cięła, szyła i mierzyła, dopóki dopóty nie leżała na niej idealnie. Przejrzała się w lustrze i stwierdziła, że idealnie do tego będzie pasować biała bluzeczka z jakimś różowym akcentem. Zaśmiała się cicho, wyobrażając sobie Czarnego Kota w podobnym wdzianku. Podeszła do szafy, przeszukując ją dokładnie. Pisnęła cicho, znalazłszy to, czego szukała. Wzięła farby do tkanin i tak oto na środku białej bluzki z krótkim rękawem znalazł się różowy napis: Cats are better than boys.

Zegarek wskazywał szóstą trzydzieści osiem, czyli najwyższy czas na przygotowania do szkoły. Zeszła na dół, by zjeść spokojnie śniadanie, nie pamiętała już, kiedy jadła najważniejszy posiłek dnia w tak spokojnym tempie.

Umyła się i ubrała w nowopowstały zestaw i z uśmiechem wyszła z domu. Mimo nieprzespanej nocy czuła się inaczej, tak jakoś spokojniej. Weszła do klasy i jakie było zdziwienie wszystkich obecnych już uczniów, kiedy zobaczyli spóźnialską pannę Dupain — Cheng kilkanaście minut przed dzwonkiem. Dziewczyna zajęła swoje miejsce. Żadnego z jej przyjaciół jeszcze nie było. Powoli przygotowała się do lekcji i podparła głowę na ręce, a oczy zaczęły się jej zamykać.

— Wstawaj, królewno! — damski głos przerwał jej drzemkę. Mruknęła coś pod nosem i usiadła prosto. — Dla kogo się tak wystroiłaś? — spytała Alya, mierząc ją wzrokiem.

— A jak myślisz? — prychnęła, wzruszając ramionami. — Dla kogo niby miałam się wystroić? Dla nikogo. — wytłumaczyła spokojnie.

W tym momencie do klasy weszli chłopcy, zawzięcie o czymś dyskutując, mieli uśmiechy na twarzach i błyszczące, roześmiane oczy. Adriena zamurowało, kiedy zobaczył różowy napis na piersiach Marinette, świadczący o tym, że koty są lepsze od chłopców. Przełknął ślinę i podszedł się przywitać. Blondyn musiał przyznać, że dziewczynie jest zdecydowanie do twarzy w tym kolorze, ten róż ślicznie podkreśla jej rumiane policzki. Po krótkich powitaniach zajęli swoje miejsca, przygotowując się do lekcji.

Historia — najgorszy z możliwych przedmiotów. Nudniejszy niż flaki z olejem. Chyba nie było ucznia, który nie przysypiałby na tym przedmiocie, ale co się dziwić, skoro nauczycielka miała jakieś sto dwadzieścia lat i prawdopodobnie przeżyła obie wojny. Głowa Marinette opadła bezwładnie na ramię przyjaciółki, zamknęła oczy i odleciała gdzieś do krainy marzeń.

Z głębokiego snu wyrwał ją dzwonek, kończący te tortury. Przeciągnęła się, ziewając, po czym spakowała wszystkie przedmioty znajdujące się na ławce do swojego plecaka. Wstała z krzesła, poprawiając swoją spódnicę.

— Mari! Mari! — piszczała tuż obok niej blondynka. — Gdzie kupiłaś tę boską spódniczkę? - spytała, krążąc wokół niej, oglądając u—ranie z każdej strony.

— Em, sama zrobiłam. — odpowiedziała lekko zawstydzona.

— Jest śliczna. — zachwyciła się koleżanka. — I taka różowa. Kocham różowy.

— Dziękuję, Rose. — uśmiechnęła się. — Też bardzo lubię ten kolor.

Wymianie zdań między dziewczętami uważnie przysłuchiwał się Adrien, notując w głowie, że Rose tak, jak Biedronka, lubi różowy. Przez to całe szukanie cech bohaterki w swoich koleżankach, czuł się jak jakiś psychol, który śledzi swoje ofiary. Naprawdę źle się czuł z tym całym podsłuchiwaniem i przyglądaniem się każdej dziewczynie, ale co miał zrobić, w końcu musiał ją odnaleźć, bo jego głupie serce rwało się do którejś z nich. A poza tym, nie chciał chodzić przez miesiąc w różowym wdzianku baletnicy. Jak to miałoby wyglądać? On, wielki Czarny Kot, obrońca Paryża, wspaniały bohater ratujący damy w opresji, miał wciskać się w takie coś? Nie, nie, nie, mowy nie ma, już wolał stalkować te biedne dziewczęta.

Lekcje tego dnia dobiegły już końca. Każdy rozszedł się w swoją stronę. Korzystając z w miarę ciepłej kwietniowej aury, Marinette poszła do parku. Pomimo nieprzespanej nocy czuła się dobrze. Usiadła w parku na swojej ulubionej ławce, w miejscu, gdzie prawie nikt nie chodzi. Wyjęła szkicownik i oddała się przyjemności. Trochę trudno jej było rysować jedną ręką, ale cieszyła się, że miała uszkodzoną lewą rękę, a prawa bez przeszkód sunęła z ołówkiem po białej kartce, na której, pod przypływem weny, stopniowo pojawiał się zarys postaci. Sama nie wiedziała, co rysuje, ale kiedy skończyła, to przyglądała się swojemu dziełu z szeroko otwartymi oczami.

— Głupi sierściuch. — mruknęła pod nosem, a siedząca na jej ramieniu i ukrywająca się pod jednym z kucyków Tikki, zaśmiała się.

— Widzę, że nie możesz przestać o nim myśleć. — śmiało się kwami.

Zamknęła szybko zeszyt i spakowała go do plecaka. Z myślą, że musi się przespać, wyszła z parku i poszła w stronę domu. Niestety niedane było jej dojść do miejsca zamieszkania. Gdzieś w połowie drogi usłyszała głośny śmiech, a przed oczami mignęła jej postać ubrana na pomarańczowo, która ciągnęła za sobą dwie identyczne blondynki.

— Znowu ona? — jęknęła, zrezygnowana.

👹👹👹

Poprawione.

💜💜💜

Who Are You, Purrincess? ||Miraculous||✔Where stories live. Discover now