One-shot

844 113 46
                                    

Niebo płacze zimnym deszczem.

Ludzie płaczą ciepłymi łzami.

Krople spadają z szarych chmur na miasto, mocząc wszystko, bezlitośnie zmuszając ludzi do schowania się pod osłoną dachów ich domów. Tam jest bezpieczniej, tam jest cieplej. Jest sucho.

Płomienny Alchemik nie lubi deszczu.

Ten paskudny wytwór natury nie pozwala mu używać alchemii.

Czyni go bezużytecznym.

Gdy widzi przez okno w swoim gabinecie, jak te cholerne krople zaczynają skapywać z nieba, cieszy się jedynie z tego, że może być w środku budynku.

Teraz jednak idzie pustą ulicą, chroniąc się jedynie parasolką.

Bezsensowne, przechodzi mu w takich chwilach zazwyczaj przez myśl, i tak deszcz mnie dosięga.

Jednak teraz jego myśli krążą wokół czegoś innego.

Kogoś innego.

Gdzie ten nierozważny dzieciak?

Nie musi się tak tym przejmować. Mógłby to zignorować.

W końcu chłopak jest tylko jego podwładnym. 

Nie ma obowiązku szukania go.

Ale to robi.

Czuje, że powinien.

To tylko dziecko.

Czasami traktuje go zbyt surowo. Jakby był dorosły.

Ale doskonale wie, że nieważne jaką postawę okazuje Edward Elric, i tak nadal pozostaje tym samym dzieckiem, które poznał tamtego dnia.

Dzieckiem z tym błyskiem w oczach.

Z płomieniem we wzroku.

Widział go tamtego dnia doskonale. I teraz, za każdym razem również go dostrzega.

Dał mu możliwość dążenia do odzyskania utraconego.

Ale z drugiej strony wie, że wojsko to nie miejsce dla dzieci.

Nie miejsce dla tych dwóch chłopców, którzy mimo swoich cierpień, nadal są niewinni i pełni nadziei.

Westchnięcie wydziera się z ust czarnowłosego, gdy na moment przymyka oczy.

Przestań wszystkich zamartwiać, Stalowy. Al się martwi.

Ja się martwię.

Otwiera oczy. Martwi się o najbardziej denerwującego dzieciaka w całym Amestris.

Dlaczego?

Kręci głową i rusza dalej, pozostawiając, samemu sobie zadane pytanie, bez odpowiedzi.

Deszcz nie przestaje padać. Tworzy na ulicach Central kałuże, w które wchodzą czarne, wojskowe buty pułkownika.

Rozgląda się cały czas, aż w końcu dostrzega coś, czego nie da się pomylić w czymkolwiek innym.

W końcu oczojebny płaszczyk się na coś przydał, myśli, natychmiastowo ruszając w tamtą stronę.

Znalazł go.

Znalazł swojego podwładnego.

Stalowego Alchemika.

Biedne dziecko.

Swojego syna.

Rozumie już teraz, aż nadto, gdy przesuwa parasol nad przemoczonego Edwarda, nie zwracając nawet uwagi na to, że przez to, sam zaraz będzie mokry.

Każdy ojciec martwi się o swoje dziecko.

Dlatego, Ed, nie zamartwiaj mnie, aż tak.

Uśmiecha się lekko.

–Chodź, Stalowy. Alphonse czeka na Ciebie w Central. Martwi się.

Tylko dziecko || Fullmetal AlchemistWhere stories live. Discover now