Rozdział 7

1.2K 82 22
                                    

Pogrzeb profesor Trelawney nastąpił dwa dni po jej śmierci. Wszyscy mieszkańcy Hogwartu zebrali się na błoniach, by po raz ostatni oddać szacunek nauczycielce wróżbiarstwa. Pomimo że większość uczniów nie przepadała za ekscentryczną panią profesor, to nikt nie podważył słów dyrektora, gdy ten w swojej mowie pożegnalnej opisał ją, jako wielką czarownicę. Tuż po meczu qudditcha, kiedy wiadomość o ataku na Sybille rozniosła się po dormitoriach, nastolatkowie popadli w nienaturalny letarg, ważąc myśli w swoich głowach i starając się wytłumaczyć sobie to, co się stało. Harry siedząc w pokoju wspólnym razem z Hermioną i Ronem, był bardziej zaniepokojony, niż przerażony. Zastanawiało go, jakim sposobem śmierciożerca lub inny wysłannik Voldemorta dostał się na teren szkoły. Każdy wiedział, że obszar wokół zamku był chroniony silnymi zaklęciami ochronnymi, uniemożliwiającymi bezszelestne dostanie się nawet w obręby Zakazanego Lasu. Potter rozważał też drugą opcję, która przemawiała za tym, że klątwę uśmiercającą rzucił ktoś mieszkający w Hogwarcie. Jego myśli od razu pomknęły do profesora Snape'a, który od zawsze był jego numerem jeden, gdy chodziło o sprawy dotyczące Riddle'a, jednak nie sądził, że nauczyciel byłby na tyle bezmyślny, skoro i tak większość członków Zakonu Feniksa uważała go za osobę niegodną zaufania. Finalnie Severus wydał mu się zbyt oczywistą osobą, dlatego szybko zmienił swój krąg podejrzanych. Chcąc nie chcąc, pomyślał o Malfoy'u, którego zachowanie nie potrafiło wykluczyć go jako jednej z możliwości. Ślizgon zdawał się zlewać z otoczeniem, zawsze uważając, by nie przykuwać do siebie zbyt dużej uwagi. Dodatkowo jego nieobecność na meczu stawiała go w niekorzystnym świetle, dlatego Gryfon bezmyślnie umieścił go na swojej liście osób, które powinien uważniej obserwować. Gdy Brunet podzielił się swoimi przemyśleniami z Hermioną, kiedy po kilku długich godzinach Pokój Wspólny opustoszał, ta uśmiechnęła się krzywo, zbywając go cichym: "Nie wydaje mi się". Harry był odrobinę zawiedziony, sądząc, że jego przyjaciółka od razu zbyła jego argumenty, tłumacząc się tym, że Potter po prostu kierował się swoją niechęcią do blondyna. Tym oto sposobem zapanowała między nimi niezręczna cisza, która utrzymywała się jeszcze przez kilka dni, do czasu, gdy w zamku zaczęły zachodzić pierwsze wielkie zmiany.

Podczas ceremonii pożegnania profesor Trelawney Umbridge trzymała się z boku, nawet nie starając się ukryć swojego niezainteresowania całym wydarzeniem. Zamiast starać się robić dobre wrażenie, uważnie planowała swoje kolejne kroki, który przyszły równie niespodziewanie, co atak na profesor wróżbiarstwa. Po tygodniu pełnego sprawdzania różdżek i szukania jakichkolwiek świadków wydarzenia, które wstrząsnęło wszystkich swoją siłą, uczniowie odetchnęli nerwowo na wieść, że nie znaleziono żadnych przydatnych informacji. W tamtym momencie nikt nie miał wątpliwości, że było to związane z powrotem Voldemorta. Ani jeden uczeń nie śmiał podważyć osądu dyrektora oraz innych nauczycieli, w swoich myślach przepraszając Pottera za wcześniejsze gorzkie słowa. Każdy starał się powoli odnaleźć w nowej sytuacji, szukając jakiegoś punktu zaczepienia, w którym mógłby odnaleźć bezpieczeństwo.

Starsza podsekretarz po konsultacji z Korneliuszem Knotem, postanowiła podjąć natychmiastowe środki w postaci aurorów, mających strzec tereny Hogwartu, które Minister uznał za wysoko zagrożone kolejnym atakiem. Bez większych wyjaśnień nakazała również, aby jeden z nich pilnował samego Dumbledora, który jak wyraziła Dolores: "Mógłby okazać się głównym celem barbarzyńców". Większość uczniów oraz nauczycieli nie wierzyła w jej puste słowa, którymi zapewniała ich o włożonych staraniach w ochronę każdej osoby przebywającej w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Harry sądził, że dyrektor zgodził się na to jedynie dlatego, że przypisano mu Kingsley'a. Hermiona nawet uważała to za dobrą rzecz, biorąc pod uwagę, że dzięki temu wymiana informacji pomiędzy Hogwartem a Grimmauld Place 12 była zdecydowanie łatwiejsza.

Pomijając kilka mniejszych incydentów, gdy znudzeni aurorzy zamiast wykonywać swoją pracę, zagadywali najmłodszych uczniów, towarzysząc im w odrabianiu pracy domowej, czy opowiadając historie z ich wielu misji pełnych przygód, ale też i niebezpieczeństwa, na początku hogwartczycy przyjęli tę zmianę bez większych protestów. Zważając na nawał nauki i zadań, niewiele pozostawało im czasu do zabicia, w którym mogliby bezmyślnie włóczyć się po błoniach czy opustoszałych korytarzach zamku. Jedyną osobą, która publicznie wyrażała swoją niechęć wobec pracowników Ministerstwa, był Snape, który został wyznaczony przez Dumbledora do kontrolowania pracy aurorów, w czym miała mu pomagać profesor McGonagall, doglądając wszystkiego z boku. Severus jako prawa ręka, musiał za to wysłuchiwać długich raportów składanych przez Rufusa Scrimgeoura, który dyktował je do swojego samopiszącego pióra, by potem wysłać zapisany pergamin do Knota.

Gryfoni szybko zauważyli, że nauczyciel eliksirów stał się jeszcze bardziej zirytowany, dlatego starali się zachowywać jak najciszej, przysparzając mniej kłopotów niż zwykle, jednak nawet to nie uchroniło ich przed odjęciem kilkudziesięciu punktów przez profesora. Jednakże podczas tych coraz krótszych, melancholijnych dni, niewiele osób myślało o Pucharze Domów, czy nawet wygranej w quidditcha. Widok młodszych uczniów spędzających czas ze swoimi przyjaciółmi, dzieląc swoje lęki i wyobrażenia na temat przyszłości, nie był niecodzienny. Z dziedzińca zniknął obraz drugo i trzecioklasistów grających w szachy czarodziejów, czy magiczne gargulce. Strach wywołany niecodziennym atakiem odbił swoje piętno na wszystkich, co Harry uważał za niemały sukces po ciemnej stronie.

Tak czy inaczej, życie szkolne toczyło się dalej, i mimo że Potter pragnął, by Zakon w końcu podjął jakieś środki, w których mógłby brać czynny udział, bez słów sprzeciwu nadal sumiennie przygotowywał się do większości zajęć.

Podczas lekcji Obrony Przed Czarną Magią, nadal prowadzonych w niezrozumiały dla trójki gryfonów sposób, polegający na czytaniu kolejnych paragrafów podręcznika, Harry błądził wzrokiem po krajobrazie za oknem, zamazanym odrobinę przez brudne szyby. Od początku roku szkolnego wyrażał nieskrywaną niechęć do uczestnictwa w lekcjach z podsekretarz, jednak nie mógł nie pojawić się na zajęciach. Zamiast tego starał się w głowię łączyć kolejne fakty i domysły, które miał nadzieje, pomogłyby mu w rozgryzieniu, co Voldemort pragnął udowodnić, uśmiercając jednego z mniej popularnych belfrów. Rozsianie paniki i przerażenia to jedno, jednak Harry sądził, że kryło się za tym coś jeszcze, czego nikt wcześniej nie brał pod uwagę.

Zirytowane odchrząkniecie koło jego prawego ucha, wybudziło go z kilkuminutowego letargu. Umbridge stała przy jego ławce z założonymi rękami i krzywą miną, odrobinę zwężając swoje oczy, jak gdyby chciała przeskanować jego sylwetkę wzrokiem. W tym momencie przez ciało nastolatka przebiegł dziwny dreszcz, paraliżując jego organizm i umysł. Usilne uczucie nienawiści zapłonęło w sercu gryfona, roznosząc się szybko po każdej kończynie.

– Jeżeli nie interesuje cię temat lekcji, równie dobrze mógłbyś ją spędzić poza obrębem tej klasy – syknęła urażona nauczycielka, zaciskając mocniej uścisk na swoich ramionach.

Potter odruchowo przewrócił oczami, do końca nie kontrolując swoich poczynań, po czym uśmiechnął się cwanie pod nosem i rzucił:

– Gdyby była ona chociaż odrobinę interesująca, to z pewnością nie musiałaby mi pani zwracać uwagi.

Cała sala pogrążyła się we wszechobecnej ciszy. Uczniowie zezowali na zbyt pewnego siebie gryfona, który dalej miał na swojej twarzy krzywy, szyderczy uśmiech. Hermiona siedziała spetryfikowana po jego prawej, nie mogąc zmusić swojego ciała do najmniejszego ruchu.

Umbridge napuszyła się, usilnie starając się zatrzymać ostre słowa za swoimi zębami. Zamiast tego, odwróciła się do Harry'ego na pięcie, kierując się w stronę swojego biurka.

– Skoro lekcje pana tak bardzo nudzą, panie Potter, mam nadzieje, że szlaban przez następne cztery tygodnie, wynagrodzi panu wszystkie zmarnowane godziny – powiedziała zimno Dolores, zostawiając za sobą echo jej ciężkich kroków.

Brunet jedynie parsknął pod nosem, po czym wziął swój podręcznik i torbę. Hermiona starała się zatrzymać go na miejscu i przyjąć karę z pokorą, jednak gryfon kompletnie ją zignorował, wstając ze swojej ławki i ruszając w kierunku wyjścia. Drzwi otworzyły się z cichym łaskotem, jednak dźwięk zdawał się szumieć w uszach uczniów, którzy nadal w szoku przyglądali się całemu zdarzeniu.

Po opuszczeniu sali, chłopak szybko szedł schodami w dół, wychodząc z Turris Magnus do centralnej części zamku. Jego nogi same poprowadziły go do łazienki dla chłopców na szóstym piętrze, gdzie zrzucił swoją torbę na podłogę, po czym rozpiął czarną szatę, zostając jedynie w białej koszuli. Kiedy świadomość powoli wracała do wątłego ciała gryfona, jego oddech stał się dużo płytszy, dłonie zaczęły mu się niekontrolowanie trząść, a oczy zaszły łzami. Nie mogąc zapanować nad swoimi nogami, zsunął się bezwładnie na ziemie, pochylając się, by ukryć spuchniętą od płaczu twarz w kolanach. Przez kilka minut starał się uspokoić swój oddech, jednak nadal czuł na swoim ciele nacisk, którego nie potrafił się pozbyć. Buzująca krew w jego żyłach uniemożliwiła mu wyłapanie delikatnych kroków przy wejściu do łazienki.

Profesor Snape omiótł pokój przenikliwym spojrzeniem, wzrokiem zatrzymując się na wątłej postaci, skulonej przy jednej z umywalek. Mężczyzna podszedł do gryfona, który nadal nie potrafił ustabilizować swojego ciała, po czym odwrócił go do siebie, by mógł spojrzeć na twarz nastolatka.

Severus uklęknął przy bezwładnym ciele, jednocześnie wyciągając różdżkę ze swojej szaty. Szepcząc pod nosem zaklęcia, prześledził uniesioną dłonią nastolatka, zaczynając od czubka głowy, a na palcach u stóp kończąc. Harry powoli wybudzał się z nieświadomości, starając się wyostrzyć obraz rozmazany zebranymi pod powiekami łzami. Dopiero po kilku dłużących się minutach, w końcu był w stanie otrzeć swoją twarz drżącymi dłońmi. Jak zaklęty spojrzał w ciemne oczy swojego profesora, szukając czegoś w rodzaju kotwicy, na której mógłby się oprzeć. Opiekun ślizgonów za to, dalej szepytał pod nosem tylko jemu znane zaklęcia, ignorując zagubionego nastolatka.

– Co się ze mną dzieje? – wydusił Harry, chwytając Snape'a za krawędź szaty, która bezwiednie zwisała przy jego prawym boku.

Mężczyzna wyrwał ubranie z uścisku, po czym wstał na równe nogi i bezdźwięcznie rzucił kolejne zaklęcie. Z jego smukłej różdżki wystrzeliły srebrne długie smugi, formujące się w postać smukłej łani, która kiwnęła głową w stronę profesora, po czym pognała w kierunku dalszych korytarzy.

Severus po raz kolejny pochylił się nad skonfundowanym nastolatkiem, wyciągając fabryczne zapakowaną czekoladkę z jednej z ukrytych kieszeni jego szaty, po czym otworzył ją i wsunął pomiędzy siniejące wargi gryfona, który nie potrafił pojąć, co dokładnie działo się przed jego oczami. Po zjedzeniu słodyczy, nieumiejętnie podniósł się z podłogi, podpierając się przy tym o umywalkę. Jego nogi nadal przypominały waniliowy pudding, który skrzaty domowe serwowały podczas uroczystych kolacji w zamku.

McGonagall przybyła do pomieszczenia chwile później, z pustym wyrazem patrząc na swojego podopiecznego, który nadal stał skulony w sobie.

– Zaczęło się – powiedziała cicho nauczycielka, zwracając się do Snape'a, który odetchnął ciężko.

– Nie możemy dłużej zwlekać – odpowiedział mężczyzna, poprawiając swoje ubranie. – Jeżeli tak dłużej pójdzie, powybija połowę Hogwartu, jeszcze przed rozpoczęciem przerwy świątecznej.

Kobieta jedynie kiwnęła głową, po czym podeszła do Pottera, niemo dając znać Severusowi, że może się oddalić. Mistrz eliksirów zrozumiał aluzję, rzuciwszy ostatnie spojrzenie w stronę gryfona, opuścił łazienkę, powracając do swoich codziennych obowiązków. Po dniu czy dwóch, kiedy Harry doszedł do siebie, zaczął się zastanawiać, co Snape robił na szóstym piętrze, podczas gdy zazwyczaj przez większość dnia nie opuszczał lochów, jednak w tamtym momencie było mu wszystko jedno.

Pozwolił poprowadzić się opiekunce Gryffindoru prosto do skrzydła szpitalnego, gdzie w ciągu minuty dostał odpowiednie leki oraz łóżko, na którym mógł zebrać swoje siły. Kątem oka widział, jak McGonagall rozmawia z panią Pomfrey, przekazując jej informacje na temat jego stanu, których on sam nie wiedział.

Jednak, zamiast skupiać się na negatywnych rzeczach, gryfon spojrzał na swoją sytuację z drugiej strony. Z tego co zdążył zrozumieć, w niedługim czasie przynajmniej część tajemnic, które spędzały mu sen z powiek, powinny zostać rozwiązane. Z tego względu nastolatek pozwolił sobie na słodką chwilę odpoczynku, wdychając znienawidzony przez siebie zapach sterylności i różnego rodzaju leków, które pielęgniarka gromadziła w swoim gabinecie.

Nie wiedział, czy oprócz dwu tygodniowego szlabanu u Umbridge czekają na niego jeszcze jakieś konsekwencje, ale gdy po trzech godzinach bezczynnego leżenia na materacu nikt nie zwrócił na niego większej uwagi, chłopak uznał, że przez najbliższy czas nie musi się o to martwić.

To uczucie osłabło, gdy przez uchylone szpitalne okno wleciała malutka sowa, lądując idealnie na kolanach Pottera, uprzednio przykrytych grubym wełnianym pledem. Sówka trzymała w pyszczku kopertę, z charakterystyczną pieczęcią Hogwartu, wskazującą na to, że została ona nadana przez samego Dumbledora. Harry przełknął ciężko ślinę, starając się nie pokazać na twarzy swojego zdenerwowania, wiedząc, że pani Pomfrey nadal obserwowała go zza śnieżnobiałego parawanu.

Chcąc nie chcąc, gryfon odebrał list, drugą dłonią głaszcząc przy tym zwierzaka, który domagał się odrobiny pieszczot. Opuszkami palców przebiegł po jej głowie, za co został wynagrodzony pieszczotliwym ugryzieniem w palec. Sowa gotowa do lodu obróciła się przodem do okna, po czym rozpostarła drobne skrzydła i miarowym lotem opuściła skrzydło szpitalne, zostawiając Pottera samego z kopertą, która mogła zadecydować o jego najbliższej przyszłości.

Ważąc chwilę, przełamał pieczęć usytuowaną na środku papieru, po czym otworzył list, skrywający kilka prostych zdań, napisanych ładną, pochyloną czcionką.

Druga Natura - DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz