Prolog

5.1K 267 34
                                    

Był to jeden z łaskawszych dni dla Anglików. Słońce znajdowało się wysoko nad ich głowami, co nie zdarzało się zbyt często tego lata, tym bardziej w okolicach północnowschodniej części kraju. Wakacje nie były udane pod względem pogody, dlatego wszyscy korzystali z ciepła, kiedy tylko przychodziło.

Piętnastoletni, blond włosy chłopak również postanowił poprzebywać trochę na dworze. Jego letnia przerwa jak na razie przebiegała w dość monotonny sposób. Pomimo wolnego, rano starał się zaglądać do przyszłorocznego szkolnego materiału, a popołudniami zajmował się swoimi sprawami. Najczęściej latał na miotle dookoła swojego domu, ćwicząc na niej coraz trudniejsze triki, grał w szachy ze swoimi skrzatami, które na polecenie zawsze przegrywały lub zajmował się ogrodem. Uwielbiał siedzieć wśród kwiatów, z książką, która tłumaczyła ich znaczenie. Za każdym razem podchodził do kolejnej rośliny i przekartkowywał lekturę, w poszukiwaniu jej opisu. Jego ulubionymi były białe lilie. To właśnie z nimi najbardziej się utożsamiał, choć nie przyznałby się do tego. Nikomu nie pokazywał swojego prawdziwego ja, dlatego wiedział, że ludzie by go nie zrozumieli.

Jednakże tego dnia zostawił za sobą piękny ogród i udał się do małego jeziora, które znajdowało się na terenie posesji. Nie było to coś imponującego, ale wystarczyło, by się trochę ochłodzić. Woda była krystalicznie czysta, dzięki czemu widać było drobne, kolorowe rybki, które miały w niej swój dom.

Chłopak odłożył kilka rzeczy przy drzewie rosnącym obok. Zabrał ze sobą książkę o tytule: "Pięćdziesiąt najbardziej przydatnych eliksirów dla młodego czarodzieja tom 4", a także dziennik, w którym pisał swoje przemyślenia, rysował bezsensowne rysunki lub wklejał bardziej lub mniej ważne rzeczy. Dzięki temu przyzwyczajeniu, stworzył już cztery album z każdego roku w Hogwarcie. Zbierał wspomnienia i umieszczał je w zeszytach oplecionych skórą, by w wolnej chwili móc do nich wrócić.

Kiedy już zostawił swoje skarby, ściągnął koszulkę oraz spodnie, zostając w samej bieliźnie. Nie musiał się przejmować, że ktoś go zobaczy. Jego rodzice w ostatnim czasie rzadko wychodzili poza mury dworu, a poza nimi zostawały tylko domowe skrzaty, które nie przychodziły nie wezwane.

Chwilę później był już w wodzie. Chłodna ciecz przyjemnie pieściła jego ciało, które zostało rozgrzane przez promienie słoneczne. Przez jakiś czas pływał z krańca na kraniec, ostatecznie obracając się na plecy i dryfując po tafli jeziora. Nie pozwalał, by jakiekolwiek zmartwienia przesiąkły do jego głowy. Starał się skupić na błogim uczuciu złudnej wolności, które go obezwładniło.

Dopiero po jakimś czasie wyszedł na ląd. Ubrał koszulkę, usiadł pod drzewem i przywołał do siebie skrzata. Zaczął robić się głodny, dlatego rozkazał sobie przynieść coś do jedzenie. Na szczęście Błysk był szybki, dzięki czemu już po chwili mógł się rozkoszować swoimi ulubionymi daniami. Pomimo, że powinien, nie chciał wracać do domu i jeść w jadalni. Pomieszczenia w dworze przytłaczały go. Ich rozmiar był ogromny, a on nie miał z kim tego dzielić. Całe dnie spędzał sam, włócząc się to tu, to tam, bez żadnej kontroli. Był pewien, że gdyby nagle zniknął, to nikt nie przejąłby się jego losem, pomijając skrzaty domowe, które ucieszyłyby się z braku dodatkowych obowiązków.

Samotność owładnęła każdą sferę jego życia. W domu czuł się jak gość, w szkole był nienawidzony przez wielu uczniów, a niektórzy się go nawet bali, dzięki czemu nikt z nim nie rozmawiał. Nie przypominał sobie, żeby mógł w życiu od tak się komukolwiek wygadać. Chciał choć przez chwilę zaznać uczucia zrozumienia i bezwarunkowej miłości, którego tak bardzo brakowało jemu zimnemu sercu.

Jego humor szybko się pogorszył, przez co po posiłku postanowił wrócić do swojego pokoju. Lubił w nim przebywać. Srebrno-zielone barwy działały na niego odprężająco, a znajome przedmioty i meble sprawiały, że czuł się mniej opuszczony. Uwielbiał leżeć w ogromnym, miękkim łóżku, z dobrą książką, nie zwracając uwagi na otaczający go świat. Czasami również mówił do siebie. Nie uważał tego za coś nienormalnego. Musiał to robić, żeby do końca nie zwariować.

Druga Natura - DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz