*10*

1.3K 165 258
                                    

Myślę że się wam spodoba, więc dodaje już teraz

Wyszedłem z pomieszczenia i zostawiłem Luke'a, który dławił się własnymi łzami.

Sasha od razu pobiegł za mną i wtulił się w mój tors, jednocześnie dając mi wzrok w stylu "dobrze robisz".

Położyłem się do łóżka i nie zwracając uwagi na ciche łkanie z parteru, zamknąłem oczy. Owszem, byłem dobry i uległy, ale nie byłem na tyle głupi, żeby wybaczyć mu od tak.

Wiedziałem, że system uczuć avatarów jest znacznie bardziej skomplikowany niż innych stworzeń, jednak przekonałem się o tym dopiero rano.

Wypoczęty zszedłem na dół i dopiero, kiedy po zrobieniu śniadania poszedłem do salonu, gdzie powinien znajdować się Luke, zrozumiałem, że popełniłem wielki błąd.

Na stole leżała karteczka. Obok karteczki stał Luke.

Nie, on nie stał.

On wisiał.

Moje oczy od razu zapełniły się łzami, a żołądek ścisnął w supeł na widok martwego ciała mojej miłości.

Jego znak miłości zalany był krwią, jakby ten przyjechał po nim nożem, a całe ciało blade. Gruby sznur zwisał z haka w suficie, gdzie kiedyś zawiesiliśmy razem papierowe motylki. Potem musieliśmy je zdjąć, bo wyblakły i się zniszczyły.

Na drżących nogach podszedłem do kartki i musiałem otrzeć łzy, żeby móc cokolwiek widzieć.

Nie zasługujesz na kogoś takiego jak ja
Wiem, że gdzieś tam, czeka na ciebie ktoś lepszy
Wszyscy są ode mnie lepsi
Jesteś najbardziej wyjątkowym sylfem na świecie
A ja sprawiłem ci tylko ból i przykrość
Dom i całą majątek jest przypisany na ciebie
Tak będzie lepiej
Przepraszam pyłku

Nie wiedziałem jak zareagować. Byłem jednocześnie zszokowany, załamany i zrozpaczony.

Może chowałem do niego urazę, ale... Nie chciałem żeby się zabił.

Kiedy trzy dni później patrzyłem jak jego trumna zjeżdża pod ziemię, wciąż nie wierzyłem, że to się dzieje.

Calum nie odważył się przyjść na pogrzeb. Wiedział, że nie powinien, chociażby ze względu na mnie. Na fakt, że to ja kochałem go najmocniej i najszczerzej.

Jednak nie minął miesiąc, a ja nie wytrzymałem.

Nie potrafiłem żyć bez Hemmings'a. Byłem sam w wielkim, pustym domu. Pałętałem się od szpitalu do lasu, do syren i domu. I tak w kółko.

Choroba powoli powracała do mojego ciała, ale nie obchodziło mnie to.

Usiadłem przy grobie mojego męża i wziąłem tabletki.

Całe opakowanie.

Jako, że nie potrafiłem ich przełknąć, popiłem je alkoholem.

I nareszcie byłem szczęśliwy.

Naprawdę szczęśliwy.

Δ•Δ•Δ

Miłego dnia i nocy wszystkim!






















Prima aprilis? :-p

Wiecie że nie ważne jakim chamem by był, nienawidzę sad endów

Gardzę nimi

Książka przestaje dla mnie istnieć jeśli ma sad end

Widzimy się w prawdziwej 10 jutro :-)

Kruche Skrzydła / MukeWhere stories live. Discover now