Rozdział 11

1.5K 100 13
                                    

Sterylny zapach białego pomieszczenia przedostawał się niemiłosiernie do jego nozdrzy, co kazało mu w końcu uchylić powieki. Przez ostatnie kilka godzin pogrążony był w spokojnym śnie, co zważając na okoliczności, było nadzwyczaj nietypowe. Nie chciał jednak przerywać tego chwilowego odpoczynku, bo wiedział, że rzeczywistość stała się dla niego o wiele bardziej okrutna i nic nie mógł na to poradzić. Znowu zawiódł, sprowadził niebezpieczeństwo na swoją matkę, na Rey.. Na samo wspomnienie dziewczyny wzdrygnął się, czując chwilowe ciepło. Czy to tak smakowała nadzieja? A raczej jej resztki? To małostkowe uczucie nie pozwoli mu tutaj przetrwać, musiał myśleć trzeźwo, odpowiedzialnie. On to zaczął, zatem i on skończy. Miał już dość krwi na swoich rękach, nie mógł dołożyć do tego kolejnych osób.

Rozejrzał się ponownie po białym pokoju, dostrzegając zużyte bandaże i sprzęt medyczny, którego zwykle używało się na statkach Imperium. Rozumiał, dlaczego się tutaj znalazł. Nie wiedział jednak, jak długo pozostanie w izolacji od prawdy, przed którą będzie musiał stanąć. Woń Snoke'a nieprzyjemnie przedostawała się przez jego ciało, nie dając mu zebrać myśli. Wodza nie było tutaj osobiście, lecz miał z nim specjalne połączenie, które sprawiało, że wiedział, kiedy nadejdzie ich kolejne spotkanie. Uczył się tego przez lata i dopiero teraz dostrzegł, jak bardzo tego nienawidził. Pora się podnieść, Ben. Nie możesz zostać tutaj na wieczność. Przemknęło mu szybko przez myśl, co zaowocowało zmianą pozycji z leżącej na siedzącą. Postawił swobodnie nieokryte niczym stopy na ziemi, zagryzając nerwowo dolną wargę. Pozbyto się jego ubrań, zostawiając jedynie w bieliźnie. Ubiór rycerza Jedi nie był tutaj mile widziany, co w zasadzie nie powinno go dziwić. Zresztą.. Jakiego rycerza? Nie nadawał się do tego, udowodnił to właśnie po raz kolejny. Z widocznym na twarzy grymasem wyprostował się, dostrzegając złożone w kącie ubrania. Czarne szaty, przypominające te, które nosił za czasów bycia w Zakonie Ren. Czyżby Wódz postanowił dać mu w ten sposób drugą szansę? Nie był traktowany jak więzień, nawet żaden Szturmowiec nie obserwował pokoju w którym się znajdował. Był zupełnie sam, co wywołało nieprzyjemne mrowienie na karku Bena.

W co oni pogrywają? Musiał kontrolować swoje emocje, ponieważ przeczuwał, że niewiele mu brakowało do wybuchu. Żył tu wystarczająco długo, aby wiedzieć, co robić dalej. Musiał postępować według ich reguł, uniżyć się, przyznać do błędu.. Kylo Ren był jedyną nadzieją Snoke'a na wygranie Wielkiej Bitwy, co dawało mu chwilową przewagę w tej trudnej sytuacji. Przesunął dłonią po swojej zasklepionej bliźnie, ponownie łapiąc się na tym, że w jego myślach znalazł się obraz dziewczyny. A właściwie jeden, konkretny moment - pierwszy, szczery uśmiech którym go obdarzyła. Właśnie dlatego musiał to zrobić, żeby raz jeszcze go zobaczyć.

Ubranie czarnej szaty zajęło mężczyźnie chwilę, a gdy dopełnił strój skórzanymi rękawiczkami, do środka wszedł Generał Hux, jak zwykle dzierżąc na twarzy swój ironiczny uśmieszek, który prześladował go każdego dnia, gdy dostał już pozwolenie na przemieszczenie się na Finalizera. Ben jedynie uniósł na niego swoje zdeterminowane spojrzenie, nie ruszając się z miejsca. Armitage nie znalazł się tutaj bez powodu, dlatego powinien poczekać na jego ruch. Hux musiał czerpać z tego niebywałą frajdę, bo pokręcił w końcu głową, podchodząc do maszyny, która badała Rena, gdy ten pogrążony był we śnie.

- Wyniki w normie, personel medyczny zapewne zatańczy z radości. Ostatnim razem, gdy Cię zszywali..

- Dobrze wiem, co się wtedy stało. Możesz przejść do sedna sprawy? - głos Bena stopniowo się łamał, odsłaniając oznaki zniecierpliwienia i emocjonalnego rozchwiania.

- Niesamowite. Jeszcze parę miesięcy temu nadal byś się tym chwalił. - Hux uniósł brwi, udając wielce zaskoczonego, po czym wyprostował się niczym struna, nie mogąc nie zaserwować mu pełnego wyższości tonu, którego zawsze używał, gdy pragnął udowodnić Renowi, że do niczego się nie nadaje. - Rozmawiałem z Najwyższym Wodzem. Jest gotów na spotkanie. Zważając na okoliczności w jakich Cię znaleźliśmy, może złagodzi Twoją karę. Lepiej się nie spóźnij, zapewne i tak uważa, że jesteś zdrajcą. - oczy rudowłosego zwęziły się niebezpiecznie, a on sam, nie czekając nawet na odpowiedź od Solo, opuścił w pośpiechu pomieszczenie, mając zapewne wiele interesujących zadań na głowie. Nie lubił przebywać z nim w jednym pomieszczeniu dłużej, niż w zasadzie było to konieczne.

Moondust ☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz