Rozdział 4

2.1K 144 6
                                    


Mogłoby się wydawać, że skoro Ruch Oporu pozostawał w ukryciu, z dala od czujnych oczu Nowego Porządku, nie będzie ich stać na kompletną opiekę medyczną. Nic bardziej mylnego! Hangar w którym znajdowała się właśnie Rey, wywołał na niej niemałe wrażenie. Przeszklone pomieszczenia pełne nowoczesnego sprzętu, droidy lekarskie, pielęgniarki, ogrom szumu i połowa zajętych łóżek, oczywiście sterylnie czystych, na których znajdowali się ranni żołnierze. Przechodziła spokojnie z jednego pomieszczenia do drugiego, co jakiś czas przekręcając głowę, gdy usłyszała dziwaczne piknięcie od jednego z monitorów. Na Jakku nie było mowy o czymś tak profesjonalnym i zadbanym. Jeżeli byłeś ranny, sam musiałeś się opatrzyć, to samo dotyczyło choroby i innych wypadków od których nie byłeś nawet zależny. Każdy dbał tam o siebie, nie zwracając uwagi na osoby w gorszych sytuacjach. W jej pamięci do dziś pozostawał żywy obraz tamtego strasznego poparzenia. Głupia nieuwaga, kilkugodzinna praca na spalonej słońcem pustyni i przez parę dni nie mogła ruszać rękoma, a noce pełne były płaczu i zaciskania zębów z bólu. Instynktownie dotknęła swoich ramion, które obecnie oplecione były znoszonymi bandażami. Od tamtej pory uważała na siebie, chroniąc dokładnie nawet milimetr skóry, który wystawał spod materiału.

W końcu pośród całego tego zamieszania i ogromu pracy, dostrzegła leżącą sylwetkę swojego przyjaciela. Puściła się pędem w stronę jego łóżka, nie zwracając uwagi na dwójkę droidów, które zapiszczały potwornie, usuwając się dziewczynie z drogi. Przystanęła dopiero gdy dotknęła dłońmi jego twarzy. Wyglądał tak niewinnie i spokojnie, że zamiast radości, w jej sercu pojawiła się obawa. Stała tak przez kilka minut, niezdolna wypowiedzieć choćby słowo. Chciała go przeprosić za wszystko, w końcu to przez nią się tutaj znajdował.. Powinien był odlecieć na Rubieże, gdy nadarzyła się taka okazja. 

- Jest w śpiączce. Nie wiadomo kiedy dokładnie się obudzi. - głos Poe, który znienacka pojawił się za plecami zbieraczki złomu, postawił ją do pionu. Westchnęła cicho i odwróciła się w stronę pilota, mrużąc delikatnie swoje powieki. Nie chciała już więcej płakać, była tym po prostu zmęczona.

- Przed chwilą rozmawiałem z pielęgniarką. Formy życiowe pozostają w normie, a przecież wiesz, że tutaj dobrze się nim zaopiekują. Musimy mieć nadzieję, Rey. Wierzę, że Finn niedługo do nas powróci. Będzie jeszcze wspominał to wszystko ze śmiechem, zobaczysz! - ciemnowłosy starał się pocieszyć przyjaciółkę, bo pomimo średnich rokowań, Finna dało się uleczyć. Nie z takich przypadków wychodzili niektórzy żołnierze. Poza tym, życie z pewnością miało dla niego większą rolę do odegrania. W końcu sprzeciwił się Nowemu Porządkowi, pomógł Hanowi Solo, nie uciekł niczym tchórz, za którego go z początku uważali.

- Nadzieja to jedne co nam pozostało. Nie straciłam jej przez dwadzieścia lat, to z pewnością nie zatracę jej teraz. Masz moje słowo, Poe. - Rey obdarzyła chłopaka delikatnym uśmiechem, kładąc ciepłą dłoń na jego ramieniu. - Muszę odpocząć. Od dwóch dni nie miałam czasu na sen.. - dodała pośpiesznie, raz jeszcze spoglądając na śpiącego Finna, po czym skierowała się do wyjścia ze skrzydła szpitalnego.

Aż tak zależy Ci na zdrajcy? Godne pożałowania. Słowa, które momentalnie znalazły się w umyśle Rey, wyprowadziły ją z równowagi. Stanęła jak wryta, pośpiesznie oglądając się na wszystkie strony. Znała ten głos jak żaden inny. Należał właśnie do Niego. 

Natychmiast wyjdź z mojej głowy. Poza tym, mamy zdecydowanie inny pogląd na słowo 'zdrajca'. Była rozgorączkowana, skrępowana i przede wszystkim zmartwiona, że znowu mu się to udało. Nie była dostatecznie czujna, znowu poczuła się jak niedoświadczona dziewczyna z Jakku, której jedynym zmartwieniem było przeżyć kolejny dzień.

Moondust ☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz