Rozdział 11. Atak

Zacznij od początku
                                    

Gdy wróciłam do Wieży Gryffindoru, zauważyłam Harry'ego w fotelu przy kominku.
— Harry! — Uśmiechnęłam się. — Jak twoja ręka?
— Wszystko w porządku — uśmiechnął się, demonstrując palce, które wyglądały jak zawsze.
— Bardzo bolało odrastanie kości? — zapytałam zaciekawiona działaniem eliksiru. Harry skinął głową.
— Trochę, ale w nocy miałem co innego na głowie. Pewnie słyszałaś o Colinie...
— Tak, Severus mi powiedział.
— Zanim go przyniesiono, znów odwiedził mnie Zgredek. — Spojrzałam na niego zaskoczona. Harry machnął ręką, jakby chciał mnie uciszyć, chociaż nic nie mówiłam. Szybko opowiedział mi o wizycie skrzata, jego ostrzeżeniach. Chociaż Rona i Hermionę najbardziej zainteresowały informacje, że to właśnie Zgredek jest odpowiedzialny za zamknięcie przejścia na peron oraz tłuczek, który uwziął się na Harry'ego czy też, że Komnata Tajemnic już kiedyś została otwarta, ja najbardziej skupiałam się na zachowaniu Zgredka.
— Myślisz, że Malfoy robi ze mnie idiotę? — zapytał Harry.
— Mówiłam ci już, że Draco nie wysłałby Zgredka do ciebie — odpowiedziałam szybko. — Poza tym jego zachowanie wyraźnie wskazuje na to, że działał wbrew woli swoich panów. Jakby łamał jakieś zasady albo wyjawiał ich tajemnice. Jak już mówiłam, pewnie coś usłyszał we dworze Malfoyów i chce cię przed tym ochronić.
— Prędzej go załatwi na dobre — mruknął Ron.
— W każdym razie spełniło się to, co mówił w wakacje. W tym roku Hogwart nie jest bezpiecznym miejscem.
— Przecież nie jestem z rodziny mugoli, więc dlaczego miałoby mi coś grozić? — zapytał zirytowany Harry. Nachyliłam się w jego stronę.
— Jeśli to ma związek z Voldemortem, to bez względu na pochodzenie może ci coś grozić.
Hermiona spojrzała na mnie wystraszona.
— Jesteś pewna, że ma?
— Niczego nie jestem pewna. To jedna z wielu teorii, ale nawet jeśli jest prawdziwa, nadal nie wyjaśnia, w jaki sposób Komnata została otwarta.
Podczas gdy milczeliśmy, analizując naszą krótką rozmowę, spojrzałam na Ginny, która znów coś pisała w swoim pamiętniku. Tylko w tych chwilach była jakaś inna. Wydawała się odrobinę szczęśliwsza, jakby pamiętnik mógł jej odpisać. Pokręciłam głową, przecież nawet w świecie magii nie istniały pamiętniki, z którymi można by prowadzić rozmowy. Jednak nadal wpatrywałam się w Ginny, wciąż mając przeczucie, że cały czas coś mi umyka. Czułam, że rozwiązanie zagadki było na wyciągnięcie ręki, ale byłam zbyt głupia, żeby je dostrzec.

Z każdym kolejnym dniem byłam coraz bardziej pewna, że Harry, Ron i Hermiona coś przede mną ukrywają. Wystarczyło, że spuściłam ich na chwilę z oczu, bym później nie mogła ich odnaleźć przez godzinę czy dwie. Gdy ich o to pytałam, udawali zdumienie, tłumacząc, że byli w bibliotece albo gdzieś ćwiczyli zaklęcia. Ich brak zaufania sprawił, że z każdym dniem czułam się coraz bardziej sfrustrowana i smutna.
Dniem, który przelał czarę goryczy była lekcja eliksirów. Pracowaliśmy nad Eliksirem Rozdymającym, gdy nagle zawartość kociołka Gregory'ego rozprysła się po klasie. Połowa uczniów została ochlapana – mnie na szczęście udało się uniknąć losu połowy klasy, którym różne części ciała nabrzmiały do gigantycznych rozmiarów. Dzięki temu zauważyłam Hermionę, która wymknęła się na chwilę z klasy, by powrócić z czymś ukrytym pod ubraniem.
Musieli robić w tajemnicy jakiś eliksir. Poczułam ukłucie, ponieważ byłam naprawdę dobra z eliksirów i mogłam im w tym pomóc. Mogłam również podebrać składniki z gabinetu Severusa.
Gdy tylko lekcja się skończyła, szybko zabrałam swoje rzeczy, nie spoglądając na nikogo i wybiegłam z sali.
Byłam naiwna, sądząc, że nagle staniemy się przyjaciółmi i będziemy mówić sobie o wszystkim, że będziemy ufać sobie wzajemnie.
Na tę myśl moje oczy napełniły się łzami i pobiegłam do rzadko używanego korytarza w lochach, w którym mogłam przez chwilę posiedzieć w samotności. Spędziłam tam kilkanaście minut, po czym poszłam na obiad. Ku mojemu zdziwieniu trójka siedziała przy stole. Usiadłam obok Harry'ego i nie patrząc na nich, rzuciłam:
— Zdradzicie mi, jaki eliksir warzycie?
Przez chwilę milczeli, a kiedy spojrzałam na nich, Hermiona udawała zaskoczoną.
— Nie wiem, o czym mówisz.
Miałam ochotę prychnąć, ale powstrzymałam się.
— Mogłabym wam pomóc, wiecie, że jestem w tym dobra...
— Naprawdę nic nie warzymy — skłamał Ron. Starali się wyglądać niewinnie, jakby niczego przede mną nie ukrywali. Spojrzałam na nich badawczo. Wiedzieli, że wiedziałam, że kłamią, jednak nadal udawali, że było inaczej.
— Skoro tak twierdzicie — mruknęłam i zabrałam się do posiłku. Jedliśmy w milczeniu, nie odezwałam się do nich, nawet gdy skończyłam, wstałam i poszłam do Wieży Gryffindoru. Nie chciałam niczego mówić, ponieważ obawiałam się, że mogłabym powiedzieć coś, czego bym później żałowała. Nie mogłam ich zmusić, by zaczęli mi ufać, ale to tak bardzo bolało.

Isabella Potter 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz