Rozdział 5. Podróż

1.6K 125 4
                                    

Byłam zaskoczona, jak ciepło przyjęła mnie rodzina Weasleyów. Wystarczył jeden dzień, żebym poczuła się tam, jak u siebie. Z uśmiechem patrzyłam, jak pani Weasley dawała Harry'emu kilka dokładek do każdego posiłku i broniłam się, kiedy i mnie chciała coś dołożyć. Jedzenie było przepyszne i jadłam więcej niż zwykle, ale dla mamy Rona to chyba było wciąż za mało.
Drugiego dnia spędziłam większość czasu z bliźniakami. Pracowali w swoim pokoju nad kolejnymi wynalazkami. Z dumą prezentowali, co udało im się stworzyć i zdradzili, że chcieliby otworzyć sklep z magicznymi przedmiotami, które przydadzą się każdemu huncwotowi. Musiałam im obiecać, że nikomu nie powiem, nad czym pracują. Nie zamierzałam tego zdradzać.
Kiedy już znudziły mnie ich wynalazki, wyszłam z pokoju bliźniaków i ruszyłam na poszukiwania trójki. Jednak w kuchni natknęłam się na panią Weasley.
— Isabella — spojrzała na mnie z uśmiechem. — Może napijesz się herbaty?
Skinęłam głową i usiadłam na krześle przy dużym, drewnianym stole. Pani Weasley postawiła przede mną kubek parującej cieczy, po czym zaczęłyśmy rozmawiać. Najpierw o szkole, ulubionych przedmiotach i innych bzdurach. Później byłam wypytywana o Severusa i relacje między nami. Gdy skończyłam opowiadać, jakim jest wspaniałym ojcem chrzestnym, coś wpadło mi do głowy.
— Zauważyłam, że na święta przysłała pani synom i Harry'emu własnoręcznie robione swetry — zaczęłam ostrożnie.
— To już taka rodzinna tradycja. — Uśmiechnęła się. — Przysłałam również Harry'emu, bo według Rona nie spodziewał się żadnych prezentów. A co to za święta bez nich?
— Odkąd pamiętam Severus dostaje podobne. — Po tych słowach jej uśmiech zbladł i przestała się krzątać po kuchni. Usiadła przy stole.
— Znałam twoją mamę — powiedziała cicho. — Moi bracia Gideon i Fabian należeli do Zakonu Feniksa. Twoja mama również i dzięki nim ją poznałam. Była fantastyczną kobietą, świetnie się dogadywałyśmy. Czasami Gideon był na nią zły, że zadawała się z Severusem, ale on był dla niej bardzo ważny. Raz wspomniała, że on nie ma nikogo poza nią, a ponieważ uważam, że każdy powinien na święta dostać jakiś upominek, kiedy jej zabrakło, zaczęłam również robić sweter dla niego.
— On cały czas zastanawia się, od kogo je dostaje — powiedziałam. Moja mama musiała być wspaniałą osobą, skoro dzięki niej ktoś, kto ledwo zna Severusa, od ponad dziesięciu lat wysyła mu prezent bożonarodzeniowy.
— I niech tak zostanie — stwierdziła, a ja kiwnęłam głową.
Przez resztę dnia myślałam o tym, co usłyszałam. Wiedziałam, czym był Zakon Feniksa, ale nie miałam pojęcia, że moja mama też do niego należała. Postanowiłam przy okazji zapytać o to Severusa.

Nadszedł ostatni wieczór. Następnego dnia mieliśmy udać się do Hogwartu i wierzyłam, że ten rok będzie lepszy od poprzedniego. Wszystko się ułożyło. W końcu naprawdę zaprzyjaźniłam się z Harrym, Ron przestał się mnie czepiać, świetnie dogadywałam się z Hermioną. Chociaż ja i Draco byliśmy w różnych domach, dawno nasza przyjaźń nie miała się tak dobrze, jak teraz. Nie mogłam się doczekać powrotu do zamku i starałam się ignorować w głowie dwie myśli: czy Zgredek miał rację, że w tym roku nie będzie bezpiecznie w Hogwarcie i co zrobi Harry, kiedy dowie się, kim jest mój ojciec?
Postanowiłam nie przejmować się na zapas. Miałam wrażenie, że i tak za często przejmowałam się tym, co mogło się stać, a nie musiało. W dobrym nastroju zeszłam na kolację, która była wspaniała. Pani Weasley była utalentowaną kucharką, niektóre z jej dań smakowały lepiej niż te w Hogwarcie.
Fred i George uświetnili wieczór pokazem sztucznych ogni doktora Filibustera: Wszyscy z zachwytem patrzeliśmy na czerwone i niebieskie gwiazdy, które wypełniły kuchnię i przez przynajmniej godzinę odbijały się od sufitu i ścian. Wieczór był tak udany, że żadne z nas nie chciało, aby się skończył, ale w końcu nadszedł czas na ostatni kubek gorącej czekolady i poszliśmy spać.
Następnego dnia był straszny rozgardiasz. Każdy, poza mną i Hermioną, szukał swoich rzeczy. Spakowałyśmy wszystko odpowiednio wcześniej, a właściwie ja nie rozpakowywałam zbyt wiele swoich rzeczy, więc w spokoju ubrałyśmy się i starałyśmy się schodzić z drogi innym, żeby nie przeszkadzać w poszukiwaniu zagubionych piór czy skarpetek.
W końcu wyjechaliśmy. Jak tylko zaczęłam się zastanawiać, czy jeszcze kiedyś wrócę do Nory, musieliśmy zawracać, bo George czegoś zapomniał. Później wracaliśmy jeszcze dwa razy: Fred nie mógł pojechać bez swojej różdżki, a Ginny zapomniała pamiętnika. Kiedy już wgramoliła się na siedzenie i ruszyliśmy ponownie, nachyliłam się ku niej:
— Jeśli chcesz, możemy rzucić kilka zaklęć na twój pamiętnik — powiedziałam cicho. Spojrzała na mnie wystraszona.
— Jakich? — Zdziwiło mnie to przerażenie, ale wtedy nie poświęciłam temu zbyt wiele myśli.
— No wiesz, chroniące prywatność. Żeby nikt bez twojej zgody nie przeczytał tego, co napisałaś...
— Ach — westchnęła, jakby nie spodziewała się czegoś takiego. Na jej twarzy pojawiła się ulga.
— Dzięki, ale... to nie jest konieczne — odparła, a ja pokiwałam głową jakby ze zrozumieniem, aczkolwiek nie rozumiałam niczego. Dlaczego ktoś, mając okazję ukryć swoje myśli przed innymi – nie wiedziała, z kim będzie w dormitorium – nie chce skorzystać z takich zaklęć? Oparłam się wygodnie, dochodząc do wniosku, że to nie była moja sprawa. Wiele miesięcy później żałowałam, że nie zainteresowałam się jej pamiętnikiem...

Isabella Potter 2Where stories live. Discover now