Rozdział 8. Jęcząca Marta

1.4K 101 9
                                    


Następnego dnia po śniadaniu usiadłam w ulubionym fotelu obok kominka. Obok mnie siedziała Hermiona, która, tak jak ja, trzymała książkę na kolanach, Ron rozkładał szachy, a rozkojarzony Harry sprawiał wrażenie, że chce nam coś powiedzieć.
— Wykrztuś to z siebie — powiedziała zniecierpliwiona Hermiona.
— Wczoraj na szlabanie usłyszałem coś dziwnego... Taki jadowity głos, który mówił, że kogoś rozszarpie, zabije — powiedział powoli.
— A co Lockhart na to? — zapytałam.
— Twierdzi, że nic nie słyszał — wtrącił Ron, któremu pewnie Harry zdążył wszystko opowiedzieć.
— Nie słyszał! — zaperzył się Harry. — Był tak zdumiony, kiedy powiedziałem o tym głosie, że nie mógł tego udawać.
— Uspokój się — powiedziałam cicho. — A więc słyszałeś głos jakiejś osoby lub istoty, która chciała kogoś zabić, ale Lockhart go nie usłyszał. — Harry skinął głową.
— Lockhart gadał jak najęty, więc dziwię się, że ja byłem w stanie to usłyszeć — mruknął, na co Ron się roześmiał.
— No cóż, było późno, więc mogła to być tylko twoja wyobraźnia — zaczęłam. Harry od razu chciał zaprotestować, ale machnęłam ręką na znak, że jeszcze nie skończyłam i żeby mi nie przerywał. — Może ten głos istnieje naprawdę, ale tylko ty mogłeś go usłyszeć. W każdym razie Lockhart nie mógł. A może po prostu był tak skupiony na sobie, że nawet jakby ktoś mu powiedział do ucha: zabiję cię i tak by nie usłyszał.
Ron parsknął śmiechem, a Harry lekko się uśmiechnął.
— Nawet jakby to był ktoś niewidzialny, musiałby otworzyć sobie drzwi — zauważyła Hermiona.
— Ron wczoraj to samo powiedział — stwierdził Harry.
Przez chwilę milczeliśmy.
— Spróbuj o tym zapomnieć — poradziłam Harry'emu. — Może nie ma się czym przejmować. Jeśli ten głos się pojawi, będziemy się tym martwić.
Wszyscy zgodzili się ze mną. Harry był w lepszym nastroju, niż chwilę wcześniej i razem z Ronem zaczął grać w szachy. Hermiona pogrążyła się w lekturze. Ja otworzyłam książkę o eliksirach, ale tylko udawałam, że czytam. Przypominałam sobie, co Zgredek powiedział Harry'emu. Że Hogwart nie będzie bezpieczny w tym roku. A co, jeśli miał rację i ten tajemniczy głos tylko zapowiadał nadchodzące wydarzenia?

Następny tydzień minął bardzo szybko. Był dość nudny jak na Hogwart. Właściwie najwięcej czasu spędzaliśmy odrabiając zadania domowe, których było coraz więcej oraz korzystając z ciepłych, wrześniowych popołudni. Nawet wolałam się uczyć na zewnątrz, siadając nad jeziorem i od czasu do czasu spoglądając na Zakazany Las.
Dopiero w sobotę, dwunastego września była pełnia. Podczas śniadania otrzymałam wiadomość od profesora Dumbledore'a, który poinformował mnie, że będzie mi towarzyszył podczas przemiany. Cały dzień zastanawiałam się nad powodem, przecież teraz w lesie nie było już Voldemorta, który polował na jednorożce, a odpowiedź okazała się zaskakująco prosta:
— Miałem zamiar ich odwiedzić — wyjaśnił, mając na myśli jednorożce — ale pomyślałem, że razem będzie raźniej, prawda?
Po drodze opowiadałam profesorowi o wakacjach. Potem zaczął mnie wypytywać o skutki wypicia krwi jednorożców, czy już coś poczułam. Opowiedziałam mu o sytuacji sprzed kilku dni, jak Draco nazwał Hermionę szlamą i jaką nienawiść wtedy czułam, co było głównie uczuciem Harry'ego niż moim.
— Udało ci się to rozróżnić — powiedział profesor. — Bardzo dobrze. Mam nadzieję, że w przyszłości się w tym nie pogubisz.
Skinęłam głową i milczałam.
— Martwię się natomiast panem Malfoyem — dodał dyrektor.
— To przez jego ojca — odparłam. — Pan wie, jaki on jest... i kim on był.
— Tak, wiem — powiedział cicho. — Dlatego tak bardzo martwię się o Dracona i jego przyszłe wybory życiowe. Myślę, że masz na niego dobry wpływ.
— O ile sama nie wybiorę złej drogi — mruknęłam. Profesor się uśmiechnął.
— Wbrew pozorom, tym się nie martwię.
Naszą rozmowę przerwała grupa centaurów, które przywitały się uprzejmie z dyrektorem. Również je pozdrowiłam, a gdy zobaczyłam wśród nich Firenzo, którego miałam okazję wcześniej poznać, spojrzałam mu prosto w oczy:
— Dziękuję.
Centaur był zaskoczony.
— Za co?
— Za uratowanie Harry'ego — odpowiedziałam. Firenzo machnął ręką, jakby to nie było ważne.
— Zrobiłem to, co uznałem za słuszne.
Uśmiechnęłam się. Na całe szczęście księżyc był skryty za chmurami, więc jeszcze byłam człowiekiem, ale czułam, że zbliża się przemiana. Miałam rację. Kilka minut później, tuż po tym, jak centaury poszły w swoją stronę, wiatr przegonił chmury i księżyc jasno oświetlił ścieżkę. Czułam, jak zaczyna mnie oślepiać i chociaż zamknęłam oczy, ból w mojej czaszce był nie do wytrzymania. Dlaczego to tak musiało boleć? Po kilku sekundach męki, które wydawały mi się całą wiecznością, stanęłam na drżących nogach. Profesor czekał cierpliwie, aż będę gotowa i dopiero potem ruszyliśmy dalej.
Kiedy byłam wyczerpana po przemianie, czasami żałowałam, że zostałam obdarzona tą mocą.

Isabella Potter 2Where stories live. Discover now