Rozdział 16. Zdradzona przyjaźń

1.2K 92 36
                                    


Zerwałam się, nie wierząc własnym uszom. W tym samym momencie ogarnęło mnie uczucie szoku, jakby nie moje, chociaż sama czułam się podobnie, ale gdy dotarł do mnie strzępek myśli: to niemożliwe, zrozumiałam, że znów odbierałam uczucia Harry'ego.
Każdy mnie obserwował, czekając na moją reakcję. Przez chwilę nie byłam w stanie się poruszyć czy cokolwiek powiedzieć. W uszach wciąż słyszałam słowa Neville'a, jakby je powtarzał bez przerwy. To nie mogła być prawda. Nie chciałam w to wierzyć.
Dopiero po kilku wdechach spojrzałam na niego i siląc się na spokój, powiedziałam cicho, co i tak każdy usłyszał:
— Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś.
Ze stolika podniosłam swoją różdżkę i wybiegłam z pokoju wspólnego, nie zwracając uwagi na wołania Harry'ego i Rona. Nie chciałam wiedzieć, co mieli mi do powiedzenia. Nie chciałam im niczego tłumaczyć. Po prostu nie potrafiłam spojrzeć im w oczy.

Wściekła zmierzałam w stronę Wielkiej Sali. Nadal miałam nadzieję, że to, co powiedział Neville, nie było prawdą, ale zdawałam sobie sprawę, że moje nadzieje były złudne. Skąd Neville czy ktokolwiek inny mógł o tym wiedzieć? Draco, poza nauczycielami i Amandą, był jedyną osobą, która dokładnie wiedziała, kim jestem i kim jest mój ojciec. Do tego dnia. Teraz cały świat czarodziei miał poznać prawdę i bałam się konsekwencji. Znałam poglądy fanatyków, którzy wierzyli, że tylko moja śmierć jest w stanie doprowadzić do klęski Voldemorta. Co gorsza, zastanawiałam się, czy nie mają racji.
W Wielkiej Sali było mniej uczniów, niż się spodziewałam. U szczytu sali zauważyłam tylko Severusa rozmawiającego z profesorem Dumbledore'em. Miałam wrażenie, że nie zdają sobie sprawy z tego, co właśnie robił Draco i o czym szepczą wszyscy ludzie znajdujący się w sali. Byli tak pochłonięci rozmową, że żaden z nich nie zwrócił na mnie uwagi – a wszyscy uczniowie na mój widok zamilkli, jakbym miała ich pozabijać, jeśli wypowiedzą tylko słowo – więc i ja nie przejmowałam się ich obecnością.
— Nie wierzę w to. — Usłyszałam słowa wypowiedziane słodkim głosikiem Julii. — Ona jego córką? To pewnie jakiś głupi żart.
— Ileż razy mam mówić, że to nie jest żart? Myślisz, że przyjaźnilibyśmy się, gdyby ona była córką Blacka... przepraszam, Syriusza Pottera? Myślisz, że mój tata marnowałby czas dla córki kogoś takiego jak on? Nawet jeśli jej ojcem chrzestnym jej Snape... Z pewnością nie. Jestem zdumiony, że do tej pory nikt nie odkrył tego, kim naprawdę jest... — Nie wierzyłam własnym uszom. Nie byłam pewna, czy Draco źle to ujął, czy naprawdę przyjaźnił się ze mną tylko dlatego, że byłam córką Voldemorta. W tej chwili gorąco pragnęłam, by okazało się to koszmarem, z którego zaraz się wybudzę i wszystko będzie po staremu. Niestety, nadal w nim tkwiłam i stojąc kilka kroków od nich, słyszałam ich rozmowę.
— Twierdzisz, że jest również potomkinią Salazara Slytherina.— Nie wiedziałam dlaczego, ale ucieszyło mnie zwątpienie w głosie Julii.
— Sama możesz sprawdzić, że Sam-Wiesz-Kto chwalił się, że jest prapraprawnukiem Slytherina. Chwalił się tym, gdy doszedł do władzy — odparł Draco, udając znudzonego, jednak znałam go tak dobrze, że wiedziałam, że pławi się w zainteresowaniu Julii i innych otaczających ich Ślizgonów, którzy jak ja słuchali każdego słowa.
— Czyli to ona napadła na wszystkich...? — spytał chłopak z piątej czy szóstej klasy, którego dość słabo kojarzyłam.
— Nie wiem — odpowiedział szczerze. — Powiedziałbym, że nie, wydaje mi się za dobra, żeby zrobić coś takiego, ale... jej pochodzenie wskazuje na to, że to ona otworzyła Komnatę Tajemnic... — Kilka godzin wcześniej uznałabym, że kłamał, ale w tym momencie nie byłam tego pewna. Czy on naprawdę tak myśli? Czy naprawdę mi nie wierzył?
— Jak mogłeś? — spytałam cicho. Uwaga wszystkich Ślizgonów skupiła się na mnie. Draco wstał i patrzył na mnie... ze strachem. Z jednej strony przerażało mnie, że człowiek, którego całe życie uznawałam za przyjaciela, bał się mnie tak bardzo, że zbladł, przypominając barwą duchy krążące po szkole. Z drugiej strony bawiło mnie to i czułam pewną satysfakcję. Wiedział, kim jestem, ale postanowił wyjawić moją tajemnicę. Mimo że wydawałam mu się za dobra, sam wyraził zwątpienie, że nie jest w stu procentach pewny, do czego jestem zdolna i teraz ze strachem czekał na to, co zrobię.
Nie zamierzałam go zabić, nawet jeśli o tym myślał. Na to zdecydowanie byłam za dobra.
— Czy wszystkie obietnice nic dla ciebie nie znaczą? Myślisz, że nawet jeśli się z kimś pokłócisz, to możesz wyjawić wszystko, czego dowiedziałeś się od tej osoby? — Byłam pewna, że to niemożliwe, ale Draco zbladł jeszcze bardziej. — Zawiodłeś mnie i wiem, że już nigdy ci nie zaufam. — W tamtej chwili byłam pewna, że Draco nie jest w stanie odbudować zaufania, którym go darzyłam, ale już nie raz los śmiał się nam w twarz, sprawiając, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Zerwałam wisiorek, który dostałam od niego na jedenaste urodziny i od tamtej pory cały czas nosiłam na szyi. Chwilę ważyłam go w dłoni, po czym rzuciłam prosto pod nogi Dracona, mając nadzieję, że zrozumie ten jasny przekaz: już nie jesteśmy przyjaciółmi i nigdy nie będziemy.
Odwróciłam się i zaczęłam odchodzić.
— Isabella, zaczekaj! — Usłyszałam. Zirytowana i głęboko zraniona stanęłam i powoli odwróciłam się do niego. Kątem oka zauważyłam Amandę, która przypatrywała się scenie bez cienia zaskoczenia na twarzy, ale i ze współczuciem.
— Przepraszam... — Nie wierzyłam własnym uszom. Przed chwilą powiedział całej szkole, że jestem córką Voldemorta i prawdopodobnie napadam na uczniów. Naprawdę myślał, że zwykłe „przepraszam" załatwi całą sprawę? — Ja... nie wiem, co mnie podkusiło.
— Obawiam się, że wiesz — odparłam. Nieustanna walka o bycie popularnym. Już dawno zauważyłam, że zazdrościł tego Harry'emu. Mając możliwość pięciu minut zainteresowania, bez wahania ją wykorzystał, nie bacząc na konsekwencje. — Jesteś po prostu świnią.
Draco otworzył usta, ale zanim cokolwiek powiedział, machnęłam różdżką. Po chwili na jego miejscu stała różowa, chuda świnia, która z paniką rozglądała się dookoła.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku wyjścia. Czułam, jak w oczach zbierają mi się łzy i miałam nadzieję, że gdzieś się ukryję, zanim ktokolwiek je zauważy. O niczym innym nie marzyłam w tym momencie, jak być samą.
— Potter! — Usłyszałam McGonagall. Byłam zaskoczona, nie zauważyłam, kiedy pojawiła się w Wielkiej Sali. — Minus pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru za używanie czarów na innych uczniach.
Spojrzałam na nią z wisielczym nastrojem. Tylko tego mi brakowało. Jednocześnie pomyślałam: co z tego? Kogo obchodzą jakieś głupie punkty. Zanim zdążyłam zrobić kolejny krok, usłyszałam słowa McGonagall, które zdumiały nie tylko mnie, ale i wszystkich zgromadzonych.
— I plus trzydzieści pięć punktów za doskonałą transmutację.
Nie byłam pewna, czy profesor się do mnie uśmiechnęła, ponieważ jej twarz zaczęła mi się zamazywać. Czułam, że dłużej nie wytrzymam. Szybkim krokiem wyszłam z Wielkiej Sali, a na zewnątrz puściłam się biegiem. Wybiegłam ze szkoły, kierując się w stronę Zakazanego Lasu. Chciałam być sama, a to było pierwsze miejsce, które przyszło mi do głowy. Usiadłam między drzewami, ale niezbyt głęboko, więc spomiędzy zarośli widziałam zamek oraz chatkę Hagrida. Dopiero gdy rozejrzałam się i upewniłam, że nikogo nie było wokół, pozwoliłam popłynąć łzom. Zaczęłam płakać tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Czułam, jak moje złamane serce rozpadło się na dwa kawałki i wiedziałam, że nawet jeśli czas je uleczy, już na zawsze zostanie na nim blizna. Zdrada przyjaciela, osoby, której najbardziej się ufa, jest najgorszym, co może spotkać człowieka i zmienia go na zawsze.

Isabella Potter 2Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ