Niewinni

447 62 23
                                    

Mrok bezustannie grał jej umysłem. Zabrakło pewności siebie, mimo że zazwyczaj jej nie opuszczała. Dziś było inaczej. To zło. Czyste, pełne nienawiści, figlarnie zwodziło mózg, który ogłupiały nie odróżniał halucynacji od rzeczywistości. Ale demony nieustannie pchały ją w przód. I szła, przesycona strachem, jadem nienawiści sanatorium i zagubieniem. Wątpiła jedynie czy śledzą ją anioły, by w każdej chwili nieść pomoc. Wątpiła.

— To... to jest... — Ashley nie zdołała wydobić z siebie więcej słów, stłumił je cichy jęk.

— Co oni kurwa tu wyprawiali?! — Ryk Chrisa rozszedł się echem.

Jessica nie czuła ich przejęcia. Była zbyt zmarnowana, aby w ogóle zrozumieć tę negatywną reakcję przyjaciół. Ale oni byli inni, dbali o cudze życie i nie godzili się widzieć niesprawiedliwości.

— Mike mówił, ale... to jest zupełnie coś innego. To nie stało się pół wieku temu, zaledwie pół dnia — stwierdził Matt, pochylając się nad plamą ciemnej cieczy.

— Nabywcy? — mruknęła podenerwowana Ash.

Jessice nareszcie udało się wygrzebać trochę chęci i dostrzec gdzie w ogóle się znajdują. To piwnica. Gorzej mogli trafić jedynie do podziemi. Bała się. Wszystkie tragiczne wspomnienia wracały. Dlatego od wejścia do sanatorium wolała zamknąć się przed bodźcami i wejść w grę mroku. Rzeczywistość była bardziej przerażająca. Słabe jażeniówki i tak doskonale oświetlały ten horror. Sam klimat brudnej łazienki przyprawiał o dreszcze. Na podłodze mieszały się kałuże krwi, wolno sączące się z ciał uwieszonych na hakach. Ludzie nabici gardłami na ostrza. Ludzie niewinni, przypadkowi, zwyczajnie znaleźli się w niewłaściwym miejscu i czasie. Ludzie pełni nadziei na ratunek. Ludzie, których oczy zgasły w nieodpowiedni sposób. Niewinni, a jednak skazani na śmierć. I oni też byli tego dnia niewinni. Nawet jeżeli zawinili wypadkowi Beth i Hannah, wciąż nie zasługiwali na wszystko co ich spotkało.

Nie mogła pojąć tego braku strachu u przyjaciół. Ją to przerażało, nie chciała skończyć w ten sposób.
Ashley rozglądała się w roztargnieniu. Po cichu zastanawiała się co się wydarzało, pod nosem mamrocząc i wykluczając kolejne opcje. Chris był wściekły, uderzał pięściami o ścianę póki nie zalewała ich krew. Matt opanowanie oglądał ciała, próbując ustalić cokolwiek.

— Co wy robicie? — rzuciła z pretensją. Zdawało się jej, że gra w jakimś tanim horrorze.

— Jess?

— Ashley? Zamiast spieprzać stąd, mając gdzieś prośbę Michaela, wy próbujecie ustalić kto zabił tych ludzi? Jesteście żałośni. Nie będę tu bezczynnie czekać na śmierć, wycofuję się z umowy.

Nagle pewność siebie Jessici wróciła. A raczej chęć przetrwania bez oglądania i przeżywania krwawej jadki ze strony wendigo lub Bóg jeden wie jakich psychopatów. Odwróciła się i ruszyła ku drodzej powrotnej na schody.

— Jessica... — Zatrzymał ją głos Matta. — Jeśli wchodzisz w jakiś psychopatyczny horror, musisz go zakończyć. To efekt motyla. Wszystko ma konsekwencje, nawet dobro. A jeśli dojdziemy czegokolwiek w związku z tymi ofiarami, mamy szansę wyjść z tego cało. Bo nasz los został uprzędzony na ich wzór.

Zacisnęła usta w wąską kreskę. Matt chciał nią manipulować, by dalej szła z nimi w zaparte. Jak wchodzisz w labirynt to możesz wyjść końcem, ale nigdy początkiem. Ale zamierzała iść swoją drogą. Nie podążać za wakazówkami demonów, towarzyszących jej od chwili przybycia do Blackwood. Obiecała sobie nigdy nie zostawić Matta. Lecz strach był silniejszy. I Matt na pewno ją zrozumie. Jeśli faktycznie był gotów poświęcić dla niej życie to teraz mają okazję sprawdzić jak silne jest ich uczucie. Jeśli wyjdą z tego cało to chciałaby zostać jego żoną.

 Until Dawn: O DeathWhere stories live. Discover now