Wypłoszyć

1.5K 157 58
                                    

*kilka dni później*

*Emily*

Ulice Olympii powoli odżywały z pod białego puchu, który zaścielał je przez ostatni czas. Ale pomimo tego, że jest marzec do wiosny u nas i tak daleko. I do usranej śmierci nie przyzwyczaję się do tego klimatu.

Nim się obejrzałam przede mną wyrósł dom Ashley. Przewróciłam oczami na myśl, że mam się z tą suką spotkać. Nienawidzę jej może nawet bardziej niż Jessici. Teraz to się do mnie przymila, a w Blackwood chciała, żeby Mike posłał mi strzał między oczy. O nie, nie wybaczę jej tego.
Zadzwoniłam delikatnie dzwonkiem i czekałam aż ktoś mi otworzy. Po chwili ujrzałam delikatnie uśmiechającą się Ash.

- Hej - rzuciła miłym tonem. Zaraz rzygnę.

- Cześć - odparłam nie wysilając się na uprzejmość.

Bo i po co? Jestem jaka jestem i tego nigdy nie zmienię, choćbym starała się z całych sił. Mogę być miła dla Sam czy Chrisa, mogłabym się z nimi przyjaźnić, ale nie z nią. Jednak musiałyśmy się spotkać. Mam gorsze i lepsze nawyki. Podchodzę do życia z dystansem. Przyjaciół mam blisko, a wrogów jeszcze bliżej.

- Wiesz, nie to, żebyś mi przeszkadzała. - Zaczęła nieśmiało Ash. - Ale co ty tu robisz?

- Heh, mam do ciebie ważną sprawę - fuknęłam z drwiącym uśmiechem, zdejmując kurtkę.

- Proszę. - Dłonią wskazała salon.

- Są twoi rodzice?

Dziewczyna pokręciła głową. Wyglądała na straszliwie zmęczoną. Podobno Ash bardzo słabo trzyma się po pamiętnej nocy w Albercie. Dziwne, że mimo to też myślała o powrocie. Usiadłam na fotelu, a ruda niedaleko mnie.

- Stało się coś? - spytała przeciągle, bawiąc się swoimi palcami.

- Nie do końca. Właściwie chciałam dowiedzieć się czy mi pomożesz? - Poinformowałam ją. Dziewczyna podniosła na mnie wzrok.

- Jasne!

Ach, typowa Ashley. Niby taka szczera i pomocna. Właściwie teraz zrobi chyba wszystko, żeby ponownie zdobyć moje zaufanie. Tak serio to, gdybym mogła nigdy bym już z nią słowa nie zamieniła.

- To dobrze. Musimy zebrać ekipę i jechać do Blackwood Pines. - Wyjaśniłam.

Ashley rozplotła ręce, a jej źrenice poszerzyły się. Sylwetka mimowolnie cofnęła się do tyłu.

- Em... ja-ja nie mówiłam poważnie. To znaczy... może? Ale raczej nie. - jej głos wahał się i łamał. - Dlaczego chcesz tam wrócić? - ton zmienił się na nieco podejrzliwy. Westchnęłam i pochyliłam się do przodu.

- Posłuchaj. Dużo się wydarzyło. Obie to wiemy prawda? - pokiwała głową na moje pytanie, słuchając uważnie - No właśnie. Nas coś dotknęło. Chcę coś zmienić. Chcę zmienić siebie. Obwiniam się za śmierć bliźniaczek. Gdyby nie to, Josh nadal byłby... no Joshem. W sensie nie zachorowałby. I nie, zapewne, umarł. - wzięłam głębszy oddech po moim wywodzie.

Trudno było zdobyć się na szczerość. No na 50% szczerości.

- Czyli co? Chcesz jakoś odpokutować? Nie wiem, pochować Josha? I Beth? - dopytywała Ashley.

Miałam przytaknąć, jednak moją głowę zalały wspomnienia z kopalni. Obraz głowy Beth był wtedy żywy jak nigdy. Najgorsze, że Bethany nawet nie za bardzo jest jak pochować.

- Mhm - mruknęłam spoglądając na Ashley. - Czy to nie powinien być nasz obowiązek? Gdyby nie żart, to rodzeństwo wciąż, by żyło.

Dziewczyna szybko pokiwała głową, lekko wzdychając. Na chwilę przymknęła oczy, ale szybko je otworzyła.

 Until Dawn: O DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz