Kropla drąży skałę

594 62 28
                                    

Pył unoszący się w powietrzu drażnił alergiczny organizm Ashley. Rozglądając się dookoła czuła jakby serce podchodziło do gardła. To był ten pierwotny lęk, nad którym nie miała żadnej kontroli. Nagle żołądek wykręcał salto gdy próbowała przełknąć ślinę. Odniosła uczucie pustki w sercu, duszy i wokół siebie. Bezwzględnej, bolesnej pustki, niepozwalającej wyrwać się z objęć ciężkiej atmosfery w szpitalu. Niepokój sparaliżował jej ciało choć umysł krzyczał, aby uciekała gdzie pieprz rośnie. Drgnęła. Kark musnęło chłodne powietrze, ale zdawało jej się, że to niewidzialna ręka dotyka skóry. Gruba pętla mocniej zacisnęła się na szyi. To pętla strachu.

Miejsce posiadało ogromną powierzchnię, brak sporej części dachu wpuszczał mylące świsty powietrza i płaty śniegu. Na schodach, za którymi stała zamknięta brama, leżały części ścian, podczas gdy resztę podłogi ozdabiały gruzy budynku. Słabe światło księżyca pozwalało dostrzec liczne pawilony i zawiłe korytarze. Niektóre otworzone przez Mike'a, inne nietknięte od ponad pół wieku. Duża przestrzeń wcalenie nie była pocieszająca, bo wszystko tu zdawało się być przesiąknięte złem, bólem i strachem.

Jest tak... mrocznie - pomyślała Ash, pocierając swoje dłonie.

— Ashley?

Mocne szarpnięcie za ramię sprawiło, że otrząsnęła się z zadumy nad otoczeniem. Przekręciła głowę i ujrzała zmartwione spojrzenie Chrisa. Martwił się. Christopher naprawdę się o nią martwił. I ją kochał. Widać to po oczach. Ale i tak wszystko to, co łatwo dostrzegalne, jej przysłaniały złość i duma.
Próbowała nieznacznie się uśmiechnąć lecz udało się jej tylko wykrzywić twarz w grymasie niepokoju.

— Nie jestem architektem, ale... to nie wygląda jak budynek w trakcie restauracji. — stwierdził Matt, głośno wzdychając.
Czarnoskóry chłopak kręcił się i rozglądał po gruzach sanatorium.

— Myślicie, że to ściema? Przykrywka?

— Na pewno — odparł Matt na pytanie Chrisa. — Tylko dlaczego?

— Jeśli Hilla i Ferrer nie interesuje góra i stok, a sanatorium wcale nie jest remontowane, to o co może chodzić? — spytał Adams, obserwując zatroskanego Matthew.

— O cokolwiek?

— A o co chodzi, jeśli nie wiadomo o co chodzi? — Głos Jessici rozszedł się echem po głównym holu.
Wszyscy posłali jej upominające spojrzenia. W końcu byli tu nielegalnie.

— O pieniądze. — Ashley pstryknęła palcami. — Muszą widzieć w tym dobry interes.

— Jaki? — Na pytanie Jess nikt nie znał odpowiedzi.

Każdy po cichu zastanawiał się co dokładnie mają zamiar zrobić psychologowie.

— Okej, Mike mówił, że karta jest w dolnym pawilonie. Proponuję zacząć szukanie od lewego, bo stamtąd wychodził do schroniska. — zaproponował Adams. Wszyscy mruknęli pod nosem zgody na jego plan i powoli ruszyli w stronę zardzewiałych krat lewego pawilonu.

Ashley nie wierzyła w przypadek. To, że tu są i, że Hill wykupił ośrodek, a także, że Sam dręczyły wyrzuty sumienia z powodu Josha. Była człowiekiem wiary, nie nauki, więc doszukiwała się jakiegoś głębszego znaczenia. To miejsce ich tu ściągnęło. Góra zabrała ofiary, których była żądna, a teraz próbowała ich tu zatrzymać i coś przekazać, zmuszała do wypełnienia przeznaczenia.

— Czuję się jak w ,,Zagubionych"* — rzuciła sama do siebie, a Chris posłał jej nieme pytanie. — No wiesz, to wszystko jakby zostało wyżej zaplanowane.

Adams pokiwał głową, ale nie odezwał się słowem. Zżerał go czas, którego brakowało. W uszach słyszał dalekie, ciche krzyki jakby dzikiego zwierzęcia. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to żaden konający zwierz, a ludzie, którym nie było dane dokonać wyboru. Którzy zostali skazani na śmierć. Którzy stracili dusze w dniu opętania przez duchy wendigo. I jeden przymiotnik cisnął mu się na usta, by określić to całe szaleństwo. Niesprawiedliwe. Po prostu niesprawiedliwe.

~*~

Im dalej w zawiłe korytarze kopalni, tym bardziej Sam traciła grunt pod nogami. Im dłużej nie widziała Josha, tym bardziej bała się, że straciła swoją szansę, by z nim porozmawiać. Powiedzieć pewne rzeczy, wyjaśnić tajemnice, jeszcze raz go przytulić.
Może wyznać mu, że go kocha. Będąc tu, widząc go żywego w końcu przyznała przed samą sobą, że kocha się w nim od bardzo dawna. I nie chciała dłużej tego ukrywać. Nie w sytuacji kiedy po raz kolejny mogła go stracić. Ale wierzyła, że się uda.

— Znajdzie na największy problem rada. — wyszeptała pod nosem, a z oczu poleciało jej kilka łez. Tak prawdziwie bolesnych jak jeszcze nigdy.

— Coś mówiłaś?

Dopiero słysząc głos Michela przypomniała sobie, że wcale nie jest tutaj sama. Najlepszy przyjaciel trwale kroczył u jej boku.

— Nie, nic to... wszystko się zmieniło.

— Fakt — mruknął, kopiąc kamienie pod nogami.

Przez dłuższą chwilę panowała między nimi krępująca cisza, przerywana jedyna niewyraźnym rykiem wendigo. Samantha dusiła w sobie pytanie, które cisnęło się jej na usta.

— Możemy porozmawiać? — Sam zagrodziła drogę Mike'owi.
Włożył dłonie w kieszenie i wzruszył ramionami.

— Mów.

— Naprawdę chciałeś zastrzelić Josha?

Zamarł. Nie spodziewał się, że poruszy ten temat. Nawet sądził, że go poprze.

— Chciałeś go zastrzelić? Czy tylko go straszyłeś?

— Ja... to nie miało tak wyjść, ale...

Sam prychnęła i podparła ręce na biodrach.

— Mike, jak mogłeś? To nasz przyjaciel, niezależnie od tego, co się z nim stanie! Mike!

— Dlaczego go bronisz? Już zapomniałaś co nam zrobił? — Wspomniał zdenerwowany Munroe. Nie czuł się winny, wciąż uważał, że zachował się odpowiednio.

Kropla drąży skałę - pomyślała Sam, szybkim krokiem ruszając w głąb kopalni. Dopiero po czasie wyszło na jaw jakie zmiany zaszły. Michael próbował za wszystko obwiniać Josha, a sam wybielić się na tle jego grzechów.
Nie miała zamiaru pozwolić na takie zachowanie wobec Washingtona, niezależnie czego się dopuścił.

Wolałaby iść z nim. Trzymać jego dłoń, opowiedzieć jak za nim tęskniła. Powiedzieć właściwie wszystko.

Nagle głośny, bolesny skrzek wyrwał ją z natłoku myśli.  Obróciła się za siebie, ale widziała tylko cień przemykający między nią, a Michaelem. Chłopak był równie zdezorientowany, jednak już po chwili zdali sobie sprawę, że tu przyszła. Śmierć.

Samantha zrobiła kolejny obrót, jednocześnie próbując wyjąć strzelbę przywieszoną na plecach. Nim udało jej się dobyć broni Wendigo już złapało Mike'a w swoje szpony i zaciągnęła w mrok.

— Mike!!!

***************************

* ,,Zagubieni" (z ang. Lost) - amerykański serial z 2004 r. opowiadający o losach rozbitków lotu Oceanic 815.

 Until Dawn: O DeathWhere stories live. Discover now