Rozdział XX

12.7K 1.1K 128
                                    


***Osiem lat później

Pierwsze miesiące były trudne. Co ja gadam? Do dzisiaj jest trudno. Ból w klatce piersiowej nie minął ani na chwilę. Często miałam koszmary i byłam wykończona tym wszystkim, ale jakoś się udało. Od mojej ucieczki minęło osiem lat. Wyjechałam za granicę, skończyłam liceum. Na studiach poznałam wiele wilkołaków. Skąd się o nich dowiedziałam? Sami pytali się mnie, czy jestem wilkołakiem, bo czują na mnie ich zapach. Wtedy odpowiadałam im, że po prostu zostałam oznaczona. Nie popierali mojego pomysłu o ucieczce i wiele razy mówili, że przecież oni beze mnie osłabną. Wiedziałam to. Czułam jego ból każdego dnia. Nawet się przyzwyczaiłam.

Mieszkając z wilkołakami na spokojnie wyjaśnili mi wszystkie ich tradycje, a także nauczyli, jak zablokować swoje myśli. Było naprawdę fajnie. Przedtem wszystko zostało na mnie narzucone z góry i po prostu nie potrafiłam się do tego tak przystosować, ale teraz, kiedy sama tego chciałam, poszło o wiele łatwiej. Szkoda, że moja znajomość z Setem nie mogłam od początku tak wyglądać.

Przeszłam także operację. Miałam długą rehabilitację, ale już zaczęłam robić postępy. Pomału czuję nogi.


Ostatni raz rozejrzałam się po moim pokoju. W końcu oglądam go ostatni raz. Mam dwadzieścia cztery lata i pora wracać. Od początku wiedziałam, że ja tam wrócę. Innej opcji nie było. Ucieczka miała być tylko chwilowa, nic więcej. A teraz nadszedł ten czas i muszę przyznać, że trzęsłam się jak galaretka.

Nie wiem, czy mam jeszcze do czego wracać, czy mnie przyjmie, czy w ogóle nie znalazł sobie innej. Nie wiem tego. A może ma dzieci? Nie wiem, ale chcę się przekonać. Ja muszę się przekonać!

Lot samolotem nie był długi. Szybko usnęłam i podróż zleciała mi jak w oka mgnieniu. Udało mi się bezpiecznie dostać do Yresel. W kochanym internacie spędziłam jedną noc. Z samego rana wyjechałam. Przede mną pięć kilometrów podróży, ale co to dla mnie.

Pamiętałam drogę. W snach wiele razy jechałam właśnie tą drogą. Drogą, która prowadziła do rezydencji Seta.

Moje serce było pełne obawy. Czułam, że porywam się z motyką na słońce, ale ja nie mogłam dłużej wytrzymać. Samotność, ból, rozpacz. To wszystko mnie przytłaczało. Tak bardzo tęskniłam. A jeżeli on mnie zabije? Nie, Lotte, nie myśl tak!

Z każdym pchnięciem kół ból zdawał się być coraz lżejszy. Znajomy las był zdawał się być coraz bardziej bliski mojemu sercu.

Wjechałam w las, gdzie jeszcze była asfaltowa droga, ale nikt nie jechał. Usłyszałam warknięcie po mojej lewej stronie. Odwróciłam głowę w tamtą stronę. Zobaczyłam wielkiego, czarnego wilka. To był Beta Seta. Pamiętam go. Uśmiecham się do niego, a wtedy on pochylił przede mną głowę. Pamięta mnie, to dobrze. Wie, kim jestem.

Niespodziewanie z gęstwiny wyłania się drugi wilk. O wiele większy od Bety, o brązowej sierści. Stanął nieco bliżej mnie. Spojrzałam w szafirowe tęczówki zwierzęcia i już wiedziałam, że to Set. Poczułam wielką ulgę.

- Wróciłam, Set - powiedziałam zachrypniętym głosem. Nagle w moim gardle zapanowała Sahara i siłą powstrzymywałam się, aby nie uronić ani jednej łzy.

Uśmiechnęłam się delikatnie, ale był to uśmiech pełny obaw, a wtedy on przemienił się w człowieka. Jego Beta podsunął mu obrania, które założył w zastraszającym tempie. Przyjrzałam mu się. Zmienił się i to dużo. W jego oczach widziałam ból, wymęczenie i smutek. Miał kilkudniowy zarost, a włosy lekko przydługawe. Widać było, że raczej nie dbał o swój wygląd zewnętrzny. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo go zraniłam.

Set także mi się przyglądał. Wcale mu się nie dziwię. Zmieniłam się i to bardzo. Przede wszystkim urosło mi tam, gdzie powinno, więc teraz na pewno wyglądałam atrakcyjniej, ale ogólnie urosłam parę centymetrów. Moja twarz już nie wyglądała dziecinnie, nabrała poważniejszych (a może raczej dojrzalszych) rys. Włosy miałam nieco dłuższe i kaskadami opadały mi na plecy i ramiona.

Stał przede mną z zaplecionymi rękami na klatce piersiowej.

- Uciekłaś ode mnie - w jego głosie czułam ból.

- Wiem, przepraszam - wyszeptałam, nie wiedziałam jak długo jeszcze powstrzymam łzy.

- Co mi po twoich przeprosinach? Przez ciebie stado prawie umarło, mieliśmy szczęście, że nikt nas nie zaatakował!

Wzięłam głęboki wdech. Dźwignęłam się z wózka i stanęłam na własnych nogach. Wiedziałam, że nic im nie będzie. Wilkołaki ze studiów wytłumaczyły mi, jak to działa, po prostu stado słabnie i bardzo łatwo jest je pokonać. Podeszłam do niego pomału i przytuliłam mocno. Pod rękami czułam, jak się rozluźnia. Westchnął z ulgą i także mnie przytulił.

- Set, tak bardzo cię przepraszam, ale ja chciałam skończyć szkołę i... Po prostu przepraszam, nie mam wytłumaczenia na swoje zachowanie - pojedyncze zły zaczęły wypływać spod moich powiek.

Przez chwilę tak staliśmy. Oboje potrzebowaliśmy takiej ciszy. Na poukładanie myśli, przyzwyczajenia się do nowej sytuacji. Jednakże ja już czułam, jak nogi zaczynały mi drętwieć.

- Set, potrzymaj mnie, bo zaraz upadnę - szepnęłam, a on jak na zawołanie podniósł mnie niczym pannę młodą. - Powiedziałam, żebyś mnie podtrzymał, a nie brał na ręce. Jak zwykle nie słuchasz mnie - zaśmiałam się przez łzy. Na jego twarzy zagościł uśmiech.

- Ale jak...?

- Miałam operację i pomału mogę przystosowywać się do chodzenia, ale to nie jest takie proste.

- Widzę.

- Set, zabierz mnie do domu - wtuliłam się w jego pierś. Teraz nie liczyło się nic prócz nas.

- Po tym jak do mnie wróciłaś, chcesz wrócić do domu?! - był zły. Czułam jak spina wszystkie mięśnie.

- Głupek. Tam dom twój, gdzie serce twoje, a tak się składa, że ja swoje serce zgubiłam osiem lat temu. Nie wiesz przypadkiem, gdzie jest? - przechyliłam głowę na bok, aby wyglądało to bardziej realistycznie.

Set zaśmiał się szczerze. W jego oczach widziałam teraz ulgę i szczęście.

- Właśnie je znalazłaś i na pewno teraz nie da ci odejść.

- Nie mam zamiaru. A teraz przepraszam i sprecyzuję moją poprzednią prośbę: zabierz mnie do NASZEGO domu.

Był zdziwiony i to bardzo.

- Na... naprawdę?

- Tak, głuptasie.

Złapałam jego twarz w dłonie i pocałowałam. Przez chwilę nie odwzajemniał mojego pocałunku, ale gdy tylko się ocknął, nadrobił wszelkie zaległości. Dobrze, że trzymał mnie na rękach, bo inaczej upadłabym na ziemię. Zrobiło mi się niesamowicie gorąco.


Dam radę uciecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz