Rozdział VI

15.2K 1.2K 59
                                    


Nawet nie chciało mi się już patrzeć na te schody, więc po prostu skręciłam i udałam się korytarzem na zwiedzanie. Ten korytarz także był bogaty. Na ścianach wisiały obrazy, portrety, pejzaże. Wszędzie były drzwi, ale nie zaglądałam do środka. Bałam się, że jeszcze na kogoś trafię. Jechałam przed siebie, co chwilę się zatrzymując, aby dokładniej przyjrzeć się jakiejś wazie lub jeszcze czemuś innemu stojącemu jako ozdoba na szklanym stoliku.

Korytarz gwałtownie skręcał w lewo, gdzie znajdował się bardzo miły kącik ze skórzanymi kanapami, fotelami i stolikiem z jasnego drewna. Wszystko to było utrzymywane w tonach bieli.

Podjechałam do stolika, gdzie znajdowały się jakieś gazety, krzyżówka i długopis. Chwyciłam książeczkę i długopis. Uwielbiam krzyżówki! Rozwiązałam dwa hasła, kiedy nagle usłyszałam za sobą dźwięk rozbijanego szkła. Odwróciłam się i wtedy długopis sam wypadł mi z ręki. Próbowałam go podnieść, ale osoba przede mną była o wiele szybsza i zrobiła to za mnie. Przełknęłam ślinę, położyłam krzyżówkę na sofie.

- Kim jesteś? - spytała mnie wysoka dziewczyna o zielonych oczach i naprawdę sympatycznej twarzy, która teraz była mocno zdziwiona.

- Mogłabym zadać to samo pytanie - odpowiedziałam pewnie. Nie wiedziałam, co chce mi zrobić Set, ale widać nie tylko mnie przetrzymuje.

- Nazywam się Marry - podała mi rękę.

Powoli wyciągnęłam swoją.

- Charlotta. Ciebie też Set porwał i zamknął w tym domu? - spytałam szybko. Musiałam wiedzieć, czy jest po mojej stronie, czy nie.

- Co? - spytała wyraźnie zszokowana tym, co powiedziałam. Czyli jednak nie mam sojuszniczki. - S-Set cię porwał?

- No... niekonkretnie porwał, bo zemdlałam w parku i mnie tutaj przywiózł.

- Aha - nieznajoma nabrałam potężnego hausty powietrza, na co jej źrenice nagle się zwężyły, co średnio mi się podobało.

- Jesteś człowiekiem - powiedziała bardziej do siebie, niżeli do mnie. - Pachniesz nim. W ogóle masz jego koszulkę.

- Ale kogo?

- Seta.

Ach, no tak. Zapomniałam, że jestem ubrana w jego jakże cudowną koszulkę. Speszyłam się nieco, dlatego spuściłam wzrok na dół, aby nie widziałam mojego zakłopotania.

- Czy... ty wiesz, gdzie jesteśmy? Kim my jesteśmy?

Spojrzałam na nią i zmarszczyła czoło. O czym ona mówi, do cholery?

- Nie wiem, Set mi nie powiedział. Ale nie rozumiem drugiego pytania.

- Wiesz, nieważne - zaśmiała się Marry. - Może chcesz napić się herbaty?

- Z chęcią - spojrzałam na leżące na podłodze odłamki porcelany.

Filiżanka popękała na trzy duże kawałki, ale na szczęście niczego w środku nie było i nic się nie wylało. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie sympatycznie, pozbierała porcelanę i biegiem ruszyła wzdłuż korytarza.

***Marry

Przeżyłam prawdziwy szok, kiedy w prywatnym saloniku na piętrze Bety zobaczyłam dziewczynę rozwiązującą moje krzyżówki, w dodatku na wózku! Nigdy jej tutaj nie widziałam i byłam w szoku, że nagle się tutaj znalazła. W związku z tym, że była na wózku, to tylko mój mate mógł ją tutaj sprowadzić. Ale nie! Przecież by mi powiedział.

 Kiedy zaczęłam wdychać powietrze, poczułam Seta, naszego Alfę i mojego przyjaciela z dzieciństwa. Teraz to moje zdziwienie spotęgowało się na maksa, bo to było naprawdę dziwne. Set nie sprowadza do domu byle jakich kobiet, a tym bardziej daje im swoje koszulki.

Czyli... to jego mate!!!

Miałam ochotę skakać ze szczęścia, ale wtedy poczułam coś jeszcze. Woń człowieka. No to pięknie. Naszą Luną będzie człowiek, w dodatku kaleka. Oczywiście nic do tego nie mam, ale najgorsze będzie dla niej przyzwyczaić się do panujących tutaj zasad i że w ogóle wilkołaki istnieją. Nie chcę być teraz w skórze Seta, kiedy będzie jej to wszystko tłumaczył. Dziewczyna na pewno kilka razy będzie chciała uciec. To naturalna kolej rzeczy, jeżeli chodzi o ludzkie mate. Nie są przyzwyczajone do takich sytuacji, że do kogoś „należą". Dla wilczyc to normalna sprawa, ale nie dla ludzi, którzy mają naprawdę wysokie mniemanie o swojej wolności.

Zeszłam na dół. Wyrzuciłam kawałki porcelany i wlałam do czajnika wody, aby zrobić nam herbatę. Muszę poznać tę dziewczynę. Wygląda na bardzo mądrą i miłą, więc być może się dogadamy.

Tylko... jak ona zeszła po schodach? Znając życie i zachowanie Alf, to pewnie nie pozwolił jej nawet opuszczać pokoju, a ona zeszła po schodach i znalazłam się piętro niżej. Zadziwiające.

- Cześć, kochanie - usłyszałam męski głos, przez który miałam przyjemne ciarki.

- Cześć, Emil - uśmiechnęłam się wesoło do mojego mate. Bety Seta.

- Co robisz?

- Herbatę.

- A mogę wiedzieć dla kogo, skoro przygotowałaś dwa kubki. Czyżbyś myślała o mnie?

- Wybacz, Emil, ale nie tym razem. Herbata jest dla mnie i Charlotty - westchnęłam.

- Charlotty? Kto to jest? - mój mate nie krył zdziwienia. Czyli nawet on nie wie.

- Nie wiesz tego? Charlotte to prawdopodobnie mate Seta.

- Znalazł swoją mate, Lunę naszego stada i nam o tym nie powiedział?! Nawet przyjaciołom z dzieciństwa?!

- Emil, uspokój się. Widziałeś go chociaż w ciągu ostatnich dwóch dni?

- Ostatni raz na naradzie, a potem już nie.

- Czyli musiało się to stać wtedy, bo inaczej by nam przecież powiedział. On zawsze mówi nam takie rzeczy.

Wtedy pomyślałam, że może nastolatka jest głodna. Otworzyłam szybko lodówkę i zanim czajnik zapiszczał, ja miałam gotowy stos kanapek dla nowego mieszkańca tego domu.

- Idź z nim porozmawiaj - pocałowałam Emila w policzek i wyszłam.

Na górze Charlotte cały czas na mnie czekała. Rozwiązywała krzyżówki. Nie miałam jej tego za złe, bo sama je uwielbiałam i gdyby ktoś postawił jedną przede mną, to nie potrafiłabym się powstrzymać. Uśmiechnęłam się pod nosem i postawiłam na szklanym stoliku dwa kubki z herbatą i talerz z kanapkami.

- Pomyślałaś także o kanapkach? Jak super. Jestem głodna jak wilk - zaśmiała się dziewczyna. Ona chyba nie wie, co to znaczy wilczy apetyt, bo po trzech kanapkach wyraźnie miała dość. Dla mnie trzy kanapki to rozgrzewka, nie wspomnę o mężczyznach.

- Ile masz lat, Charlotte?

- Szesnaście. A ty?

- Dwadzieścia dwa.

- Serio? Nie wyglądasz, naprawdę.

- Schlebiasz mi - zaśmiałam się.

- Słuchaj... - zaczęła pomału. - Gdzie ja w ogóle jestem?

Zacisnęłam usta. Powiedzieć jej? Set będzie zły. Ale co mi tam! Przecież to dziewczyna, młoda dziewczyna, nastolatka! Na pewno się boi i ma prawo wiedzieć, gdzie jest. Ponadto to moja Luna!

- Jesteśmy w domu oddalonym od Yresel o jakieś pięć kilometrów.

Charlotte pokiwała potakująco głową i wzięła kolejny łyk herbaty. Po kilku minutach nasza rozmowa naprawdę się ożywiła. To naprawdę wspaniała, pełna życia dziewczyna. Naszą rozmowę jednak przerwał przeraźliwy ryk, a ja już wiedziałam, o co chodzi.


Dam radę uciecWo Geschichten leben. Entdecke jetzt