26.

627 44 7
                                    

Jestem w kuchni i kroję gruszkę w kostkę. 
Minęło kilka tygodni od ślubu Julii i Calum'a. 
Właśnie są na wycieczce ... na Malediwach. 
Mike i Wiktoria wybrali się do Londyn'u. 
Ja zostałam z Luke'm tu i nie przeszkadza mi to. 
Nasza kochana blondyneczka zażyczyła sobie sałatki owocowej. 
Kroję te owoce i wydaje mi się to nieskończonością. 
Nagle poczułam, że coś mi mokro. 
Spojrzałam w dół. 

-LUKE!- krzyknęłam. Chłopak w zabójczym tempie wpadł do kuchni- Wody mi odeszły- powiedziałam. A chłopaka już nie było. Wiem, że poszedł po torbę, którą miałam już uszykowaną parę dni. Zszedł na dół i zamiast podbiec do mnie pobiegł do drzwi wyjściowych. Było mi trudno się ruszyć, bałam się, że jakiś ruch coś złego spowoduje. Zobaczyłam chłopaka przez okno, wkłada torbę na tylne siedzenie i wsiada za kierownice, odjeżdża ... ale tylko metr. Potem szybko wysiada i wpada do domu. 

-Zapomniałem o tobie- powiedział i wziął mnie na ręce niosąc mnie do samochodu. 

-Ty! Imbecylu! Jak mogłeś o mnie zapomnieć!- krzyczałam. 

Wpakował mnie do auta i szybko przeniósł się na miejsce kierowcy. Ruszył do szpitala, a ja zaczęłam odczuwać skurcze. 

-Zapnij pasy- powiedział. 

-PASY!? PASY?! JEDŹ! A NIE PASAMI SIĘ ZAJMUJ!- miałam już Go dość- OSTATNI RAZ ZE MNĄ SPAŁEŚ!

Chłopak już nic nie mówił, tylko jechał dalej, widać było, że jest zestresowany, a moje krzyki wcale mu nie pomagały. Ale nic nie poradzę, że to boli. 

Zatrzymaliśmy się przed szpitalem. Szybko wysiadł z samochodu nie troszcząc się o samochód wyjął mnie z niego i nawet Go nie zamknął, wbiegł do szpitala ze mną na rękach. Recepcjonistka widząc co się dzieje szybko pobiegła po pielęgniarkę, która zjawiła się razem z wózkiem. 

-Luke, idź zamknąć samochód  i po moją torbę- powiedziałam. 

-Nigdzie nie idę- powiedział. 

-IDŹ!- krzyknęłam- Będę w sali...- spojrzałam na pielęgniarkę. 

-Jedzie pani rodzić, już teraz

-Czyli wiesz gdzie iść. 

Wygoniłam chłopaka,a  ten obiecał, że zaraz wróci. 

Leżałam na "łóżku". 

-Niech On ze mnie wyjdzie!- cały czas krzyczałam. 

Po chwili do sali wbiegł mój narzeczony. 

-Ostatni raz mnie w ten sposób dotknąłeś!

-Kiedy to się skończy?- zapytał pielęgniarek, które cały czas były przy mnie. 

-Różnie to bywa. 

Potem wszystko potoczyło się strasznie boleśnie, cały czas krzyczeli "PRZYJ!" albo "Jeszcze chwila", "Wytrzyma Pani!", "Główka już wyszła". Luke cały czas trzymał mnie za rękę, pewnie połamałam mu kości. 

Aż w końcu, usłyszałam, płacz... 

Zaczęłam głęboko oddychać.

-Chce Pan przeciąć pępowinę?- zapytał doktor prowadzący moją ciążę. 

Luke na niego spojrzał, po czym zemdlał. 

-Jak zawsze- dało się słyszeć od lekarza- Śliczny chłopiec

Po chwili w rękach miałam już mój mały skarb. 

-Cześć Oliver, twój tatuś tam leży nieprzytomny- powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam- Kocham Cię- pocałowałam jego malutkie czółko. 

Po chwili mi Go zabrano i przewieziono mnie do sali o ile pamiętam numer 7. 

Po chwili w pokoju pojawił się Luke. 

-Gdzie On jest?- zapytał. 

-Zaraz Go przyniosą- powiedziałam zmęczonym głosem. 

-Jak się czujesz?- podszedł do łóżka. 

-Zmęczona- po tym słowie do mojego pokoju weszła ciemnowłosa pielęgniarka z chłopczykiem na rękach. 

Wzięłam Go i delikatnie przytuliłam. 

-Witaj ponownie, twój tatuś już nie jet nieprzytomny, popatrz...

-Ośmieszasz mnie przed własnym synem- powiedział i nadal wpatrywał się w malutką osóbkę. 

-Chcesz Go potrzymać?- zapytałam. 

-A co jeśli go opuszczę- chłopak zaczął się denerwować. 

-Nie pozwolił byś na to- powiedziałam z lekkim uśmiechem, podając mu Oliver'a. 

Patrzyłam na to jak Luke, chodzi po całej sali z naszym małym chłopczykiem, ale oczy zaczęły mi się kleić i po chwili zasnęłam. Ale zdążyłam jeszcze usłyszeć to jak Luke mówi, jak bardzo nie mógł się Go doczekać. 

______

Jestem chora... 

Wherever you are || L.H (✔)Where stories live. Discover now