Rozdział 10. Dziedzic Slytherina

Depuis le début
                                    

W końcu nadszedł pierwszy mecz Quidditcha. Nie wiedziałam, za kogo trzymać kciuki. Oczywiście kibicowałam mojemu domowi, ale życzyłam przyjacielowi, by jako nowy zawodnik wypadł jak najlepiej. Byłam przekonana o umiejętnościach Dracona, ale nawet jeśli nie dorównywał Harry'emu, lepsza miotła dawała mu ogromną szansę na wygranie pojedynku.
Mecz się zaczął, a ja skupiłam się tylko na dwóch graczach. Nie było to trudne, Draco nie byłby sobą, gdyby nie dokuczył Harry'emu. Oczywiście z trybun nie byłam w stanie usłyszeć, co mówili, ale widziałam, że Draco zademonstrował szybkość swojej miotły. Jednak nie to wzbudziło mój niepokój kilka minut później. Chociaż tłuczek lecący w stronę Harry'ego został odbity przez jednego z bliźniaków, powracał jak bumerang, żeby ponownie zaatakować naszego szukającego. Pomimo tego, że nie wiele wiedziałam o Qudditchu, jednego byłam pewna: to nie było normalne. Tłuczki miały za zadanie zrzucić z miotły jak najwięcej zawodników, nigdy nie prześladowały jednego. Coś musiało być nie tak, tylko potężny czar mógł to sprawić.
Harry ratował się ucieczką. Po chwili zaczęli towarzyszyć mu bliźniacy, starając się, żeby piłka nie zrobiła mu krzywdy. Byłam tak pochłonięta ich obserwacją, że nie wiedziałam, co poza tym dzieje się na boisku. Kiedy rozległ się gwizdek pani Hooch, ogłaszający przerwę.
— Dobre te miotły — mruknął Ron. — Nie mamy szans ze Ślizgonami.
— Jaki jest wynik? — Ron spojrzał na mnie z zaskoczeniem i niedowierzaniem.
— Oglądasz z nami mecz, a nie wiesz, jaki jest wynik? Śpisz czy co?
— Nie widzisz, co się dzieje z Harrym? — odpowiedziałam pytaniem. — Ktoś musiał zaczarować tłuczek, nie daje mu spokoju. Fred i George robią, co w swojej mocy, ale tłuczek ciągle powraca.
— Pewnie któryś ze Ślizgonów...
— Wątpię — odpowiedziałam. — Mają lepsze miotły, po co mieliby się do tego posuwać? Są pewni wygranej. Poza tym piłki są zamknięte w gabinecie pani Hooch, nie łatwo się wkraść do niego, nie mówiąc o tym, że nie łatwo jest zaczarować tak magiczny przedmiot, jakim jest tłuczek.
Przerwa się skończyła i zawodnicy wrócili do gry. Tym razem Fred i George pilnowali, by drugi tłuczek nie zrzucił z miotły pozostałych członków drużyny. Harry leciał sam, wywijając młynki w powietrzu, żeby przechytrzyć piłkę. Po jakimś czasie zauważyłam, że Draco podleciał do Harry'ego. Byłam pewna, że mu dogryza.
Harry zawisł na chwilę i to wystarczyło. Tłuczek uderzył go w rękę. Wyglądało to tak okropnie, że aż jęknęłam. Po chwili piłka znów leciała w jego stronę, ale zrobił unik i rzucił się w kierunku Dracona.
— Co on robi? — wykrzyknęła Hermiona.
— Złoty znicz — powiedziałam, obserwując, jak Harry wyciągnął rękę i złapał piłeczkę, która znajdowała się tuż obok Dracona. Po chwili widownia eksplodowała, a Harry zanurkował prosto ku ziemi, po czym wylądował w błocie i stoczył się z miotły. Nie ruszał się.
Zerwałam się ze swojego miejsca i szybko pobiegłam w stronę wejścia na boisko. Hermiona i Ron biegli za mną. Gdy dotarłam do Harry'ego, drużyna Gryfonów była stłoczona wokół niego, Colin stał ze swoim aparatem, a wśród nich profesor Lockhart pochylał się nad nieprzytomnym chłopcem.
Minęła zaledwie chwila, by Harry się ocknął.
— Och, nie... tylko nie to — jęknął.
— Nie wie, co mówi — powiedział głośno Lockhart. Uklękłam obok nich, patrząc na paskudnie złamaną rękę. — Nie martw się Harry. Zaraz ci nastawię ramię.
— Nie! — syknął Harry. — Nie trzeba, dzięki...
— Harry ma rację — wtrąciłam się. — Najlepiej tylko usztywnić rękę i zabrać go do pani Pomfrey.
— Leż na plecach, Harry — powiedział uspokajająco Lockhart. — To proste zaklęcie... używałem go wiele razy — dodał, patrząc to na mnie, to na Harry'ego. Miałam złe przeczucia, ale nie śmiałam zaprotestować. Chociaż Harry nie wyrażał na to zgody, Lockhart podniósł różdżkę i wycelował ją prosto w ramię Harry'ego.
Po chwili kości zniknęły z jego ręki. To, co zostało, przypominało grubą, gumową rękawicę w kolorze skóry. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Lochkart mówił coś przez chwilę, ale dotarły do mnie dopiero jego ostatnie słowa.
— Nie martw się, Harry, pani Pomfrey na pewno zdoła... ee... doprowadzić cię do porządku.
Chłopak wstał z ziemi i poszliśmy do skrzydła szpitalnego.
— Boli cię? — zapytałam.
— Tam nie ma nic, co mogłoby mnie boleć — odparł Harry.
— Pani Pomfrey da radę wyleczyć tę rękę? — zapytała z niepokojem Hermiona. Przyjrzałam się Harry'emu, który był blady na twarzy.
— Oczywiście, ona potrafi wszystko wyleczyć — odparł z pewnością Ron, chociaż po jego minie wyczytałam, że nie był tego taki pewien.
— Da radę — potwierdziłam. — Eliksir Szkiele-Wzro poradzi sobie w takiej sytuacji.
— Co to za eliksir? — zapytała Hermiona. — I czy w ogóle pani Pomfrey będzie go mieć?
— Na pewno ma — odpowiedziałam. — W wakacje Severus robił eliksiry dla pani Pomfrey, pomagałam mu w tym, a on opowiadał mi o ich działaniach... no i wiem, jakie eliksiry na pewno są w Skrzydle Szpitalnym. Kiedy przygotowywaliśmy Szkiele-Wzro, zastanawiałam się, jak można stracić wszystkie kości... Teraz już wiem.
Zapadła cisza, ale widziałam, że trójce trochę ulżyło.
— Nie martw się — dodałam. — Kilka godzin i będziesz jak nowy.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Pani Pomfrey nie była zachwycona, ale tak jak się tego spodziewałam, przyniosła dokładnie ten eliksir, o którym mówiłam. Nawet rozpoznałam charakterystyczną butelkę i nalepkę, na której sama napisałam nazwę eliksiru. Poczułam dumę, że coś, co robiłam, pomoże teraz Harry'emu.
Kiedy chłopak pił eliksir, który wywołał u niego kaszel, oddaliłam się od łóżka, żeby wyjrzeć przez okno. Boisko było już puste, wszyscy schronili się w zamku. Po chwili wróciłam na miejsce i zdążyłam usłyszeć szept Rona.
— Po dodaniu odrobiny jakiegoś Ślizgona? Chyba żartujesz.
Chciałam zapytać, o czym mówił, ale przybyła reszta drużyny Gryfonów obładowana ciastkami, cukierkami i butlami soku z dyni. Niestety nawet nie zdążyliśmy zacząć świętować wygranej meczu, bo pani Pomfrey od razu wyrzuciła nas za drzwi.

Redakcja & korekta: as_ifwhat

Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek :) 

Nie wiem czy już o tym pisałam, ale nawet jeśli, to najwyżej napiszę drugi raz :) Od jakiegoś czasu nominujecie mnie do różnych zabaw i w końcu postanowiłam odpowiedzieć na te nominacje: póki co udało mi się zrobić dwie, znajdziecie je w osobnej "książce", wystarczy że wejdziecie na mój profil :) 

Isabella Potter 2Où les histoires vivent. Découvrez maintenant