Rozdział 34

2.1K 230 16
                                    

*Valentino*
   Wchodząc po schodach mając dosyć krzyków i tego wszystkiego sięgnąłem ku klamce u drzwi wchodząc do pokoju z zamiarem przeproszenia Niki, że musiała tak długo czekać to co zastałem, przygniotło mnie doszczętnie. Dziewczyny nie było w pokoju. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy było otwarte okno. Czułem panikę, strach a nad tym wszystkim górowały wyrzuty sumienia. Gdybym nie wyszedł z tego cholernego pokoju... gdybym przyszedł choć chwilę wcześniej może by tu była. Przecież jasne jest do cholery, że wszystko słyszała, te krzyki...! Cholera! Uderzając dłonią o parapet nie zważałem na ból dłoni. Szukałek wzrokiem Niki lecz nigdzie nie było jej widać.
-Nika! - krzyknąłem wychylając się przez okno.
Cisza...
-Nika, do cholery!! - krzyknąłem zrozpaczony
Jedyne co tym uzyskałem to ganiące spojrzenia przechodniów. Zamykając z trzaskiem okno zszedłem na parter. Widziałem że matka chce mnie zatrzymać lecz nakazałem jej gestem by teraz się do mnie nie odzywała. Wiedziałem, że nic złego mi nie zrobiła ale po prostu nie chciałem jej skrzywdzić zwłaszcza, że teraz byłem wściekły. Nie panowałem nad swoimi emocjami dlatego stronniłem od tych, którzy byli mi bliscy. Wychodząc z domu trzasnąłem drzwiami idąc chodnikami nie bacząc na to, że popycham przechodniów nie ustępując im miejsca. Słyszałem obelgi rzucane w moim kierunku ale naprawdę aktualnie miałem to serdecznie w głębokim poważaniu. Myślałem tylko o tym, jak bardzo jestem wściekły na ojca, jak bardzo pragnę by dziewczynie nic się nie stało oraz o tym jak bardzo głupio postąpiłem zostawiając ją wtedy samą w pokoju. Toż to było oczywiste, że Nika; dziewczyna o niskim mniemaniu o sobie słysząc takie słowa kierowane uniesionym tonem wobec jej osoby, ucieknie. Szkoda tylko, że jestem taki mądry po fakcie dokonanym. Gdzie ja miałem mózg niespełna godzinę temu? Poskręcane flaki zamiast mózgu, ot co żem mam zamiast organu pełniącego ster całego  organizmu. Idąc zdenerwowany krzyknąłem;
-Nika!
Odpowiedziało mi echo i spojrzenia przechodniów, którzy patrzyli na mnie jak na wariata. Zaczepiając jedną ze staruszek, spytałem;
-Przepraszam, czy nie widziała Pani...
-Odczep się pan!- krzyknęła odsuwając się ode mnie nie dając mi możliwości dokończenia zdania.
Nie chcąc być wyzwanym od gwałcicieli czy złodziei odszedłem od tej kobiety bez słowa byle przed siebie. Nie próbowałem pytać później kogokolwiek. Niespodziewanie drogę zatorował mi człowiek ubrany w brudne ubrania, które na dodatek śmierdziały.
-Nie masz Pan pożyczyć paru groszy na kanapkę? - zapytał błagalnym tonem
Przeszukując kieszenie wyjąłem drobne kładąc mu je na dłoń. Nie patrzyłem ile ich tam jest. Oddałem wszystko com miał. Nagle mężczyzna rozpłakał się przede mną jak dziecko.
-Dziękuję - załkał
-Za co? - zapytałem zaskoczony jego reakcją
-Za okazanie serca. Nikt prócz Pana nie dał mi ani grosza od blisko tygodnia. Uratował mnie Pan przed kolejną głodówką. Nakarmię mojego przyjaciela i siebie. - odpowiedział ocierając łzy
-Ma Pan przyjaciela? - zapytałem szukając go wzrokiem lecz nigdzie nie mogłem dostrzec żadnej postaci
-Tak mam. Tutaj jest - zagwizdał a po chwili przy jego nodze pojawił się pies sięgający mi do kolana. Widać było, że im obojgu nie wiedzie się najlepiej. Na ich widok łamało mi się serce.
-Ma Pan złote serce - szepnąłem głaskając psa
-Pan także - usłyszałem
-Nie prawda - odparłem kręcąc przecząco głową
-Benet cię lubi, to rzadkość. Czyli musisz być dobrym człowiekiem. Słyszałem, że kogoś szukasz, kogo? - zapytał
Zdziwiony jego pytaniem zmarszczyłem brwi.
-Skąd...?
-Tutaj wieści szybko się roznoszą. Tak zwana poczta pantoflowa - odparł - No więc?
-Moja adoptowana siostra uciekła z domu z powodu awantury w domu... może Pan kogoś widział? - zapytałem
-Chuda brunetka? - zapytał
Pokiwałem szybko głową
-Chodź Pan - powiedział nakazując gestem dłoni bym ruszył za nim co uczyniłem. Szliśmy ciemną wąską uliczką by niebawem wejść do małego budynku w którym ujrzałem... 

Zaufać Ponownie - Dominika LewkowiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz