7. Jesteś moim życiowym celem...

61 8 1
                                    

Gdy z trudem otwieram oczy, światło momentalnie mnie oślepia.
- Sophie, jak się czujesz? - po pomieszczeniu roznosi się dźwięk jego głosu.
- Co się stało? - pytam chrypiąc.
- Zemdlałaś - rzuca zrezygnowany, a ja przypominam sobie wszystko. Trafia to we mnie jak strzał. Szybko zrywam się z sofy, na co niestety mój organizm nie reaguje najlepiej, ponieważ tracę równowagę i upadam prosto w ramiona chłopaka.
- Nie tak szybko, dopiero co odzyskałaś przytomność - szepcze zatroskany.
- Co z Isabellą? - pytam wystraszona.
- Jest nieprzytomna - rzuca udając, że wszystko jest w porządku.
- Musimy tam jechać - spoglądam na niego zaskoczona.
- Dobrze, ale potem zrobisz to o co Cię poproszę - stawia warunek.
- Niech będzie - wzdycham i ruszam za blondynem.
✏ ✏ ✏
Stan zdrowia mamy Justina nie jest najlepszy, ale też nie najgorszy. Nikt oprócz bliskiej rodziny nie może wejść na salę, dlatego musiałam zaczekać przed. Gdy wreszcie drzwi się otwierają, a z sali wychodzi Jay moje serce przyśpiesza. Jego mina mówi wszystko. Coś się stało...Coś jest nie tak.
- Justin - szepczę i powoli podnoszę się z plastikowego krzesełka.
- Chodź - chłopak chwyta moją dłoń i ciągnie mnie za sobą - musimy iść.
- Jay co się dzieje? - pytam przyglądając się jego twarzy.
- Powiem Ci o wszystkim jak będziesz już bezpieczna - rzuca zadawkowo, a następnie wciąga mnie do windy.
Kiedy wreszcie wychodzimy z budynku Justin szybko pociąga mnie za nadgarstek. Dopiero po chwil orientuję się, co jest grane.
- Schowaj się za mną - szepcze chłopak i zasłania mnie swoim ciałem. Widzę jak jego mięśnie napinają się z każdą mijającą sekundą. W pewnym momencie wydaje mi się, że marynarka tego nie wytrzyma.
- Sorry Bieber, ale dopóki nie oddasz nam dziewczyny, nie damy Ci spokoju - zaczyna chłopak stojący tuż przed nami - ani tobie, ani twojej rodzinie.
- To trochę poczekasz - rzuca śmiejąc się, lekko podenerwowanym głosem.
- Odpuść - naciska brunet.
- Nigdy - rzuca z chrypą w głosie.
Chłopak robi krok w naszą stronę.
- Justin proszę - chwila...skąd on go zna?!
- Nie prowokuj mnie - dodaje blondyn, a następnie również robi krok w jego stronę - wiesz bardzo dobrze jak to się skończy.
- Oj tak wiem i ja również nie mam zamiaru odpuszczać - uśmiecha się chytro, a następnie bierze zamach i celuje prosto w twarz Justina.
Moje serce zaczyna walić jak oszalałe. Blondyn oddaje mu i tak zaczyna się bójka. Nie mam pojęcia co robić!
- Sophie wsiadaj do samochodu! - krzyczy chłopak, a następnie robi unik. Szybko wymijam ich, po czym wsiadam do auta. W pewnym momencie ktoś nowy pojawia się tuż za Justinem. Jasna cholera! Najciszej i za razem najszybciej jak potrafię wysiadam z samochodu, a następnie zakradam się od tyłu. Kiedy Justinowi udaje się pokonać bruneta, ja w tym samym momencie uderzam w głowę nieznajomego, stojącego tuż za nim.
Gdy mężczyzna również upada, spoglądam na niego przerażona, po czym przenoszę wzrok na lekko poranionego Justina.
- Chodź - szepcze i obejmuje mnie swoim ramieniem - musimy się stąd wynosić.

Gdy orientuję się, że nie jedziemy w kierunku jego domu, ani mojego spoglądam na chłopaka lekko zaniepokojona.
- Justin gdzie jedziemy? - pytam wyglądając przez okno.
- Tam gdzie będziemy bezpieczni - tłumaczy i wykręca numer.
- Halo? - zaczyna kolejną rozmowę, tym razem to chyba dziewczyna. - Tak Skye, tam gdzie się umówiliśmy. Już czas. - co jest grane do cholery?! - Tak jest tu ze mną. Cała i zdrowa...- sama nie wierzę w to co słyszę, to brzmi jak jakiś układ - Skye nie panikuj i przyjeżdżaj, ale upewnij się, że nikt Cię nie śledzi. - i rozłącza się.
- Jay co się dzieje? - zaczynam lekko przestaraszona.
- Nie ma czym się martwić Sophie - posyła mi uspokajający uśmiech.
- Justin! Co jest do cholery?! Co przede mną ukrywasz?! - krzyczę czując łzy w oczach.
- Soph dowiesz się wszystkiego jak dojedziemy na miejsce - obiecuje mi.
Spoglądam na niego nieufnie.
- Justin - mówie szeptem.
- Nie ufasz mi - rzuca nie wierząc we własne słowa.
- To nie tak Jay - tłumaczę widząc jak go to zasmuciło - Ufam Ci, ale boję się. Boję się jak cholera i nie wiem co się dzieje.
- Napisz do Lauren - dodaje, a następnie skręca wjeżdżając przy tym w małą uliczkę, gdzieś w górach. - Powiedz, że pojechałaś do koleżanki na dwa tygodnie.
Wykonuję to o co poprosił, a następnie wyłączam telefon.
Chłopak zatrzymuje samochód na poboczu, po czym wyciąga ze swojego telefonu kartę, a następnie robi to samo z moją.
- Co robisz? - pytam zaskoczona.
- Nie mogą nas namierzyć - odpowiada mi i wyrzuca przez okno, prosto w przepaść nasze karty.

✏ ✏ ✏
Od godziny jesteśmy już na miejscu. Okazało się, że rodzice Justina kupili ten dom wieki temu. Jest to idealne miejsce na kryjówkę. Domek położony między górami, tuż u ich podnóży. Od kilkunastu minut przyglądam się swojemu nowemu pokoju. Justin o wszystko zadbał. Mam kosmetyki, ciuchy, a nawet książki. Tylko po co to wszystko? Nagle rozlega się pukanie do drzwi.
Rzucam ciche "proszę", a chwilę później do środka wchodzi blondyn.
- Cześć - posyła mi smutny uśmiech, po prostu zamyka za sobą drzwi.
- Justin co się dzieje? - pytam ponownie.
- Zrobiłem Ci coś ciepłego do picia - odpowiada ignorując moje pytanie, po czym podaje mi kubek z herbatą.
- Justin - powtarzam.
- Ugh, Sophie proszę Cię obiecaj mi, że nie odsuniesz się ode mnie - rzuca smutnym tonem.
- Obiecuję - przysięgam, a chłopak siada obok mnie.
- Moja mama powiedziała mi dziś, że to wszystko nie jest przypadkiem. Śmierć twojej mamy, wypadek mojej. To ich plan. Oni chcą Ciebie Sophie...nasze mamy są tylko początkiem, wstępem - tłumaczy mi, a ja czuję jak łzy zaczynają moczyć moją koszulkę.
- Ale jak to? - wyrzucam jąkając się przy tym.
- Soph, nie wiem dlaczego to robią i dlaczego chcą Ciebie, ale obiecuję Ci, że nigdy nie pozwolę im Cię skrzywdzić. Nigdy - przysięga mi.
- Justin nie możesz mi tego obiecać. To nie fair wobec Ciebie - zaczynam - Oni chcą mnie, dlatego zabili moją mamę.
- Ale potrącili też moją, a ona nie ma nic wspólnego z tym wszystkim - rzuca chłopak.
- Myślisz się Justin - szepczę - Ona wie więcej, niż Ci się wydaje.
- Co? Jak to? - blondyn spogląda na mnie zaskoczony.
- Moja mama rozmawiała z nią tuż przed śmiercią, powiedziała jej o wszystkim. Ci ludzie chcieli ją zlikwidować, byśmy się o niczym nie dowiedzieli.
- Cholera - klnie pod nosem i podnosi się z łóżka.
- Przepraszam Jay - rzucam przez łzy.
- Ej, to nie twoja wina - rzuca i klęka przede mną, obejmując moje dłonie.
- Tylko moja mama znała powód, dlaczego to mnie akurat chcą - tłumaczę mu, nie powstrzymując już łez.
- Jest szansa, że moja mama również zna powód. Musimy tylko czekać - pociesza mnie.
- Justin nie musisz tego robić - zaprzeczam.
- Czego? - spogląda na mnie zaskoczony.
- Nie musisz mnie chronić - tłumaczę.
- Ale chcę...Jesteś moim życiowym celem - rzuca śmiejąc się, na co ja tylko obiecuję go za szyję, a następnie wtulam twarz w zagłębienie między jego szyją, a ramieniem. - Nie martw się księżniczko. Wkrótce wszystko będzie dobrze. Obiecuję Ci Soph.
Na te słowa tylko mocniej się do niego przytulam...

Hejka. Tak prezentuje się kolejny rozdział. Co sądzicie? Mam nadzieję, że się wam podoba. Jak widzicie powoli poznajemy coraz to ciekawsze sekrety, ale jak myślicie, dlaczego to akurat jej chcą? Zostawiam was w tej nie pewności i do zobaczenia wkrótce. Bye x

You're My Purpose Baby...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz