1. Mamo!

132 13 6
                                    

Kiedy mama zatrzymuje samochód tuż przed domem, szybko wysiadam po czym ruszam otworzyć drzwi. Zrobiłyśmy dziś bardzo dużo zakupów, więc noszenie je do domu trochę nam zajmie. Uchylam drzwi po czym zostawiam torbę na ziemi, a następnie idę w stronę samochodu. W tym samym momencie, gdy moja mama wyciąga siatki z bagażnika zza zakrętu wyłania się samochód. Czarne BMW z przyciemnianymi szybami. Jedzie tak szybko, że nawet nie orientuję się kiedy znajduje się tak blisko. Gdy zauważam, że nie ma zamiaru zahamować z trudem wyrzucam z siebie krzyk.
- Mamo! - moje ciało nieruchomieje. Moja rodzicielka posyła mi smutne spojrzenie po czym znika z moich oczu. Samochód uderza w nią i nie zatrzymując się jedzie dalej. Moje serce się zatrzymuje, a ja z paniką w oczach ruszam w stronę kobiety.
- Mamo nic ci nie jest?! Mamo! - łzy napływają mi do oczu. Rzucam się na kolana na po czym układam jej głowę na nogach.
- Mamo - szepczę zalewając się łzami.
- Zadzwońcie na pogotowie! - krzyczę do ludzi otaczających mnie i moją mamę.

- Co było dalej? - pyta kobieta notując coś w notesie.
- Sama nie pamiętam co się działo. Zabrali mnie do szpitala. W karetce chyba straciłam przytomność, ponieważ obudziłam się już na sali - tłumaczę. - Pani Evans dlaczego powtarzamy to setny raz? - w moim głosie można usłyszeć złudzenie i zmęczenie.
- Panno Morgan będziemy powtarzać to, aż osiągniemy oczekiwane rezultaty.
Wzdycham lekko podenerwowana.
- Dziś muszę wyjść trochę wcześniej - rzucam spoglądając na zegarek.
- Dlaczego? - w jej głosie słychać podejrzliwość.
- Jutro trzeba iść znowu do szkoły. Muszę jeszcze się pouczyć - tłumaczę jej, a następnie podnoszę się z fotela.
- Dobrze. W takim razie widzimy się za tydzień - rzuca kobieta po czym również wstaje.
Chwytam torbę, a następnie najszybciej jak tylko potrafię wychodzę z gabinetu. Wreszcie wolna.
Kiedy docieram do domu zamykam za sobą drzwi, a następnie ruszam w stronę swojego pokoju. Moja siostra wraca dopiero około 5 nad ranem, więc mam czas dla siebie. Wolę, gdy w domu nie ma nikogo kiedy śpię. Każdy ma już dość moich krzyków. Wątpię w to, że kiedyś one ucichną. Próbowali już chyba wszystkiego. No cóż, nic na to nie poradzę. Straciłam najważniejszą osobę w moim życiu, to chyba normalna reakcja.
Kilka dni temu do mojej siostry Lauren zadzwoniła policja. Powiedzieli, że śledztwo zostało zamknięte, ponieważ nie mają żadnych podstaw, ani śladów. Według mnie za szybko zrezygnowali. To było bez sensu. Udałam wtedy, że to zrozumiałam, ale wcale tak nie jest. Mam swój rozum i swoje przeczucia. Mnie się tak łatwo nie pozbędą. Postanowiłam, że zrobię własne śledztwo. Niestety nie przemyślałam jednego. Szkoła. Właśnie to jedyny minus. Przecież jak opuszczę się w nauce wszystko wyjdzie na jaw, a Lauren zacznie węszyć. Na szczęście za parę dni zaczynamy ferie. Będę miała, aż całe dwa tygodnie, by poskładać to wszystko do kupy.
Zamykam drzwi od pokoju na klucz, a następnie z szafki na klucz, schowanej w głębi szafy wyciągam gruby, jeszcze nie zapisany zeszyt. Odpalam laptopa, siadam przy biurku, po czym zaczynam pisać notatki. Kiedy Lauren nie patrzyła zabrałam telefon oraz laptopa mamy przed nią i policją. Udałam, że musiała zostawić go w biurze. Myślę, że muszę się tam dziś udać. Może znajdę tam coś interesującego. Najlepiej z całej naszej rodziny znałam moją mamę. Znam jej tok myślenia. Jeśli coś ukrywała odgadnę to. Jeśli coś schowała znajdę to. Poznam prawdę choćbym miała zapłacić za to życiem. Chowam zeszyt do schowka gdzie znajduje się również laptop i telefon mamy.
Przebieram się i robię nowy makijaż. Muszę w końcu jakoś wyglądać, inaczej mnie tam nie wpuszczą. Pakuje potrzebne rzeczy do torby, a następnie ruszam w stronę firmy, w której pracowała moja rodzicielka.
Lekko popycham drzwi i witam się z ochroniarzami. Podchodzę do windy i naciskam guzik z najwyższym piętrem. Kiedy drzwi się otwierają moim oczom ukazuje się policja. Prowadzą zawziętą rozmowę ze Skye. Na szczęście już z nią rozmawiałam. Ma ich nie wpuścić dopóki ja nie przeszukam gabinetu.
- Naprawdę mi przykro, ale nie mam pozwolenia, aby wpuścić państwa do środka.
- Proszę pani, my musimy tam wejść - rzuca mężczyzna lekko podenerwowany.
- W takim razie proszę przyjść jutro - dodaje i odchodzi od lady. Szybko odwracam wzrok i staję tyłem, aby mnie nie rozpoznali. I w tym momencie wpadam na kogoś.
- Ja...ja bardzo pana przepraszam - rzucam i chcę go wyminąć, gdy nagle potykam się o własne nogi i ląduję w jego objęciach.
- Nie to ja bardzo przepraszam - rzuca z lekko zachrypniętym głosem. Kiedy podnoszę wzrok moje serce przyśpiesza.
- Cholera - rzucam pod nosem.
- Sophie jesteś wreszcie! - obok nas pojawia się moja przyjaciółka. - Cześć Justin. Widzę, że już się poznaliście - z ust dziewczyny wychodzi cichy chichot.
- Jak widać - dodaje Justin i zabiera ręce z moich ramion.
- Wybacz Jay, ale ja i Sophie mamy coś ważnego do załatwienia - szepcze Skye, a następnie ciągnie mnie za sobą.
- Pa Sophie - rzuca chłopak.
- Pa Justin - żegnam się w pośpiechu, a chwilę później jesteśmy już w gabinecie mojej mamy. Przed oczami nadal mam tą cholernie przystojną twarz blondyna.
- No więc czego szukamy? - pyta dziewczyna wybudzając mnie z zamyślenia.
- Czegoś co mogło by pomóc i posłużyć za jakiś dowód w sprawie - rzucam wkładając rękawiczki. - Pamiętaj nie możesz zostawić śladu.
- To do roboty - szepcze Skye, a następnie otwiera szafki obok drzwi, ja natomiast biorę się za szuflady w biurku.
Po pół godzinnych poszukiwaniach nie znajdujemy nic co mogło by pomóc.
- Cholera - klnę pod nosem i próbuję coś wymyślić. - Jak długo możesz ich jeszcze przetrzymać?
Dziewczyna zaczyna się zastanawiać, a następnie rzuca:
- Jutro zamykamy firmę wcześniej, nie będzie się im opłacało.
- Idealnie. W takim razie będę tu o tej samej porze - uśmiecham się lekko. - Dziękuję Ci za wszystko co dla mnie robisz Skye.
- Nie ma za co kochanie. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć - uśmiecha się i muska mój policzek.
- Mogę Cię o coś spytać? - spoglądam na nią lekko zaciekawiona.
- Jasne - rzuca ściągając rękawiczki.
- Kim jest ten chłopak? - kiedy zadaję pytanie na twarzy dziewczyny maluje się rozbawienie.
- Chodzi Ci o Justina? Jay to syn mojej szefowej. Kobieta bardzo przeżywa śmierć twojej mamy, dlatego chłopak wpada tu od czasu do czasu by jej pomóc - tłumaczy śmiejąc się pod nosem. - Chyba musimy już iść.
Ruszam głową na znak zgody i ruszam za dziewczyną.
- W takim razie do jutra - szepczę i muskam jej policzek.
- Do jutra - uśmiecha się.
Szybko wsiadam do windy, a następnie, gdy docieram na parter tak szybko jak weszłam, wyszłam.
W domu od razu wzięłam się za zbieranie faktów...

Hejka. Tak prezentuje się pierwszy rozdział. Co myślicie? Mam nadzieję, że fabuła przypadnie wam do gustu. W takim razie do zobaczenia. Bye xx

You're My Purpose Baby...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz