6. Bieber!

75 9 0
                                    

Wreszcie, gdy pierwszy semestr w szkole dobiegł końca mogłam odpocząć i wziąć się do roboty. Mam nadzieję, że nikt nie wpadł na to co robię, ani planuję zrobić. To mogłoby tylko pogorszyć całą tą cholernie głupią sytuację. A tego nie chcę.
Cały wczorajszy wieczór spędziłam przed komputerem mojej rodzicielki. Szukałam i nadal szukam śladów. Coś musiało jej umknąć. To niemożliwe, żeby wszystko zniknęło. Moja mama nie mogła od tak wszystkiego pousuwać. Przecież połowę plików, można odzyskać. Ugh, gdybym jeszcze wiedziała jak...Dlaczego w szkole, nie mogą uczyć nas takich rzeczy?
W końcu, udaje mi się oderwać wzrok od komputera. Mamy sobotę, Lauren jest z Jamie'm poza miastem, Vicky pojechała na rodzinną wycieczkę, a ja tak po prostu siedzę w domu - sama. Podnoszę się z krzesła, po czym podchodzę do okna.
Pogoda wydaje się być, nawet przyjemna. Zrobię sobie świeżą kawę, a następnie jeszcze trochę poszperam.
Gdy zalewam kawę, rozlega się pukanie do drzwi. Kto to? Czuję, jak moje serce zaczyna przyśpieszać.
Uspokuj się do cholery! Szybkim ruchem otwieram drzwi, mierząc dokładnie wzrokiem osobę stojącą przed nimi. Czuję ulgę, gdy przed moimi oczami pojawia się blondyn.
- Hej - uśmiecha się, odsłaniając szereg białych zębów - nie przeszkadzam?
- Hej. Tak się składa, że akurat jestem sama - rzucam śmiejąc się cicho - Wejdziesz? Właśnie robię kawę.
- Z chęcią - posyła mi kolejny uśmiech, a następnie zamyka za sobą drzwi.
Podczas, gdy chłopak rozbiera się z płaszcza, ja robię mu kawę, a następnie ruszamy do mojego pokoju.
- Wow, widzę, że naprawdę się za to wzięłaś - rzuca chłopak rozglądając się po moim pokoju.
- Jeszcze, gdybym coś miała - prycham pod nosem.
- Może mogę Ci jakoś pomóc? - spogląda na mnie zatroskanym wzrokiem, po czym odstawia kubek z napojem.
- Potrzebuję kogoś, kto będzie potrafił odzyskać usunięte informacje, pliki, a nawet maile - tłumaczę mu zrezygnowana, a następnie siadam na łóżku.
Blondyn uśmiecha się tajemniczo, a następnie ściąga marynarkę i odpina mankiety. Siada na krześle przed komputerem mojej mamy, po czym podciąga rękawy koszuli i rozpina kilka górnych guzików, które do tej pory były zapięte, dokładnie co do jednego. Chłopak uśmiecha się, przeczesuje palcami grzywkę, a następnie zaczyna zawzięcie wystukiwać coś na klawiaturze laptopa. Lekko zaskoczona podnoszę się z łóżka i ruszam w stronę blondyna. Zatrzymuję się przy jego ramieniu, po czym kładę na nim dłoń.
- Jay, nie musisz nic robić - zaczynam, wiedząc jakie będą konsekwencje jego czynów. - Potem będziesz miał problemy.
Justin odrywa wzrok od ekranu i przenosi go na mnie.
- Mną się nie martw - uśmiecha się lekko, a następnie podnosi z krzesła. W tym momencie muszę już patrzeć w górę. Trochę mi do niego brakuje. - Za to ja martwię się Tobą mała. To co robisz jest naprawdę niebezpieczne - tłumaczy obejmując moją twarz.
- Justin, wiesz przecież, że nie zmienię zdania, choćby nie wiem co - odpowiadam - ale dziękuję Ci za twoją pomoc.
Staję na placach, a następnie muskam jego policzek. Na ekranie laptopa od paru sekund zaczynają się pojawiać różne foldery.
- Udało Ci się - szepczę zaskoczona. Czuję obecność chłopaka tuż za moimi plecami.
- Soph, nie możesz tego ciągnąć. To niebezpieczne - protestuje blondyn.
Zamykam na sekundę oczy, a następnie odwracam się w jego stronę.
- Zrobię to tak, czy inaczej Jay i nic, ani nikt mnie nie powstrzyma - szepczę mu prosto w usta. Widzę jak chłopak z trudem przełyka ślinę, a jego oddech staje się płytki.
- Nie ma mowy! Nie rozumiesz do jasnej cholery, co Ci grozi?! Sophie nie pozwolę Ci na to! - krzyczy zaciskając dłonie w pięści. Spoglądam na niego lekko zszokowana, jego słowami i tonem w jakim je wypowiedział.
- Justin to nie twoja sprawa! - krzyczę czując jak łzy napływają mi do oczu.
Chłopak wymija mnie, a następnie podchodzi do komputera. Cholera, on to usuwa z powrotem.
- Jay zostaw to - rzucam błagalnym tonem. - Justin - dalej nie reaguje. - Bieber do cholery! - krzyczę i odsuwam go z trudem od biurka.
- Powiedziałam, żebyś to zostawił!
Chłopak na moje słowa, spogląda na mnie zszokowany. Boże ta sytuacja robi się chora...
- Sophie, proszę - i znowu staje się, wrażliwym i opiekuńczym chłopakiem. Jak to możliwe, by tak często zmieniał humory?
- Justin, nie - rzucam używając całej pewności jaką w sobie mam. - Nie. Nie ma mowy, żebym odpuściła.
- Dlaczego musisz być taka uparta? - pyta lekko wkurzony.
- Mam to po mamie - tłumaczę śmiejąc się pod nosem.
Twarz chłopaka wcale nie łagodnieje.
Podchodzę do niego i wtulam się w jego klatkę piersiową. - Przepraszam Jay. Wiesz, że to dla mnie ważne.
Czuję jak ramiona blondyna obejmują moje ciało, po czym z jego ust wychodzi para słów:
- Pomogę Ci, mimo wszystko. Spoglądam na niego lekko zaskoczona.
- Justin nie musisz - protestuję.
- Ale chcę - zapiera się, po czym muska czubek mojej głowy. - Chodź. Muszę coś załatwić w biurze, a potem możemy zająć się całą sprawą.
- Dziękuję ci Jay - uśmiecham się nieśmiało i muskam jego policzek.
- Nie masz za co dziękować - szepcze chłopak, po czym wkłada marynarkę. Szybkim krokiem wchodzę do łazienki, a następnie przeczesuję włosy i poprawiam usta błyszczykiem. Następnie wkładam czarną bluzę, wkładaną przez głowę i wychodzę z pomieszczenia.
- Weź wszystkie dowody - rzuca, zaskakując mnie tym - Spokojnie, pojedziemy do mnie. Tam będzie bezpieczniej.
Uspokaja mnie tymi słowami, a następnie podaje mi torbę. Szybko pakuję do niej laptopa, telefon, listy i reszte moich "dowodów", a następnie wychodzimy.
Parę minut później jesteśmy już pod biurem, gdzie kiedyś pracowała moja rodzicielka.
- Moja mama pojechała w delegację, dlatego muszę zajrzeć do firmy i sprawdzić czy wszystko w porządku i czy Skye panuje nad sytuacją - tłumaczy śmiejąc się.
Odpowiadam mu tym samym.
- Jasne, rozumiem - uśmiecham się i wyciskam przycisk z odpowiednim piętrem.
- Dzień dobry Panie Bieber - rzuca kobieta mijająca nas na korytarzu.
- Dzień dobry Mio - posyła jej lekki uśmiech.
Chwilę później mijamy już recepcję i wchodzimy do gabinetu. Chłopak szybko odpala komputer i zaczyna coś pisać. Nagle zaczyna dzwonić telefon. Spoglądam na blondyna lekko zaskoczona.
- Halo? - pyta odchylając się lekko na fotelu.
Mina chłopaka momentalnie się zmienia. Mięśnie jego ciała, napinają się, a jego szczęka staje się wydatniejsza.
- Justin co jest? - pytam lekko przerażona. Blondyn szybko podnosi się z fotela, a następnie rzuca słuchawką.
- Cholera jasna! - krzyczy i uderza pięścią w ścianę.
- Jay, co jest? - pytam podchodząc do niego. Chłopak spogląda na mnie zasmucony, a następnie rzuca:
- Moja mama jest w szpitalu...
Czuję jak wszystko zaczyna się rozmazywać przed moimi oczami, a chwilę później tracę przytomność...

Hejka. Tak prezentuje się kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się wam podoba. Do zobaczenia wkrótce. Bye x

You're My Purpose Baby...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz