3. Uważaj na siebie...

101 12 2
                                    

Po przeczytaniu reszty listów sama zaczynam się bać. Jak można być tak okrutnym człowiekiem? Odruchowo spoglądam na swoją torbę. Moje spojrzenie przyciąga wystająca z niej metalowa skrzynka na klucz. Co jest w środku? Nigdy wcześniej jej nie widziałam. Chwila. Skąd wezmę klucz, żeby ją otworzyć? Spoglądam na breloczek przypięty do skrzynki. Przecież to jest klucz! Wystarczy tylko go otworzyć. Gdy udaje mi się, zauważam tam parę rachunków, list, oraz trochę pieniędzy.
Najpierw zajmuję się rachunkami.
Wyglądają normalnie, ale takie nie są. Po co mamie była broń? Następny jest wyciągiem z konta. Milion dolarów. Po jaką cholerę jej tyle pieniędzy?! Na oko wcale nie wygląda na taką sumę. Po przeliczeniu orientuję się, że kwota jest cała. Jest jeszcze parę rachunków z przeróżnymi rzeczami oraz list. Powoli otwieram kopertę.
Ku mojemu zdziwieniu nie jest to list. Kartka schowana w kopercie przypomina raczej listę rzeczy do zrobienia.
Do końca tygodnia:
* kup broń
* wypłać milion dolarów
* zapłać niektóre rachunki
*upewnij się, że odpowiednia osoba ma list dla Sophie.
* spotkać się z Vicky.
* porozmawiaj z panią Bieber.
* nie pokazuj niczego po sobie.
* oraz w następny weekend o 19:00 odbierz paczkę z recepcji.
* gdy będę mieć paczkę porozmawiaj ze Skye.
*zapisz wszystko na wypadek w notesie w moim pokoju.
Jasna cholera! Założę się, że moja rodzicielka nie zdążyła porozmawiać ze Skye, ponieważ miała to zrobić po odbiorze paczki. Do odbioru ma dojść dopiero jutro o 19:00. Myślę, że pójdę tam i ją odbiorę.
Skoro Skye będzie jutro na recepcji, wydaje mi się, że nie będzie problemu z paczką.
Okay muszę to schować oraz przeszukać pokój mojej mamy.
Po zamknięciu sejfu w szafie, szybko ruszam w stronę pomieszczenia na przeciwko. Wkładam rękawiczki, a następnie zaczynam poszukiwania. Znajduję tylko notes. Niestety nigdzie nie ma broni. Przecież to nie mogło by być takie proste.
Chwila kilka dni przed tym okropnym zdarzeniem pamiętam jak moja mama robiła coś na strychu. Tam muszę sprawadzić. Małymi krokami ruszam w stronę drzwi na samym końcu korytarza. Popycham je, a następnie ruszam schodami w górę. Gdy docieram na miejsce zaczynam się rozglądać. Nagle w oczy rzuca mi się lekko przesunięta skrzynia. Podchodzę bliżej po czym odsuwam ją. Zauważam na ścianie odstający kawałek drewna, dlatego pociągam za niego. W środku ściany znajduje się mały schowek. Mam Cię!
W środku znajduję małą torbę, którą od razu wyciągam. Następnie odstawiam skrzynie na swoje miejsce. Podnoszę się z klęczek i zaczynam wzrokiem szukać jakiś śladów.
Co jeszcze mogła ukryć? Decyduję się na przeszukanie poddasza.
Po pół godzinnych poszukiwaniach niestety nic nie udaję mi się znaleźć. No trudno, może nic więcej tu nie ma. Zamykam za sobą drzwi na klucz, po czym wracam do swojego pokoju. Siadam z powrotem na łóżku i otwieram torbę. W środku znajduję owiniętą, a raczej zapakowaną broń. Najzwyklejszy pistolet, ale jednak tak czy inaczej jest to broń.
Nadal nie mam zielonego pojęcia po co była mojej mamie? Czy to możliwe, że bała się tak bardzo, że zdecydowała się na jej zakup? Naprawdę zaczynam się bać. W środku torby znajduję ten prawdziwy notes. Zauważam w nim tysiące notatek robionych codziennie. Komu dała list dla mnie? Muszę go mieć. Przecież w nim mogę dostać odpowiedzi na tysiące nurtujących mnie pytań. Kto może go mieć?
Myślę, że jest to ktoś, komu mogę na pewno zaufać. Co do tego wszystkiego ma moja przyjaciółka?
Wyciągam telefon po czym wysyłam wiadomość.
S: Hej Vicky. Mogłabyś może spotkać się dziś ze mną?
V: Hejka. Jasne, że tak. Gdzie i o której?
S: Za 10 minut w parku?
V: W takim razie do zobaczenia xx.
S: Do zobaczenia xx.
Najszybciej jak mogę chowam wszystko do sejfu, a następnie wkładam buty i wychodzę, zamykając drzwi na klucz.
Okay, może okazać się, że Victoria też o czymś wie. Skoro moja mama rozmawiała z nią przed śmiercią coś musiała jej powiedzieć.
Kiedy docieram na miejsce spotkania blondynka już jest.
- Hej Soph - rzuca uśmiechając się lekko, a następnie muska mój policzek.
- Hej Tori - uśmiecham się smutno, po czym siadamy.
- Coś się stało? - pyta dziewczyn spoglądając na mnie zasmucona.
- Myślę, że nie, ale dowiedziałam się, że kilka dni przed śmiercią moja mama była u Ciebie - szepczę zatrzymując łzy.
- Tak - rzuca - To znaczy wpadła na chwilę. Było po niej widać, że coś się dzieje. Gdy spytałam czy wszystko w porządku powiedziała, że po prostu niewyraźnie się czuje i że to nic poważnego. Poprosiła mnie bym, się Tobą zaopiekowała gdyby ona musiała pilnie wyjechać. Nie miałam pojęcia o czym ona mówi. Sprawiała wrażenie lekko przestraszonej. Powiedziała też coś o swojej szefowej.
- Co dokładnie? - pytam lekko podenerwowana.
- Że ona Ci wszystko wytłumaczy, że coś dla Ciebie ma, ale to wszystko nie miało dla mnie sensu. Nie wiedziałam o co jej chodzi.
- A potem? - czuję jak moje serce zaczyna walić jak szalone.
- A potem zadzwonił jej telefon, pożegnała się i wyszła. - kończy dziewczyna - Soph bardzo mi przykro z tego powodu.
- Nie martw się wszystko będzie dobrze - pocieszam ją, mimo, że sama ledwo w to wierzę.
- Sophie proszę obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego - prosi dziewczyna obejmując moją dłoń.
- Vicky spokojnie, nie zrobię nic głupiego - wysilam się na uśmiech, po czym muskam jej policzek. - Będę lecieć. Bardzo dziękuję Ci za to spotkanie. Może wpadniesz kiedyś do mnie?
- Jasne, czemu nie - blondynka odwzajemnia gest po czym odchodzimy w przeciwne strony.
Czyli muszę porozmawiać z panią Bieber. A jutro o 19:00 jest do odebrania paczka. Okay dam radę. Mam nadzieję, że Lauren nie będzie się czepiać. Nim się obejrzałam byłam już pod biurowcem. W nawet szybkim tempie docieram na samą górę, po czym witam się ze Skye.
- Jest może pani Bieber? - pytam czując jak zdenerwowanie i lekki strach zaczyna mieszać moje uczucia.
- Myślę, że powinna być, a coś się stało? - brunetka posyła mi spojrzenie pełne troski.
- Nie - okłamuję ją - Chciałam tylko o coś spytać.
- Za pół godziny kończy więc jeszcze pewnie Cię przyjmie - uśmiecha się i wskazuje mi na drzwi na samym końcu korytarza. Posyłam jej uśmiech, po czym ruszam w ich stronę. Kiedy tam docieram pukam w ogromne drzwi wykonane z ciemnego drewna, a gdy do moich uszu dociera ciche "proszę" popycham je i wchodzę do środka.
- Dzień dobry - rzucam zatrzymując się przy samych drzwiach.
- Dzień dobry. W czym mogę Ci pomóc? - po gabinecie roznosi się jego głos. Tak to na 100% ten, zachrypnięty i bardzo pewny siebie głos.
- Yhym, no więc przyszłam do pani Bieber - dodaję lekko skrępowana.
Chłopak siedzący tyłem do mnie odwraca się i spogląda na mnie z lekkim uśmiechem. Widzę jak jego oczy łagodneją, a jego mięśnie się rozluźniają.
- To ty - rzuca śmiejąc się pod nosem - Już myślałem, że to ktoś z gazety, czy coś.
- Chciałam porozmawiać z Twoją mamą - tłumaczę.
- Jasne, myślę, że nie będzie miała z tym problemu, bo sama miała zamiar z Tobą porozmawiać - szepcze blondyn po czym wskazuje na drzwi po jego lewo - Jest w środku.
- Dzięki - posyłam mu wdzięczny uśmiech. Kiedy mam już pociągnąć za klamkę rzucam na odchodne - No, powiem Ci, że do twarzy Ci w tym garniturze.
Jedyne co słyszę to śmiech chłopaka, a potem zamykam już drzwi.
- O Sophie, jak dobrze, że jesteś. Chciałam z Tobą porozmawiać - zaczyna kobieta. - Usiądź.
- Dziękuję - szepczę po czym zajmuję wskazany fotel.
- Myślę, że domyśliłaś się już, że kilka dni przed tym cholernie przykrym zdarzeniem twoja mama przyszła do mnie by porozmawiać o paru rzeczach. Wspomniała o tobie. - widzę jak kobieta otwiera szufladę w biurku, a następnie wyciąga jakąś paczkę i list. - Ta paczka miała być do odebrania dopiero jutro, ale udało mi się załatwić to wcześniej. Ten list miałam Ci przekazać, gdyby stało się coś okropnego. Myślę, że jesteś już na niego gotowa. Chciałabym, żebyś wiedziała, że zawsze możesz liczyć na mnie i Justina.
- Bardzo pani dziękuję. To naprawdę dużo, dla mnie znaczy.
- Twoja matka wiedziała, że będziesz chciała rozwiązać to na własną rękę, ale prosiła żebym wybiła Ci to z głowy. To zbyt niebezpieczne. Jutro mam rozmawiać z policją. Mimo, że zamknęli sprawę, nadal szukają dowodów i prowadzą przesłuchania. Załatwiłam to z nimi wczoraj, więc nie musisz się już o nic martwić. Proszę Cię Sophie, nie rób nic co mogło by narazić twoje życie - w głosie kobiety można zauważyć troskę i lekkie zmartwienie.
- Dobrze, postaram się nie wtrącać w tą sprawę pani Bieber - uśmiecham się lekko, okłamując ją.
- Proszę, mów mi Isabella - rzuca śmiejąc się lekko.
- Dobrze Isabello, mogłabym zobaczyć ten list? - pytam zaciekawiona jego zawartością.
- Oh, oczywiście od teraz należy już do Ciebie - uśmiecha się, po czym podaje mi list i paczkę. Karton chowam do torby, a list zostawiam na wierzchu.
- Mogłabym? - pytam lekko skrępowana.
- Bardzo proszę. Jeśli byś czegoś potrzebowała będę za drzwiami - szepcze i wychodzi z pomieszczenia.
Biorę głęboki wdech, po czym otwieram kopertę. Od razu po wyciągnięciu kartki w oczy rzuca mi się pismo mojej rodzicielki.
Zaczynam czytać.
Moja kochana Sophie,
Wiem, że kiedy to czytasz mnie nie ma już obok. Bardzo żałuję tego, co się stało i że dopuściłam do tej sytuacji. Chcę, abyś wiedziała o jednym. To wszystko było tylko i wyłącznie po to by cię chronić. Dlatego teraz musisz na siebie uważać i nie robić żadnych głupot. Bardzo Cię o to proszę. Wiesz przecież, że jesteś dla mnie najważniejsza. Wiem, że Lauren ma kogoś kto będzie przy niej i w razie takiej potrzeby pomoże jej, ale ty nie masz nikogo tak bliskiego. Proszę Cię miej oczy dookoła głowy, oraz wychodź z domu najrzadziej jak się tylko da, dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona. Nie próbuj rozwiązywać tego na własną rękę, ponieważ to zbyt niebezpieczne.
Kocham Cię i zawsze będę.
Mama ✉

Czuję jak łzy zaczynają spływać po moich policzkach. Ten kto jej to zrobił gorzko za to pożałuje. Dopilnuję tego by cierpiał tak jak ja teraz. Ma to jak w banku. Szybko podnoszę się z krzesła, nie panując nad morzem łez płynących po mojej twarzy.
- Sophie wszytko w porządku? - rozlega się głos pani Bieber.
- Taak, bardzo pani dziękuję, miłego wieczoru i być może do zobaczenia jeszcze kiedyś - rzucam nawet na nią nie spoglądając.
Od razu rzucam się do drzwi, a następnie biegiem ruszam w stronę windy. Na moje szczęście Skye ma przerwę więc nie ma jej w recepcji. W tym momencie drzwi od windy się otwierają, a ja wsiadam do środka. Naciskam guzik z poziomem zero, po czym osuwam się zapłakana po ścianie windy. Chowam głowę w dłonie i pozwalam sobie na chwilę słabości.
Przez chwilę czuję jakbym nie była sama. No pięknie, teraz jeszcze zwarjuję!
- Sophie - gdy do moich uszu dociera dźwięk jego głosu, przez moje ciało przechodzi dreszcz.
- Justin - podnoszę wzrok na chłopaka stojącego tuż naprzeciwko mnie.
- Wstań - prosi szeptem, a ja sama nawet nie wiem dlaczego, robię to o co poprosił. W tym samym momencie dłonie blondyna obejmują moje ramiona i wykonują jeden ruch, a konkretnie przyciągają mnie do niego. Wtulam się w jego klatkę piersiową, po czym chowam się w jego objęciach. Jego ciało daje poczucie bezpieczeństwa. Zaczynam szlochać, a on próbuje mnie uspokoić głaszcząc mnie to po plecach, to po głowie. - Ciii nie płacz. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
- Nie prawda Justin, teraz już nic nie będzie dobrze - szepczę płacząc.
Nagle winda się zatrzymuje. Obydwoje spoglądamy na siebie, nie wiedząc co dalej.
- Chodź odwiozę Cię, ciemno już - rzuca chłopak i ciągnie mnie za sobą.
- Nie chcę Ci robić problemów Justin - rzucam kiedy zatrzymujemy się przed prawdopodobnie jego autem. Wow, jeszcze takiego auta, to chyba na oczy nie widziałam.
- To nie żaden problem Sophie. Pamiętaj, że jestem tu, aby ci pomóc, gdybyś tego potrzebowała - uśmiecha się i otwiera przede mną drzwi.
Uśmiecham się lekko, po czym zajmuję miejsce pasażera.
Chłopak zamyka drzwi, po czym obchodzi samochód i siada na miejscu kierowcy. Odpala samochód, a chwilę później jedziemy już rozmawiając na różne tematy. Gdy docieramy pod mój dom, chłopak wysiada by pomóc mi, choć tak naprawdę nie wiem po co. Lubię go, naprawdę go lubię, ale nie chcę narażać go na to wszystko. W momencie kiedy chcę odejść, blondyn chwyta mój nadgarstek, po czym przyciąga do siebie.
- Justin - rzucam lekko zaskoczona.
- Sophie proszę Cię uważaj na siebie i nie rób nic głupiego - w jego oczach można zauważyć troskę i nadzieję.
- Justin wiesz dobrze, że nie mogę Ci tego obiecać - tłumaczę spuszczając wzrok.
- Proszę - rzuca zmieniając swój ton. Tym razem brzmi jak mały chłopiec błagający mamę o nową zabawkę.
- Ugh, niech Ci będzie - rzucam dając za wygraną - Nie zrobię nic głupiego.
- Trzymam Cię za słowo Sophie - uśmiecha się, po czym muska mój policzek i rusza w stronę samochodu.
- Justin! - krzyczę, a on zatrzymuje się i spogląda na mnie lekko zaskoczony.
- Dla przyjaciół po prostu Soph - uśmiecham się.
- Będę pamiętać - rzuca śmiejąc się, a następnie wsiada do środka.
Z lekkim uśmiechem odwracam się i ruszam w stronę domu. Nagle zauważam, że drzwi są otwarte. Przecież pamiętam jak je zamykałam. Cholera jasna!

Hejka... Tak prezentuje się kolejny rozdział. Co sądzicie? Akcja się dopiero rozkręca więc mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej. Piszcie co sądzicie i do zobaczenia wkrótce. Bye xx

You're My Purpose Baby...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz