Rozdział 12.

431 55 16
                                    

Kobieta stała pod prysznicem z zamkniętymi oczami. Mokre włosy przyklejały się jej do twarzy, ale ona sama nie zwracała na to uwagi. Ręce miała skrzyżowane na brzuchu. Nagle oparła się o ścianę i powoli zjechała plecami po kafelkach, po czym skuliła się mocno. Każda kropla zdawała się dawać jej ukojenie. Jakby powstrzymywały pieczenie ciała, które czuła z obrzydzenia do samej siebie. Nie wiedziała ile tam już siedziała, ale nie chciała wychodzić. Chciała tam zostać jak najdłużej. Najlepiej do końca życia.

***

Maximoff weszła do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Wtedy zorientowała się, że nie jest sama i spojrzała zdziwiona na łóżko.

- Hank? – powiedziała z wyczuwalnym osłupieniem w głosie, bardziej do siebie, niż do niego.

Mężczyzna wstał. Widać było, że się denerwował. Może przez to, o czym chciał porozmawiać, a może przez to, że kobieta stała przed nim jedynie w rozciągniętym swetrze.

- To chyba nie jest dobra pora na odwiedziny – wymamrotała Maximoff, odkładając ręcznik na fotel.

Jednak Hank wyprostował się, poprawił okulary i odchrząknął.

- Nie. Wysłuchasz mnie teraz grzecznie. - Blondynka otworzyła szeroko oczy i podniosła się do pozycji siedzącej powoli. - Nie jesteś jedyną osobą, która teraz cierpi... - zaczął, krążąc po pokoju.

- Ja jestem w ciąży, Hank – przerwała z niedowierzaniem.

- I co zamierzasz w związku z tym?

- Chcę urodzić – odrzekła, odgarniając włosy.

- Dlaczego więc traktujesz tę ciążę jak koniec świata?

- Ja...

- Nie, ugh – machnął rękami i usiadł na skraju łóżka. – Lubię Cię, naprawdę bardzo mocno. Ale nie mogę wytrzymać jak ciągle narzekasz i użalasz się nad sobą, i wszystko przeżywasz tak, jakbyś tylko Ty miała tragedię. Kobieto, masz szansę. – Wstał szybko i uklęknął przed nią. – Dobrze wiesz, że wcale nie musisz rodzić, ale jeżeli chcesz, to możesz zawsze na nas wszystkich liczyć. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Masz wybór. A Charles, on teraz... Ja nigdy go takiego nie widziałem. To co się z nim dzieje, przechodzi wszelkie pojęcie. Nie umiem. Jest bardziej sarkastyczny niż zwykle – wyszeptał, jakby to najbardziej przerażało go w tym co się dzieje. – Musisz mi pomóc, musisz być silna. Teraz nie potrzebujesz niczego więcej niż siły. Najwyższy czas ją w sobie znaleźć.

Maximoff słuchała go z otwartymi ustami. Poczuła się, jakby ktoś właśnie wytknął jej wszystkie chwile słabości, za które się nienawidziła. Jakby ktoś zaraz po tym zabrał je daleko od niej. Jakby przeszła jakąś wewnętrzną przemianę. Jakby zrozumiała, kto tak w tej sytuacji naprawdę cierpi.

- Wyjdź.

Hank zamknął oczy i wstał, po czym bez słowa podszedł do drzwi.

- Czekaj na mnie w samochodzie – dodała, zanim wyszedł. Na jego twarzy można było dostrzec delikatny uśmiech.

***

Charles leżał na łóżku z głową w poduszce. Jęczał coś od czasu do czasu. Kołdra leżała na podłodze, prześcieradło było do połowy ściągnięte, a po sypialni walały się różne przedmioty, w tym rozbita szklanka i rozdarta poduszka. Maximoff i Hank weszli do pokoju, a Xavier nawet nie podniósł głowy.

-Wynocha – wydusił z siebie.

Dziewczyna przysiadła na skraju łóżka.

- Charles...

- Przepraszam Cię. – Nie był w stanie powiedzieć na ten temat nic więcej. Żałował i bał się, że po tym co powiedział, już nigdy jej nie zobaczy. Ale teraz nawet odwrócił głowę, żeby móc na nią spojrzeć.

Blondynka uśmiechnęła się lekko i pogłaskała go po głowie.

- Nie gniewam się. – Przeczesała je palcami. – Masz tłuste włosy. – Ściągnęła z nadgarstka gumkę i zrobiła mu małego kucyka.

- Wyglądam jak kretyn, Hank? – Usiadł powoli.

- Ładnie – zaśmiał się lekko i usiadł na fotelu. - Ale lepiej byłoby bez tych worów pod oczami.

- Ostatni raz spałem, jak Moira wprowadziła mnie do domu. Chyba tylko dlatego, żeby już jej nie słuchać i nie oglądać. Od tamtej pory nie umiem zasnąć. – Charles przetarł twarz, po czym ziewnął.

- Co pomaga Ci zasnąć? – Zapytała zatroskana.

- Jego oddech zawsze pomagał... – powiedział poważnie, zatrzymując dłonie na twarzy.

Maximoff spojrzała na Hanka i wstała po chwili.

- Zrobię Ci kakao. – Wyszła z pokoju.

- Zrób takie, żebym mógł umrzeć z przesłodzenia! – zawołał za nią i oparł się o ścianę. – Chociaż w sumie wszystko jedno jak, po prostu żebym umarł.

- Może jakieś leki nasenne? – zapytał McCoy.

- Eutanazja. – Wlepił wzrok w sufit.

Hank wyprostował się i już nic nie mówił, bo przeczuwał, że to i tak nie ma sensu. Wpatrywał się w przyjaciela i próbował odczytać emocje z jego twarzy. Ale odkąd pojawili się w jego pokoju nie widział na niej żadnych uczuć.
Dziewczyna wróciła z kubkiem i włożyła go w ręce Charlesa.

- Nie lubię ciepłego – mruknął, nie odrywając wzroku od sufitu.

- Wiem Charles, ale ciepłe dobrze Ci zrobi.

- Kąpiel też dobrze by Ci zrobiła – Hank dodał, przypatrując się tłustym włosom przyjaciela.

- Nie matkuj mi, Hank – wysyczał w kubek.

McCoy pokiwał tylko lekko głową. Nie gniewał się na niego. Wiedział, że Xavier musiał wyładować swoje emocje, ale nie chciał tego robić na Maximoff. Co jak co, ale dla niej nigdy nie był chamski. A przynajmniej nigdy nie chciał.
Niebieskooki w tym czasie upił kilka małych łyków i odłożył kubek na podłogę.

- Chyba nie dam rady.

- Wypić tego? – zapytała czule, wpatrując się w niego z troską w oczach.

- Nie dam rady. – Skulił się, a jego głos zadrżał.

Oboje wlepili teraz wzrok w chłopaka. W tym momencie jego zimna maska spadła mu z twarzy i rozsypała się na kawałki. Nic po niej nie zostało. Po jego policzkach spływały teraz łzy, a wargi drżały mu delikatnie, usiłując zatrzymać szloch.

- Ja naprawdę już nie umiem, nie potrafię. Nie wiem jak mam sobie z tym radzić. – Zacisnął mocniej oczy. – Jestem taki pusty bez niego. Taki obojętny. Tak mi bez niego zimno. Nie chcę spać, bo wiem, że kolejna pobudka bez niego zaboli tak samo jak za pierwszym razem.

Zaczął się trząść, jakby dostał jakiegoś ataku paniki.

- Dlaczego ja muszę go tak kochać? Dlaczego ja nie chcę przestać go kochać?! – zawył i zaciągnął sobie koszulkę na twarz.

Dziewczyna położyła się obok niego i wtuliła delikatnie w jego plecy. Hank podniósł kołdrę z podłogi i okrył ich nią, po czym przysiadł na skraju łóżka i spojrzał na niego zmartwiony.

- Dlaczego? – wyjęczał cicho, jakby sam do siebie.  


PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO TO TRWAŁO
PRAWIE MIESIĄC
GŁUPIO MI Z TEGO POWODU, ALE WPADŁAM W "MAŁY" POŚLIZG ;-;
ROZDZIAŁY POSTARAM SIĘ ZNOWU DAWAĆ CO TYDZIEŃ
NAJPÓŹNIEJ DO PIĄTKU POWINNY SIĘ POJAWIAĆ 


Pasja MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz