012

1K 67 24
                                    

Dick po wieczornej toalecie Emily dokładnie opatrzył jej rany i odprowadził do łóżka w jej nowym pokoju. Dziewczyna wygodnie usadowiła się na łóżku i wzięła różowego misia w ręce, a on podsunął sobie fotel i na nim usiadł. Dick uśmiechnął się na widok pluszaka.
- Nawet jego zapakowałaś?
- Starałam się zapakować jak najwięcej rzeczy, ale i tak nie udało mi się wszystkiego zabrać...
Chłopak schylił się do dziewczyny.
- Nawet nie myśl o tym aby po coś tam wracać.
- Nie śmiałabym - kolejny raz skłamała.
Emily już planowała jak wymknąć się z Góry aby wrócić po resztę rzeczy do domu.
Chłopak spojrzał na ich wspólne zdjęcie stojące na szafce nocnej i uśmiechnął się. Dziewczyna widząc, że na nie patrzy, powiedziała:
- Pozwoliłam je sobie wywołać, mam nadzieję, że się nie obrazisz.
- Co ty, przynajmniej mamy z czego się śmiać - Dick wziął zdjęcie do ręki. - Chyba muszę częściej zakładać tą sukienkę, bo wyglądam w niej bosko!
Oboje zaśmiali się.
- W niej mógłbyś wyrwać Wally'ego!
- Nie oszukujmy się, gdybym chciał to nawet bez niej mógłbym go poderwać.
- Nie wątpię w to.
Dziewczyna spojrzała na zdjęcie, a później na chłopaka.
- Czasami zastanawiam się jak ty coś widzisz z tymi okularami na nosie.
- To nic takiego. Spróbuj przespacerować się w nich po Jaskini. To jest dopiero wyzwanie.
Emily zaśmiała się.
- Co ile godzin będziecie się zmieniać? - Co 4, ale dzisiaj będę przy tobie całą noc.
- Nie pozwalam na to.
- Czemu?
- Bo wiem, że nie będziesz spać całą noc. Nie chcę abyś jutro chodził zmęczony.
- Rosie, jestem do tego przezwyczajony. Po kilku latach codziennych nocnych patroli nie odczuwasz już zmęczenia. - chłopak założył ręce za głowę i wyciągnął nogi do przodu. - Dla mnie nie ma problemu, aby być na nogach całą noc.
- Moim zdaniem te wasze całe "dyżury" są głupie. On tutaj nie przyjdzie, bo wie, że nie poradziłby sobie sam z nami wszystkimi, bo stracił swoją najważniejszą broń.
- Ostrożności nigdy nie jest za wiele... A teraz idź spać, musisz odpocząć.
- Nie chcę.
- To jest rozkaz.
- Od kiedy jesteś moim ojcem żeby mi rozkazywać? - Dick zacisnął usta w wąską linię.
- Niech ci będzie.
- Yaay! - dziewczyna klasnęła w ręce radośnie, a chłopak się uśmiechnął.
- Tęskniłem za tym twoim pozytywnym entuzjazmem. Gdy odeszłaś z zespołu, to tak jakby i zabrałaś ze sobą całą radość. Cały czas się kłóciliśmy i nie wychodziła nam większość akcji... Mało brakowało, a rozpadlibyśmy się.
- Nawet nie wiesz jak bardzo to przeżyłam. Pierwsze dni były okropne!
- Widziałem jak codziennie chodziłaś przygnębiona w szkole, z nikim nie rozmawiałaś... Nawet nauczyciele zaczęli się martwić.  
- Na szczęście znalazłam sobie ucieczkę od tych zmartwień. Dzięki treningom mogłam na chwilę przestać o was myśleć, aż w końcu pogodziłam się z tym...
Dziewczyna podciągnęła nogi do klatki piersiowej i oparła podbródek o kolana.
- Zastanawia mnie jedno. Gdzie twój ojciec tak świetnie opanował sztuki walki, że tak dobrze cię wyszkolił?
- Z tego co wiem to zaraz po tym jak zrobił doktorat, jeździł po całym świecie i uczył się od największych mistrzów sztuk walki... - spuściła głowę - Odkąd pamiętam widziałam w nim swojego bohatera, był dla mnie największym idolem i mentorem, chciałam być jak on, a teraz nie chcę go znać... Nie mogę zrozumieć jak można chcieć robić eksperymenty na własnej córce. Przecież gdyby poszło coś nie tak, mogłabym przemienić się w jakiegoś potwora albo nawet i zginąć! Nie chcę myśleć o tym co by było, gdybym nie uciekła.
- Nie myśl o tym, teraz jesteś z nami i jesteś bezpieczna.
Chłopak uśmiechnął się do niej ciepło, a ona odwzajemniła gest.
Emily ziewnęła.
- Oj to chyba znak, że pora spać.
Dziewczyna z pozycji siedzącej przeszła na leżącą. Podłożyła sobie ręce pod głowę aby było jej wygodniej.  
- Dobranoc - powiedziała i zamknęła oczy.
- Dobranoc, Rosie.

Gdy Emily się obudziła nie było już przy niej Dick'a, a na jego miejscu siedziała Black Canary. Dziewczyna podniosła się i przetarła oczy.
- Gdzie jest Robin? - zapytała zaspanym głosem.
- Poszedł do szkoły.
Na te słowa Emily od razu się rozbudziła.
- Dlaczego mnie nie obudziliście?!
- Nie możesz chodzić do szkoły dopóki nie zagoją ci się rany, bo makijażem tego nie zakryjesz, a nie chcemy zbędnych telefonów ze szkoły.
- Oh, jasne. Zapomniałam.
- Tak w ogóle to Dinah Lance - kobieta wyciągnęła rękę do dziewczyny, a ona ją uścisnęła.
- Emily McCartney
- Jak się czujesz?
- Dobrze, dzięk...
- Chodziło mi o samopoczucie psychiczne.
- Oh, to z tym jest gorzej, ale dam sobie radę. Zawsze sobie radzę.
- Wiele przeszłaś w życiu. W bardzo młodym wieku straciłaś matkę, którą mocno kochałaś, przez lata trenowałaś aby zemścić się za jej śmierć, zostałaś wyrzucona z Ligi, a twój własny ojciec chce zmodyfikować cię na żyjącą broń.
- Popaprane nie? - kobiety się zaśmiały. 
- To dobrze, że umiesz się z tego śmiać. Wiele osób nie umiałoby sobie z tym poradzić, sama nie wiem czy bym umiała. Muszę ci przyznać, że od naszego pierwszego spotkania coraz bardziej mnie intrygowałaś.
- Po prostu umiem robić dobrą minę do złej gry, ale i też uważam użalanie się nad sobą za głupie, owszem, to jest dla mnie ciężkie, ale płaczem nic nie zdziałam, jedyne co mogę zrobić to powstrzymać ojca od swoich zamiarów, bo wiem, że nie odpuści dopóki ostatni członek Ligi Sprawiedliwości nie zniknie z tej ziemi... i pomyśleć, że niedawno też tego chciałam.
- Umiałabyś mnie zabić?
Dziewczyna była zaskoczona pytaniem. Kilka razy otwierała i zamykała usta, bo nie wiedziała co powiedzieć.
- Kiedyś zabiłabym cię z zimną krwią, ale teraz nie umiałabym podnieść na ciebie ręki.
- Ale musisz to robić na treningach - blondynka zaśmiała się.
Kobieta wpatrywała się w dziewczynę z uśmiechem na twarzy. Robin ma dobry gust - pomyślała.
- Może to za wcześnie na takie pytanie, ale nie chciałabyś ze mną zamieszkać? Mogłybyśmy spędzać ze sobą więcej czasu, mogłybyśmy lepiej się poznać, codziennie kopać tyłki złoczyńcom, chodzić na zakupy, gadać o chłopakach - Canary znacząco poruszyła brwiami, na co dziewczyna parsknęła śmiechem. - Mogłabym nauczyć cię wszystkiego co umiem! Może nawet ja bym się czegoś od ciebie nauczyła...
- Dinah, nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym z tobą zamieszkać, ale jak na tą chwilę chcę być jak najbliżej Ligi, poza tym muszę trochę ochłonąć, mam dość wrażeń na kilka najbliższych tygodni.
- Tak myślałam, że to za wcześnie... - jej głos zrobił się smutniejszy.
- Dinah, naprawdę cieszę się, że to mi zaproponowałaś i na pewno skorzystam z tej propozycji, ale nie teraz.
- Dobrze, rozumiem.
- Ale mam do ciebie prośbę.
- Tak? - kobieta rozpromieniła się.
- Mogłabyś mnie nauczyć jeździć na motorze?
- Jasne! Nawet dzisiaj możemy zrobić pierwszą lekcję!
- No to świetnie, ale dzisiaj sobie odpuśćmy, dobrze?
- Nie ma sprawy - blondynka puściła do niej oczko. 
Emily szybko wstała z łóżka i lekko się rozciągnęła.
- Lecę się umyć, mam wrażenie jakbym nie robiła tego przynajmniej przez tydzień.
Dziewczyna schyliła się i wygrzebała z torby jakieś wygodne ciuchy i rzeczy potrzebne pod prysznic.
- Chyba nie muszę stać pod drzwiami łazienki i nasłuchiwać czy coś ci się stało, prawda?
- Raczej się nie utopię pod prysznicem, a nie sądzę aby ojciec zaatakował akurat w łazience - dziewczyna zaśmiała się.
- To zrobię coś na śniadanie. Jak coś to mnie wołaj, ok?
- Ok.

Emily tylko liczyła na taką propozycję.
Kobiety wyszły z pokoju i rozeszły się w swoje strony. Dziewczyna szybko się przebrała zaraz po wejściu do łazienki i znalazła szyb wentylacyjny. Weszła na toaletę, zdjęła metalową klapę z szybu i wślizgnęła się do środka. Było dosyć ciasno, ale trzeba sobie jakoś radzić, jeśli chce się wyjść na wolność. Po kilkudziesięciu minutach błąkania się w wąskich, metalowych kanałach wentylacyjnych, nareszcie znalazła drogę do wyjścia. Gdy czuła już powiew świeżego powietrza przez kraty, bez wahania wykopała klapę i wyskoczyła na zewnątrz. Jej ciało otuliło ciepłe, wiosenne powietrze. Głęboko wciągnęła powietrze do płuc i głośno odetchnęła. Po chwili zaczęła iść w kierunku swojego domu.

Na miejscu wspięła się na balkon. Drzwi były zamknięte, ale dla niej to nie był problem. W kilka sekund uporała się z zamkiem i weszła do środka. Rozejrzała się po swoim pokoju. Był posprzątnany, po jej "małej" sprzeczce z ojcem nie było śladu. Po chwili zbiegła na dół i podeszła do komody na której stało zdjęcie jej i mamy. Wzięła je do ręki i odczytała co było napisane na doklejonej karteczce. 

Kochana Córciu,
Wiedziałem, że po to wrócisz. Bierz je, mam gdzieś jeszcze jedno.
PS. Nie martw się, niedługo znów się zobaczymy!
Tatuś ;)

Dziewczyna ze złością zgniotła papier i wrzuciła go do kieszeni bluzy oraz wyszła z domu trzaskając za sobą drzwiami.

Red Rose B08*
Głos komputera rozszedł się w Górze Sprawiedliwości, na co wszyscy zgromadzeni odetchnęli z ulgą. Emily jakby nigdy nic weszła do głównej sali popijając truskawkowo-jagodowy granit. Dziewczyna zatrzymała się widząc jak wszyscy na nią patrzą.
- Co jest? - zapytała i wzięła łyk napoju.
- Co jest? Ty się pytasz "co jest"?! - wykrzyknął Robin idąc szybkim krokiem w kierunku Emily. Gdy do niej dotarł wytrącił z jej ręki kubek, który spadł na podłogę, a jego zawartość wylała się. - Poszłaś tam! Wróciłaś do swojego domu, a mówiłaś, że tego nie planujesz! I jak ja mam ci znowu zaufać jak nadal kłamiesz?! Obiecywałaś, że nigdy więcej nie będziesz działać na własną rękę! I jak zwykle złamałaś daną obietnicę! A co jakby tam był, jakby cię złapał? Nie dałabyś mu rady!
- Musiałam skłamać, bo gdybym wam powiedziała to nie puścilibyście mnie!
- Gdybyś mi powiedziała, że czegoś zapomniałaś z domu to poszłabym z tobą na zakupy - powiedziała Canary bardzo spokojnym głosem w porównaniu do Robina.
- Wspomnień nie da się kupić! - wykrzyknęła dziewczyna. - Wróciłam do domu, po jedyną pamiątkę związaną z mamą. - pokazała fotografie.
- Nie powinnam ryzykować idąc po to zdjęcie, ale dla mnie to jest bardzo ważne. Przepraszam, że narobiłam wam strachu, ale wiem, że gdybym wam powiedziała, że chcę tam iść na pewno nie puścilibyście mnie.
Gniew zniknął z twarzy chłopaka i zastąpiła go skrucha.
- Mogłaś powiedzieć, że chodzi o to zdjęcie, zrozumiałbym. Nawet sam poszedłbym po nie, bo wiem jak ważne jest dla ciebie.
- Przepraszam, że napędziłam wam strachu. Naprawdę to mój ostatni wybryk.
- Coś ci nie wierzę. Od dzisiaj nawet będę za tobą do łazienki łazić.
Dziewczyna zaśmiała się.
- Dobrze, ale staraj się nie podglądać - puściła do niego oczko. - A i jak coś to wisisz mi 6 dolarów za napój.
Chłopak zaśmiał się.
- Kiedyś zabiorę cię na drugi.

*wiem, że to jest numer Zatanny, ale, że jak na razie jej u nas nie ma (i raczej nie będzie) to Emi zajęła jej miejsce XD

Mam nadzieję, że nie było za dużo błędów, a tekst jest spójny i z sensem xD Zachęcam do gwiazdkowania i komentowania!  

 

Young Justice [Zakończone]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora