Rozdział 13

158 8 2
                                    

Pan Fischer, jak weszliśmy do domu, od razu nastawił wodę na herbatę. Kazał Andreasowi mnie oprowadzić i zapewnił nas, że zaraz do nas dołączy. Poinformował nas także, że Angela, która zatrzymała się w domu Fischerów, obecnie wyszła na jakieś zakupy i nie będzie jej do wieczora.

Dom Andreasa nie był duży, ale pomimo to, zachwycał wystrojem. Zarówno w kuchni, jak i w salonie wszystkie meble były wykonane z najlepszego drewna.

W kuchni, oprócz blatów pustawianych wzdłuż jednej ze ścian, stał okrągły stolik i 3 krzesła. Naprzeciwko wejścia do pomieszczenia znajdowało się okno, dzięki któremu wpadały promienie słoneczne.
W salonie znajdywał się kominek, który zdecydowanie ocieplał wystrój. Naprzeciwko kominka, stał niewielki prostokątny stolik, kanapa i dwa fotele. W rogu ściany stało nowoczesne pianino. Za kanapą po prawej stronie, znajdowały się półki z książkami. Tych książek było tak wiele, że pewnie nie potrafiłabym ich zliczyć. Dodatkowo na ścianach wisiały liczne obrazy i zdjęcia, które dodawały temu miejsu przyjemny klimat.

- A teraz na poważnie. Czytasz je, czy to tylko dla dobrego wrażenia? - Zapytałam z lekkim uśmiechem, wskazując książki.

- Jak mogłaś w ogóle tak pomyśleć. Oczywiście, że je czytam. - Odpowiedział z pewnym i dumnym uśmiechem.

- Tak? To wskaż mi swoją ulubioną. - Powiedziałam unosząc brwi.

Andreas podszedł bliżej półek i zaczął po kolei jeździć wzrokiem po wszystkich książkach. Złożyłam ręce na piersiach i oparłam się lekko o szafkę, wyczekukąco przyglądając się chłopakowi.

- Ta jest całkiem niezła. - Powiedział w końcu, wskazując na zbiór wierszy Adama Mickiewicza. Wziął książkę do rąk i przyglądał się okładce, na której widniały czarne litery.

- Nie wierzę, że to przyczytałeś. - Popatrzyłam na niego badawczo, ale nie zauważyłam żadnej oznaki, która wskazywałaby na to, że żartuje. - Czytasz wiersze? - Zapytałam niedowierzając, a Andreas pokiwał głową, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. - Udowodnij.

Niemiec podszedł bliżej mnie, nachylił się do mojego ucha, przyprawiając mnie o dreszcze na plecach i zaczął recytować:

- Kochanek, druhów. ileż was spotkałem.
Ileż to oczu jak gwiazd przeleciało.
Ileż to rączek tonąc uściskałem.
A serce? - nigdy z sercem nie gadało.
Wydałem wiele z serca, jak ze skrzyni
Młody rozrzutnik. lecz dłużnicy moi
Nic nie oddali. Ktoż dzisiaj obwini,
Że się rozrzutnik spostrzegł? że się boi
Zwierzać w niepewne i nieznane ręce.
Żegnam was, żegnam, nadobne dziewice;
Żegnam was, żegnam, o druhy młodzieńce.
Rozrzutnik młody, resztę skarbu schwycę,
W ziemię zakopię. nie czas resztę tracić.
Już czuję starość; mam żebrać w potrzebie?
Znalazłem tego, co zdoła zapłacić
Rzetelnie - z lichwą i na czas - on w niebie!

Na mojej twarzy mimowolnie uformował się uśmiech. Naprawdę nie spodziewałam się tego po nim. Niby czytanie poezji to nie jest żadna sensacja, ale on nie wygląda na osobę, którą to interesuje. Im dłużej przebywałam z Andreasem, tym więcej rzeczy się o nim dowiadywałam. Wcale nie był taki, jaki wydawał się na pierwszy rzut oka.

- Teraz ty. - Powiedział i podał mi do rąk książkę. - Wybierz jakiś. - Uśmiechnął się zaczęcająco, patrząc mi prosto w oczy.

Zaczęłam kartkować strony, szukając czegoś co by mi się spodobało. Znałam kilka wierszy Mickiewicza, ale chciałam znaleźć coś co naprawdę mnie zachwyci.

- Może ten. - Powiedziałam wskazując na tytuł wiersza.

- Przeczytaj. - Poprosił.

- Chociaż zmuszona będziesz mnie porzucić,
Jeżeli serca nie zmienisz w kochaniu,
Rzucając nawet nie chciej mnie zasmucić
I rozstając się nie mów o rozstaniu.

Miłość krwią splamionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz