Rozdział 10

205 14 7
                                    

- Kompletnie nie miałam czasu, żeby przygotować się na dzisiejszy test z polskiego. Nic nie pamiętam z tego co przerabialiśmy. - Powiedziałam załamana, kiedy w poniedziałek szliśmy do szkoły.

- Na pewno sobie poradzisz. A jakbyś czegoś nie wiedziała to mogę ci pomóc. Albo chociaż postaram się ci pomóc, bo babka od polskiego ma oczy dookoła głowy. A zmieniając temat wydarzyło się coś ciekawego w sobotę po tym jak poszedłem do domu?

- Oprócz tego, że Adam i Kacper schlali się i musiałam ich taszczyć do domu to nie. Zawsze mi to robią. - Westchnęłam a Zbyszek się zaśmiał. - Następnym razem to ja się upiję i to tak, że nie będę pamiętać jak się nazywam.

- Janeczko, przecież ty nigdy nie piłaś. Wystarczą dwa kieliszki "specjału dziadziusia" i jest po tobie. Uwierz mi, sam kiedyś tego próbowałem i nie skończyło się najlepiej.

- To spróbujesz jeszcze raz.

- Co masz na myśli?

- Obiecaj mi, że na następnym ognisku się ze mną napijesz.

Zbyszek przez dłuższy czas się nie odzywał. Spojrzał na zegarek i uśmiechnął się szeroko. Nie mogłam zrozumieć o co mu chodzi ale wiedziałam, że nie zwiastuje to nic dobrego.

- Po co czekać do następnego ogniska, jeśli możemy zrobić to teraz. - Chyba zauważył moje wahanie, bo dodał - I tak mówiłaś, że nie umiesz nic na polski, jeden dzień nieobecności nam nie zaszkodzi. Oboje dobrze radzimy sobie w szkole, nadrobimy zaległości.

- No dobrze, ale skąd weźmiemy alkohol?

- Pójdziemy do sklepu i kupimy. - Powiedział jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, no tak dla niego była, bo był pełnoletni.

***

- Zbyszek gdzie mnie prowadzisz? Już nie mogę, nogi mi odpadają.

Po tym jak Zbyszek kupił alkohol stwierdziliśmy, że musimy to zrobić w jakimś spokojnym i oddalonym miejscu, żeby nikt nas nie spotkał. Dlatego teraz od dobrych 30 minut idziemy w nieznane mi tereny miasta.

- Przestań marudzić, jesteśmy niedaleko.

Teraz już sie nie odzywałam i po prostu szłam. Bałam się jaka będzie reakcja pani Celiny, ale starałam się o tym nie myśleć. Wiem, że panikuję i że pewnie dla większości osób picie alkoholu to codzienność, ale ja szczerze mówiąc alkohol w ustach miałam tylko raz w życiu. Pomimo, że styczność z nim jako osoba trzecia miałam często (oczywiście przez moich braci) to osobiście dla mnie to była nowość.

- Jesteśmy na miejscu. I co aż tak daleko?

- Tak. – Szatyn westchnął i przewrócił oczami a ja usiadłam na jakimś murku.

Znajdowaliśmy się chyba w jakiejś opuszczonej fabryce. W pobliżu nie było żadnego innego budynku dzięki czemu miałam pewność, że jesteśmy sami.

- Skąd znasz to miejsce? - Zapytałam a Zbyszek wyglądał jakby chwilę myślał nad odpowiedzią.

- Gdy miałem gorszy czas lubiłem chodzić na długie spacery, ale nie lubiłem tego robić w otoczeniu ludzi. Któregoś dnia błąkałem się po mieście bez celu. Chciałem trochę prywatności, więc skręciłem w tą uliczkę i przyprowadziła mnie właśnie tu. To nie jest jakieś piękne miejsce, ale często przychodzę tu pomyśleć. Lubię tu być, może dlatego, że prawie nikt nie wie, że coś takiego w ogóle znajduje się na terenie Warszawy.

Domyślam się, że ten gorszy czas był wtedy kiedy Zbyszek cały czas przychodził przybity i prawie do nikogo się nie odzywał. Miałam z nim o tym pogadać, nawet obiecywał mi, że kiedyś mi wyjaśni dlaczego tak jest, ale jego samopoczucie z dnia na dzień się polepszało, więc stwierdziłam, że to tylko przeszłość. Ale może to było miejsce i czas, żeby porozmawiać właśnie o tym?

Miłość krwią splamionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz