Rozdział 9

220 16 0
                                    



- Andreas!?

Odetchnęłam z ulgą, że to tylko on. W głowie miałam już najczarniejsze scenariusze, zaczynając od tego, że to jakiś psychiczny łowca ludzkich serc na zwykłym włochatym dziku kończąc.

Ale chwila... Co on do cholery tu robi? Właśnie tu, teraz, jakieś 200 km od swojego domu, w ten jakże chłodny, ale piękny wieczór.

Staliśmy tak we troje spoglądając na siebie z niezrozumieniem. Niekomfortowa cisza odbijała się od drzew i wręcz raniła moje uszy. Niestety byłam za bardzo zdziwiona, by móc cokolwiek powiedzieć.

- Co ty tu robisz? - Zapytał Zbyszek, po dłuższej chwili milczenia. Jego głos owiany był chłodem a na twarzy malowała się irytacja i szok jednocześnie.

- Mógłbym was zapytać dokładnie o to samo. Randka w lesie? O tej porze? - Popatrzył na nas z tym swoim chamskim uśmieszkiem, unosząc brwi. - Och Zbyszek boisz się, że ktoś ci ją odbije i dlatego zabierasz ją w takie miejsca, czy może po prostu się jej wstydzisz? A może robicie razem jakieś nieprzyzwoite rzeczy i nie chcecie żeby ktoś wam przeszkodził? - Skrzywiłam się lekko, zdając sobie sprawę z tego co miał na myśli.

- Zamknij się, bo zaraz ci obiję ten szwabski ryj!

Pomimo, że było ciemno widziałam w oczach Zbyszka złość. Zacisnął pięści i głęboko oddychał, starając się nie wybuchnąć. Ja tym samym obserwowałam całą sytuację z boku. Niemca nawet to nie ruszyło, bo uśmiechnął się jeszcze szerzej. Stwierdziłam, że to wszystko idzie w złą stronę i postanowiłam to przerwać.

- Powinniśmy wracać, mieliśmy tylko iść po drewno. - Powiedziałam cicho do Zbyszka. Nawet nie protestował tylko zaczął zbierać kawałki drewna z ziemi i ruszyliśmy w stronę ogniska.

Jakoś nie przejmowałam się słowami Niemca i myślę, że Zbyszek też by tak nie zareagował, gdyby przed nami stał ktoś inny. Oni strasznie się nienawidzili i sam widok Andreasa działał na Zbyszka jak czerwona płachta na byka. Ja również nie darzyłam go jakąś szczególną sympatią, ale chociaż go akceptowałam. Starałam się nie zwracać uwagi na to co mówi, bo wiedziałam, że ranienie innych sprawia mu przyjemność. Dlatego też trzymałam się od niego z daleka. Nie chciałabym, aby był moim wrogiem, chociaż nie wiem czy właśnie tak mnie nie postrzegał.

Gdy wróciliśmy zauważyłam, że doszło jeszcze kilka osób. Zbyszek wrzucił drewno do ognia i ruszyliśmy w stronę wcześniej zajmowanych przez nas miejsc. Już z daleka zobaczyłam, że obok Ali siedzi jakiś chłopak i uśmiecha się do niej uroczo. To musiał być Marek.

- O to właśnie jest Janeczka, moja najlepsza i jedyna przyjaciółka! Troskliwa matka, wkurzający brat i zrzędliwa babcia w jednym. - Powiedziała w stronę chłopaka, wskazując na mnie ręką. - A to... To jest Marek. Mój jakby chłopak. - Tym razem brunetka wskazała na swojego towarzysza.

Na jej twarzy można było zaobserwować małe rumieńce. Jeszcze kilka godzin temu mówiła o nim tak swobodnie a teraz się wstydziła. Uśmiechnęłam się i uniosłam rękę w stronę chłopaka. Przywitaliśmy się i zamieniliśmy ze sobą kilka słów po czym usiedliśmy.

Czas mijał nam w bardzo miłej atmosferze. Chłopak z gitarą grał piosenki, kilka osób nuciło je sobie pod nosem, inny byli w 100% pochłonięci rozmową, a ja wszystko obserwowałam i analizowałam.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Miłość krwią splamionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz