"Shot"

1.7K 200 50
                                    

Muzyka do rozdziału: https://m.youtube.com/watch?v=XStM7Ssbz_8
Evanescene - Bring me to life


Strzały z blasterów galran  przelatywały koło Keith'a ze świstem. Byli w pułapce.
-Keith, z lewej!
Chłopak odwrócił się i w ostatnim momencie udało mu się odbić pocisk. Jego serce biło jak szalone.
-Dziękuję- powiedział, uderzając przy tym jednego z żołnierzy Galry głowicą miecza.
-Drobiazg.-mruknął Lance, zajęty trafieniem strażników.
Sytuacja była beznadziejna. Z każdej strony otaczały ich wojska Zarkona. Shiro z Allurą gdzieś przepadli, Pidge i Hunk walczyli w górnych poziomach statku a Coran utknął razem z całym odziałem w hangarach. Nie mieli jak połączyć Voltrona. Ich szanse na przeżycie były znikome.
Keith sparował cios Galrana i zaatakował. Bolało go całe ciało. Jego ręcę trzęsły się ze zmęczenia, ale pomimo to nie poddawał się. Musiał walczyć. Z każdym zamachem ostrza żołnierzy ubywało. Może jednak była jeszcze dla nich nadzieja.
Kątem oka zauważył, że Lance cofa się pod ścianę, otoczony przez strażników.
Keith przeciął mieczem nogę ostatniego ze swoich przeciwników. Ten zawył z bólu i upadł na ziemię. Paladyn jednak nie zwrócił na to uwagi, tylko rzucił się ratować przyjaciela. Jego krzyk skupił na sobie spojrzenia wojskowych Zarkona, którzy nawet nie zdążyli zorientować się, że ktoś ich atakuje. Ich ciała osunęły się bezwaładnie.
-Dziękuję... -wycharczał Lance, pochylając się lekko do przodu.
Keith zauważył, że przez ciało latynosa przechodzą dreszcze.
-Nie masz za co-Keith uśmiechnął się delikatnie. Lance uniósł głowę.-Jesteśmy drużyną.
-Jasn--Keith, uważaj!
Czarnowłosy zdążył tylko zobaczyć błysk, za nim upadł na ziemię.
Tępy ból przeszył tył jego głowy. Podnósł się szybko i zamarł.
Lance stał nieruchomo, wpatrując się przed siebie. W jego stroju na wysokości klatki piersiowej była dziura, z której powoli zaczynała lecieć krew.
Keith poczuł, jak jego serce paraliżuje strach. Odwrócił wzrok w miejsce oddania strzału. Galran, któremu przeciął nogę, mierzył w Lance'a pistoletem. Nie, on nie mierzył w Lance'a. On mierzył w miejsce, w którym wcześniej stał Keith. Żołnierz uśmiechnął się dziwnie, jakby sam do siebie i zamknął oczy.
-Nie...-szepnął Keith, znowu patrząc na swojego przyjaciela.
Lance zaczął się chwiać. Opadł na kolana i osunął się na posadzkę.
-Nie, nie, nie!
Keith doskoczył do niego i przyciągnął go do siebie.
-Spójrz na mnie, Lance!- krzyknął łamiącym się głosem. Coś mokrego zaczęło spływać po jego policzkach.-Lance, słyszysz mnie? Wszystko... Wszystko będzie dobrze. Zaraz przyjdzie Pidge... A-albo Shiro... i...i...
-Hej...-Lance uśmiechnął się słabo. Jego oczy powoli zachodziły mgłą.-Nie płacz...-latynos uniósł drżącą rękę i otarł mu łzy. Keith jednak nie umiał ich powstrzymać. Nigdy nie płakał. Teraz jednak jego ciałem wstrząsały spazmy rozpaczy, a on nie mógł nic zrobić. Nic.
-Widzisz?-głos Lance'a stawał się coraz delikatniejszy.-Mamy swój wiążący moment. Tylko ty i ja.
Keith miał ochotę krzyczeć z bólu. Czuł się tak, jakby ktoś wyrywał mu serce.
-Wszystko będzie dobrze Lance... Z-zabiorę Cię stąd i...- dławił się słonymi kroplami.
-Ciii...-Lance przysunął się do jego twarzy. Jego skóra była niesamowicie blada.-Kocham cię Keith. Zawsze cię kochałem...
-Też Cię kocham!-załkał Keith.- zobaczysz, wrócimy na statek i wyzdrowiejesz!
Lance uśmiechnął się smutno i go pocałował. Jego wargi były zimne i delikatne. Po chwili odsunął się. Spojrzał w oczy Keith'a i zamknął powieki.
-Lance? Lance!- krzyk Keith'a rozległ się w korytarzu.
Latynos nie otworzył oczu.
-Nie, nie, nie, nie...-przycisnął do siebie ciało chłopaka.
Lance umarł, ratując mu życie.





Więc... Stwierdziłam, że napiszę coś smutnego. Mam nadzieję, że mi się udało. Poza tym miałam straszny problem z tytułem. Mama poradziła mi je nazwać "papryka", ale tego nie zrobiłam.  Jednak mam nadzieję, że Wam się podobało.

Shot ||Klance|| Voltron Legendary Defender ff one-shot Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz